Na cmentarzu, gdzie leżą rodzice Bożenny Kędzierzawskiej, nie ma już ani jednej błąkającej się duszy. Wszystkim pomogła znaleźć drogę do światła.
Niczego nie planowałam – Bożenna z uśmiechem podaje mi herbatę. – Dusze same mnie znalazły. Pierwszy o pomoc poprosił mnie mój nieżyjący kuzyn, Kazik. Miałam tylko 16 lat, byłam przestraszona i nie do końca rozumiałam, czego ode mnie żąda. A on chciał tylko modlitwy. Nawiedzał mnie dotąd, aż spełniłam jego prośbę. Wtedy jeszcze nie umiałam mu pomóc w inny sposób. Nie miałam pojęcia, że dusze zmarłych błąkają się na ziemi latami i szukają dla siebie ratunku.
Oni nie wiedzą, że już nie żyją
Z czasem – po tym, jak wyszła za mąż, urodziła synów Adama i Cezarego, pokończyła kursy radiestezyjne, otrzymała dar jasnowidzenia i jasnosłyszenia, które wykorzystywała w swojej pracy bioterapeuty – czuła i widziała coraz więcej. Zmarli towarzyszyli jej w dzień i w nocy. W autobusie. Kiedy prowadziła samochód. Nie bała się ich. Wiedziała, że nie zrobią jej krzywdy, że raczej czegoś od niej oczekują. Im mniej czuła lęku, tym była bliżej nich. Czasem ich słyszała, czasem widziała. Chcieli, by przekazała bliskim informacje, załatwiła zaległe sprawy. Ale przede wszystkim prosili o pomoc w przejściu na drugą stronę. – Człowiek, który umiera nagle, często nie jest na to gotowy – tłumaczy Bożenna. – Jego dusza przez pewien czas wciąż tkwi blisko ciała. Są też osoby, które zginęły tragicznie i nie wiedzą, że nie żyją. Inne są niezwykle przywiązane do swego majątku i po śmierci też go pilnują.
Tak było z pewnym mężczyzną, który w swoim wielkim domu ukrył puszki z pieniędzmi i złotem. Zmarł i jego córki nie dostały nawet złotówki. Szukali radiesteci, specjaliści od wykrywania metalu. Bezskutecznie. Córki zwróciły się o pomoc do pani Bożenny. Przyjechała i poprosiła mężczyznę, by się ujawnił. Po kilku minutach pojawiła się niewyraźna postać. Mężczyzna oznajmił Bożennie, że ciężko zapracował na swój skarb i nie zamierza nic dawać córkom. Kazał medium odejść, mówiąc: „Jeśli ja sam nie wskażę, nikt złota nie znajdzie”. Takich historii o przywiązaniu do majątku Bożenna zna wiele. Niekiedy ich finał bywał dramatyczny.
Tu została nasza krew
– Gdy mieszkałam w Chicago, wezwano mnie do ludzi, którzy po przeprowadzce do nowego domu zaczęli mieć problemy – opowiada. – Domownicy się kłócili. Kiedy weszłam do budynku, zapaliłam świece i kadzidła, odmówiłam modlitwę. Pojawiła się przede mną indiańska rodzina. Oznajmili, że zostali tu zamordowani i chociaż pochowano ich gdzie indziej, tutaj została krew. A na ich krwi nikt nie będzie mieszkał. Długo ich przekonywałam, że w innym świecie poczują się szczęśliwi. Zadziałał argument, że zawsze mogą tu wrócić. Odeszli. Również w Stanach miało miejsce podobne zdarzenie. Polska rodzina kupiła okazyjnie dom z lat 30., piękny jak z bajki. I zaczęły się spory, problemy, choroby…
– W czasie seansu okazało się, że zbudowali go dla siebie młodzi ludzie z małą córeczką – wyjaśnia Bożenna.
– Wszyscy zginęli w wypadku samochodowym, a potem nie chcieli się zgodzić, by ktoś inny cieszył się domem. Ich Bożenna także długo przekonywała, że to miejsce już do nich nie należy, że ich radość jest gdzie indziej. W końcu zniknęli, zrzucając coś w rodzaju betonowych butów, którymi byli przykuci do ziemi.
Bo dusze nie mogą się same uwolnić. Czasem nie chcą, czasem nie mają świadomości, że istnieje coś więcej niż świat, w którym kiedyś żyły. Niektóre się mszczą, inne nie mogą się pogodzić z utratą ciała. Inne dokuczają, zupełnie jak wtedy, gdy żyły.
Do trumny w ładnej bieliźnie
– Kiedy człowiek odchodzi, nie można go błagać, żeby został, bo dusze wówczas cierpią – przestrzega Bożenna. I dodaje: – Można tylko prosić. Po śmierci zmarły jest jeszcze trzy dni przy ciele, widzi nas i słyszy. Nie jest mu wszystko jedno, w czym zostanie pochowany. Niegdyś przyszedł do Bożenny młody człowiek, który stracił matkę. Przyniósł zdjęcie, dzięki któremu miała się z nią skontaktować. Pytał, w co ma ubrać mamę do trumny. Dusza powiedziała, że w szafie jest ulubiona sukienka w groszki, a bielizna i nowe buty na półce po lewej stronie. Wszystko się zgadzało. Innym razem duch mężczyzny prosił o to, by włożyć mu do trumny okulary. Trzymał je w szufladzie szafki przy łóżku. Rodzina zapewniała, że to niemożliwe, bo zmarły miał świetny wzrok. Byli zdumieni, gdy znaleźli okulary tam, gdzie powiedziała Bożenna. Terapeutka – dzięki specjalnemu rytuałowi, modlitwom, pomocy ze strony aniołów – ułatwia duszom przywiązanym do ziemi uwolnić się od niej. W ten sposób pomaga także żyjącym. Zdejmuje z nich napięcie, strach, złe energie. I daje nadzieję, że ich bliscy nie błąkają się, ale są szczęśliwi w innym świecie.
Jak ułatwić zmarłemu podróż ku światłu - radzi Bożenna Kędzierzawska
- Dusza łatwiej odchodzi, gdy człowiek umiera w ciszy, słysząc wokół siebie nie głośny płacz, ale modlitwę.
- Zmarłego ubieramy w najlepsze lub ulubione ubrania, by godnie pojawił się w niebie.
- Pogrzeb powinien się odbyć dopiero po trzech dniach, tyle czasu dusza tkwi przy ciele. Stąd zwyczaj czuwania przy zmarłym – by nie czuł się opuszczony.
-
Jak najszybciej starajmy się pogodzić z odejściem bliskiej osoby. Nasza rozpacz nie pozwala odejść duszy do światła.
Agnieszka Gruss
fot.shutterstock.com