Elce życie rozłaziło się w rękach. Czuła, że nie ma siły przebicia, że inni są lepsi. Sypało się jej małżeństwo. Wszystko się zmieniło, gdy za namową przyjaciółki poszła do współczesnego maga, czyli... coacha.
Zanim Elka jednak poszła po poradę, zaczęła się zastanawiać, kim jest ten cały tajemniczy coach. Słyszała o takich ludziach w telewizji, wiedziała, że po angielsku słowo „coach” (wym. koucz) oznacza trenera. Ale przecież nie będą razem ćwiczyć fikołków!
Może coach jest jednak bardziej magikiem? Psychologiem? – Blisko! Jestem trenerem osobistym – wyjaśnia Justyna Dworczyk, certyfikowany coach z kilkuletnim stażem.
I dodaje: – A także w pewnym sensie przewodnikiem, nawigatorem, który pomaga rozwiązywać zarówno bieżące problemy, jak i te, które nawarstwiły się przez lata.
Dobry coach to mistrz słuchania i zadawania celnych pytań. Nie daje nam gotowych recept, nie mówi, jak mamy sobie poradzić z czymś, co nas dręczy.
Jednak przenikliwy sposób prowadzenia rozmowy, umiejętne drążenie choćby pozornie „głupich” wątków doprowadza do tego, że osoba, która szuka pomocy, sama zaczyna widzieć swoje błędy. I sama znajduje rozwiązania.
Tak było z Joanną perfekcjonistką. To ta cecha sprawiła, że potwornie się w życiu męczyła. Zanim włożyła naczynia do zmywarki, myła je dokładnie. Pół godziny stała przy żelazku, prostując niewidoczną fałdę na spódnicy. Wszystko musiała zrobić idealnie.
– W czasie sesji zadałam jej pytanie – opowiada Justyna Dworczyk. – Co stracisz, gdy przestaniesz być perfekcjonistką? Bardzo się wtedy zdenerwowała. – Co stracę?! – podniosła głos. – Jasne, że nic nie stracę! Tylko zyskam! To niezbyt mądre pytanie! – dorzuciła.
Wreszcie pod koniec sesji powiedziała: – Wiem. – Nie musisz mi mówić – odparła Justyna, lecz Joanna chciała podzielić się odkryciem. – Jak przestanę być perfekcjonistką, stracę... swój wizerunek!
Wizerunek, który kształtował się od dzieciństwa. Idealnej córki, uczennicy, potem studentki, pracownicy, matki i żony. Wizerunek, który był dla niej ważniejszy niż radosne życie.
To nic innego, jak ograniczenia, które w sobie nosimy, a które profesjonalny coach (przysłuchując się temu, co mówimy, i zadając celne pytania) potrafi nam wskazać. Coach pomaga nam pozbyć się wewnętrznych barier, odkrywa drzemiący w nas potencjał i energię do działania.
Ale to, co potem z tym zrobimy, jest już naszą sprawą. Jedno z podstawowych założeń coachingu zaskakująco przypomina tę, którą kierują się wszystkie doświadczone czarownice. I brzmi: „Masz wszystkie zasoby, by działać skutecznie – trzeba tylko je uruchomić!”.
To ty kształtujesz bowiem rzeczywistość według własnej woli. Elce, której wszystko „rozłaziło się w rękach”, dzięki kilku sesjom z profesjonalnym coachem wyszło czarno na białym, dlaczego jej się nic nie udaje.
– Chciałam założyć sklep ze zdrową żywnością – opowiada. – Robię rewelacyjne dżemy, galaretki, przetwory, soki. To moja pasja. Chciałam je sprzedawać. Podzielić się z ludźmi tym, co umiem robić najlepiej. Ale mój mąż jest człowiekiem na stanowisku. Twierdził, że głupio by mu było mieć żonę, która smaży konfitury.
Pchał mnie na studia podyplomowe. Czułam się nieszczęśliwa, bo nie chciałam go zawieść. I co? Od coacha Elka usłyszała pytanie: – Co się stanie, gdy zawiedziesz siebie?
Jeszcze tego samego dnia, nie zważając na protesty męża, złożyła wniosek o założenie firmy. Poczuła, że nabrała wiatru w żagle. Coaching uświadomił jej, że nosi w sobie odwagę, talent, siłę. O to przecież w tym wszystkim chodzi. O wspieranie ludzi w zdobywaniu tego, czego pragną. Ale bez robienia tego za nich!
Sonia Ross
fot.shutterstock.com