Nie zawsze ludzie mogli się wspomagać notatkami, książkami, wujkiem Google. Musieli polegać na własnym mózgu.
Kiedyś mówca przemawiający z trybuny albo adwokat broniący klienta przed sądem musieli całą wiedzę trzymać w głowie.
Starożytni wymyślili więc system, który pozwalał używać własnej pamięci jak pojemnika lub notesu na informacje. Była to sztuka pamięci, której kursy odbywano w ramach nauki retoryki.
W średniowieczu o niej zapomniano. Wróciła w renesansie, ale na niewiele ponad stulecie, ponieważ dostępność papieru uczyła lenistwa i zapisywania zamiast zapamiętywania, a właściwie układania informacji w umyśle.
Mistrzowie tej mnemotechniki wizualizowali sobie skomplikowane struktury: pałace, areny, schody, balkony i poszczególne ich miejsca, fachowo zwane loci, zapełniali symbolicznymi figurami, które przypominały im o treści tego, co mają powiedzieć. W tych teatrach pamięci powinno wiele się dziać: postaci miały być wyraziste, nacechowane dumą, miłością albo gniewem, miały wznosić broń lub lubieżnie się obejmować, nosić osobliwe szaty i w krzykliwych kolorach.
Zodiakalna budowla pamięci
I tu sztuka pamięci łączyła się z astrologią, ponieważ ta dostarczała jej gotowego materiału na te wyobrażenia: w loci mnemonicznych gmachów rozmieszczano planetarne bóstwa i zodiakalne zwierzęta. Sam zodiak, jako kolista arena podzielona na dwanaście pól, znakomicie się nadawał na to, żeby służyć jako budowla pamięci albo podstawa pod taką jeszcze bardziej rozbudowaną budowlę.
Świat wyobrażany przez mistrzów pamięci, którymi byli słynni twórcy, ludzie renesansu, przenikał do świata realnego: wznoszone gmachy – kościoły, teatry i pałace – miały coś z wewnętrznych budowli pamięci i odwrotnie: te, które zmaterializowano, służyły jako mnemoniki kolejnym zapamiętywaczom.
Sztuka pamięci była także pracą z umysłem – dzięki niej ludzie Zachodu kultywowali wizualizację, która jest potężnym środkiem usprawniania umysłu i podniesienia go na wyższy poziom. W hinduskiej jodze i w tybetańskim buddyzmie wizualizacja służy przecież do kontaktowania się z bóstwami i nabierania mocy koniecznych do osiągnięcia oświecenia.
Niestety, sztuka pamięci została zapomniana! A to za sprawą tanich książek, zeszytów i notesów. Na szczęście przetrwała w astrologii, w praktyce astrologów oraz tarocistów.
Tarot nie dla zapominalskich
Nie wspomniałem o tym wcześniej, jednak również tarot, jego barwne i figuralne karty, na których wiele się dzieje, oraz rozkłady kart przypominające mandale są w prostej linii potomstwem tamtej dawnej sztuki pamięci.
Astrologia i tarot stawiają wysokie wymagania intelektualnej sprawności astrologa (lub tarocisty), w tym wymagają trzymania mnóstwa danych w pamięci. Tak dzieje się podczas interpretacji horoskopu lub rozkładu kart. Trzeba jednocześnie widzieć horoskop albo układ kart pod różnym kątem i z innej perspektywy – to jest coś, w czym nie pomoże program komputerowy. Trzeba umieć tymi wysoce złożonymi obiektami, jakimi są układy planet czy rozkłady kart, operować i manipulować w pamięci.
Dlatego astrologowie i tarociści, chcąc nie chcąc, sztukę pamięci odkrywają przy okazji swojej praktyki.
Mnemotechniczne widzenie
Teraz, kiedy uczę astrologii bądź tarota na kursach, zalecam robić ćwiczenia, które budują mnemotechniczne lub wizualizacyjne widzenie. Takim ćwiczeniem jest ręczne rysowanie kosmogramu albo jego fragmentów. Albo uczenie się na pamięć pewnych ważnych rozkładów kart, jak wiersza. Albo nauka poruszania się po horoskopie z zadaniem: powiedz, co tam widzisz?
Częścią tej astrologicznej sztuki pamięci jest też przyporządkowanie kart tarota do pewnych miejsc w zodiaku. Wspominałem o tym także w tych felietonach. Kto uważnie czyta, zauważył.
Wojciech Jóźwiak
fot. shutterstock
Nie zawsze ludzie mogli się wspomagać notatkami, książkami, wujkiem Google