Wystarczy wsiąść w samochód i już po godzinie jazdy od granicy niemiecko-polskiej znajdziemy się w mieście, w którym pierwszą europejską porcelanę pomogła odkryć... zjawa!
Od razu zdziwienie – w tym mieście wszyscy uśmiechają się do wszystkich, a właściciele licznych sklepików z porcelaną szerokim gestem zapraszają do siebie, niczym na jakimś wschodnim jarmarku. Ale nie ma mowy o nachalnym namawianiu do zakupów! Sprzedawcy są bardzo serdeczni i chętnie opowiadają o przeszłości swoich skarbów.
W tle sączy się skoczna muzyczka, bo w wielu miejscach spotkamy ulicznych grajków. A między klombami natkniemy się na... drzewa w dzierganych na szydełku kolorowych ubraniach. Na każdym kroku spotykamy małe kawiarenki, zapraszające na przekąskę, kawę, piwo czy znakomite regionalne wino (uznawane przez fachowców za najlepsze w Niemczech!). Co ciekawe, duże winnice można spotkać... niemal w centrum miasta. A gdy już nacieszymy się starówką, czeka nas jeszcze wizyta w Muzeum Porcelany. Ono też potrafi zaskoczyć, choć nieco inaczej.
Legenda białego złota
Miśnia na cały świat słynna jest właśnie dzięki porcelanie. Tę odmianę ceramiki wynaleźli Chińczycy w VII wieku. Do Europy dotarła z końcem średniowiecza i nazywano ją „białym złotem”. Była koszmarnie droga, droższa nawet od srebra, a handel nią przynosił ogromne zyski. Królowie musieli jadać na porcelanowych zastawach! Dlaczego? Bo wierzyli, że porcelanowe naczynie rozpadnie się, gdy tylko znajdzie się w nim trucizna, podstępnie podana w potrawie lub napoju…
W naszych czasach serwisy z porcelany są drogie, ale sumy, które płacono za nie przed wiekami, trudno sobie nawet wyobrazić. Wtedy i w szlacheckich domostwach używano naczyń z cyny, drewna, kamionki i gliny. Porcelana była sensacją i koszmarnym zbytkiem. Tajemnicę wytwarzania chińskiej porcelany próbowano odkryć na różnych dworach Europy przez cały XVI i XVII wiek. Z miernym skutkiem. Pomógł przypadek. Albo... magia.
Problemy alchemika
Alchemik Johann Friedrich Böttger uciekł z Prus, gdy tamtejszy władca kazał mu opracować metodę wytworzenia złota z rtęci. Lecz wpadł z deszczu pod rynnę. Fryderyk August Mocny, władca Saksonii, siłą zatrzymał go w Miśni. Legenda mówi, że król zagroził alchemikowi, iż jeśli nie wyprodukuje złota, zostanie ścięty na złotej gilotynie.
Böttgerowi życie uratowała nie alchemia, ale napotkany w nocy karzeł-zjawa. Kazał mu udać się do winnicy i tam wykopać głęboki dół. Alchemik spełnił polecenie, ale był zrozpaczony, gdy jedynym efektem jego starań był coraz większy wykop i rosnące problemy z wbiciem łopaty w twardą jak kamień glinę. Lecz wtedy karzeł objawił mu się po raz drugi; polecił glinę wymieszać z kwarcem i skaleniem, dodać kilka innych składników i wypalić to wszystko razem w piecu o bardzo wysokiej temperaturze, przygotowanym do przemienienia rtęci w złoto... Tak zrodziła się pierwsza europejska porcelana z prawdziwego zdarzenia – w niczym nieustępująca chińskiej. August II Mocny – elektor saski, król polski i wielki książę litewski – nie dostał więc wprawdzie złota, ale materiał wówczas nie mniej cenny.
Wkrótce w pałacu królewskim – Albrechtsburg – założono pierwszą manufakturę porcelany, a tajemnicy jej wyrobu pilnie strzeżono. Odkrywca miśnieńskiej porcelany mieszkał i pracował w warunkach godnych króla, ale zamek mógł opuszczać tylko pod strażą. Podobno i dziś nocną porą można spotkać jego ducha, wędrującego po zamkowych komnatach. Jest chyba jedynym widmem na świecie, które pokazuje się z mokrym ręcznikiem na głowie, bo łaknie ochłody od skwaru pieców, w których wypalał porcelanę.
Czy to prawda, czy nieprawda... W każdym razie z magią graniczy tempo, w jakim przed 300 laty rozwinięto produkcję „białego złota”. Już w roku 1713 na targach w Lipsku oferowano do sprzedaży porcelanę z Miśni. Ważny okazał się rok 1720, kiedy trafił tu tajemniczy malarz Horold, który wynalazł klasyczny styl miśnieńskiego malarstwa, powtarzany do dziś nie tylko w Miśni.
Królestwo porcelany
Manufaktura Porcelany w Miśni w tym roku obchodzi 300 lat swego istnienia i wciąż pracuje. Ale jest tu i wielkie muzeum, w którym sprzedawane są również nowe wyroby z „białego złota”, oznakowane dwoma błękitnymi mieczami. Ten symbol – skrzyżowane niebieskie miecze nawiązujące do herbu Wettynów – należy do najlepiej rozpoznawalnych europejskich logotypów i najpowszechniej podrabianych znaków towarowych na świecie. Jednak muzealny sklepik nie jest najlepszym miejscem na robienie zakupów. Nawet niepozorne i wykonane kilka dni temu figurki potrafią tu kosztować prawie 100 euro! Zakupy robią więc głównie skośnoocy wielbiciele porcelany, bo w Japonii tutejsze wyroby są cenione znacznie bardziej niż chińskie. Za najtańsze naparstki trzeba zapłacić 40 euro. Ozdobione kwiatkami kosztują już ponad 100. Jednak menedżerowie japońskich firm nie szczędzą jenów na miśnieńskie wyroby dla swoich szefów i dam serca. Mają przynajmniej gwarancję, że to autentyk, a nie sprytna podróbka wykonana na Tajwanie czy w kontynentalnych Chinach.
Pamiątki i antyki taniej można kupić w rozlicznych sklepikach na starówce. Tam każdy znajdzie coś dla siebie. Choćby repliki porcelanowych monet za kilka euro, które w XIX wieku były w obiegu w niektórych księstwach niemieckich i śląskich. Podobno przynoszą szczęście...
I odrobina... homeopatii
A na koniec jeszcze jedna niespodzianka: w Miśni urodził się i przez lata pracował lekarz Samuel Fryderyk Christian Hahnemann (1755–1843), twórca homeopatii, skądinąd syn malarza porcelany. Dziś każdy słyszał o homeopatii i wielu z niej korzysta, choć często uważana jest bardziej za magię niż metodę leczenia zgodną z wiedzą naukową. A właśnie mija 200 lat od kiedy Hahnemann opublikował swoje najważniejsze dzieło – „Organon der rationallen Heilkunst” („Organon sztuki medycznej”), dziś nazywane biblią homeopatów.
Zdjęcia: Mariola Pasek