Witkacego życie po śmierci
Miał słabość do kobiet, wódki i narkotyków. Na dodatek uwielbiał skandale. Nawet jego śmierć jest zagadkowa. Niektórzy uważają, że artysta wszystko wymyślił, a potem chichotał w ukryciu, ciesząc się z mistyfikacji.
Witkacy, a właściwie Stanisław Ignacy Witkiewicz, wielkim artystą był. Doskonale rysował. Jeszcze lepiej pisał. Ale ciasno mu było w świecie pełnym konwenansu, dawno przebrzmiałych zasad i fałszu. I choć przewidywał jego rychły upadek, uważał, że nowy świat wcale nie będzie lepszy. Dlatego dla wielu było zaskoczeniem, gdy ten skandalista i prześmiewca po wybuchu II wojny światowej zgłosił się do wojska, aby walczyć za ojczyznę. Został odesłany z kwitkiem, bo miał wówczas 54 lata i chyba myślano, że to kolejny jego dowcip. Sensację wywołała jego samobójcza śmierć – 17 września 1939 roku. Niektórzy po dziś dzień uważają, że Witkacy samobójstwo sfingował i żył w powojennej Polsce jeszcze długie lata.
Kto widział trupa?
Decyzję o samobójstwie podjął, gdy dowiedział się o inwazji Rosjan na Polskę. Ten krok zaplanował wspólnie z Czesławą Oknińską, swoją życiową partnerką. Mieli to zrobić podczas spaceru po okolicznym majątku Jeziora na Polesiu, w którym znaleźli schronienie w czasie wojennej zawieruchy. Po kilku godzinach do dworu wróciła sama Oknińska, była pod wpływem narkotyków. Powiedziała, że Witkacy otworzył sobie żyły i zmarł, a ona połknęła śmiertelną dawkę narkotyków, ale popiła je wodą z kałuży i prawie natychmiast zwymiotowała. Po tej makabrycznej opowieści zemdlała i nie mogła przebudzić się z ciężkiego narkotycznego snu przez kilka dni. Kiedy doszła do siebie, okazało się, że jest już po pogrzebie. Po wojnie Czesława Oknińska twierdziła, że widziała grób, w którym spoczął Witkacy.
Farsa, nie pogrzeb
W 1988 roku szczątki Witkacego, z pierwszego grobu w Jeziorach, z wielką pompą przewieziono do Zakopanego. Po to, aby pochować je w mogile matki – Marii Witkiewiczowej. Na miejscu urządzono mu, jak się wówczas mówiło, „pogrzeb państwowy pierwszej klasy”. Była góralska muzyka i łzy, były wiersze i przemówienia.
Niestety nikt z obecnych na pogrzebie, poza przedstawicielami władz, nie wiedział, że do mogiły składa się szczątki nieznanej nikomu ukraińskiej kobiety.
Ówczesne władze doskonale wiedziały, że ceremonia jest farsą. Potwierdziła to ekshumacja przeprowadzona w 1994 roku. Gdzie są więc prawdziwe szczątki Witkacego?
Pocztówka do Zuzy
Witkacy uwielbiał prowokować i do swoich wielopiętrowych mistyfikacji wciągał całe otoczenie. Miał na przykład w zwyczaju rozdawać znajomym zaklejone koperty, w których znajdowały się kartki pocztowe zaadresowane do innych znajomych. Prosił, by kartki te wysłano na przykład w roku 1950. Podobno istnieją pocztówki podpisane przez Witkiewicza, które zostaną wrzucone do skrzynek pocztowych w roku 2010 i później. Na początku lat 50. kartkę taką dostała niejaka Zuza, mieszkanka Zakopanego, którą Witkacy uwiódł przed wojną. Była narzeczoną miejscowego fryzjera, ten z kolei groził Witkiewiczowi amputacją organów płciowych, co zamierzał zrobić brzytwą. Na szczęście sprawa rozeszła się po kościach. Na kartce, którą otrzymała Zuza, skreślone były ręką Witkacego słowa następujące: „Ratuj, jestem u kresu…”. Nikt nie wie, kto tak naprawdę wrzucił tę kartkę do skrzynki.
Jest to pierwszy ślad sugerujący, że Stanisław Ignacy Witkiewicz jednak przeżył wojnę i ukrywa się gdzieś w Polsce.
Historia sztucznej szczęki
Drugim była wizyta zamieszkałej tuż po wojnie w Łodzi Czesławy Oknińskiej w gabinecie dentysty, który leczył popsute zęby Witkacego jeszcze przed wojną. Artysta zamówił u niego sztuczną szczękę, której nie zdążył odebrać przed ucieczką z Warszawy. W roku 1946 odebrała ją Czesława Oknińska. Po co to zrobiła? Komu przekazała tak absurdalny przedmiot? Przecież zmarły nie potrzebuje sztucznej szczęki. No, chyba że wcale nie umarł, tylko żyje i bardzo dokucza mu brak zębów trzonowych. Witkacy miał poważne kłopoty z zębami, nie dbał o nie, psuły mu się i płacił obrazami i rysunkami za wizyty u dentysty. Gdy miał 54 lata, nie pozostało mu już zbyt wiele zębów, postanowił więc zamówić protezę, aby w ogóle jakoś funkcjonować. Nie udało mu się jednak jej odebrać. Kolejnym śladem jest wizyta Oknińskiej w warszawskim salonie Desy. Kobieta przyniosła tam – już w latach 60. – kilka rysunków sygnowanych przez Witkacego. Były to jej portrety, przedstawiały ją, kiedy była młoda. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie pewna informacja, że sprzedane wtedy portrety spaliły się w czasie powstania warszawskiego w mieszkaniu Oknińskiej. Byłyby więc to repliki stworzone przez żyjącego artystę, który zarabiał na życie rysowaniem antydatowanych własnych dzieł? Zwolennicy tej teorii twierdzą, że Witkacy żył i mieszkał w Łodzi. Zmarł w 1968 roku i został pochowany po kryjomu pod dębem w miejskim parku. W maju ruszyła produkcja filmu opowiadającego o wielkiej niewiadomej, jaką była śmierć Witkacego – artystę gra Jerzy Stuhr, reżyseruje Jacek Koprowicz. Czyżby zapowiadała się kolejna mistyfikacja?
Tomasz Mróz
Witkacy rozdawał znajomym zaklejone koperty, w których znajdowały się kartki pocztowe zaadresowane do innych znajomych. Prosił, by kartki te wysłano na przykład w roku 1950. Podobno istnieją pocztówki podpisane przez Witkiewicza, które zostaną wrzucone do skrzynek pocztowych w roku 2010 i później.