Jest wierny jak cień i jak cień niedostrzegalny. Zacznijmy go zauważać, a życie stanie się lepsze.
Przez dziewięć miesięcy ciąży żyjemy sobie spokojnie w środowisku,
wydawałoby się, nieprzyjaznym dla człowieka. Przecież nie mamy skrzeli,
tylko płuca. Ale jakoś dajemy sobie radę. Nieźle nam idzie i nagle… coś
nas gwałtownie z tego raju wyrywa, jakiś hałas nie do wytrzymania, huk
za hukiem, jasność o mało oczu nie rozerwie. Zimne powietrze atakuje
gardło, zimno wokoło, zatyka nas, przestajemy oddychać i wtedy – bach – klap w pupę. Boooooli. Płaczemy, ba, wrzeszczymy. Co się dzieje?
Pierwszy krzyk
Ten pierwszy szok to gwałt na naszej zastraszonej osobie. Gwałt, który
często jest powodem wielu nękających nas już „w dorosłości” stresów,
zahamowań, obciążeń. Kiedy wiele lat później zagubieni wśród
rzeczywistości szukamy pomocy u psychologów – niemal zawsze wracają do
tego zdarzenia, do naszego pierwszego kontaktu ze światem, do naszej
traumy, bo przecież znakomita większość z nas tak właśnie przychodziła
na świat. Wraz z pierwszym oddechem zaczynamy życie, z ostatnim je kończymy.
Oddech towarzyszy nam cały czas. Nigdy wszak nie zastanawiamy się, że
oddychamy. I stąd bierze się wiele naszych kłopotów. Po prostu bardzo
często nie oddychamy, jak należy. A przecież gdy weźmie się kilka
głębszych oddechów, mija strach, stres, kołatanie serca i zdenerwowanie.
Nitka łącząca ducha z ciałem
Istnieje specjalna metoda oddychania, mająca swoje korzenie w kulturze
indyjskiej, gdzie oddech („prana”) jest energią życia. Tę metodę
przybliżył światu i ujął w pewien „regulamin” Leonard Orr, twierdząc,
że sztuka ta może być pomocna każdemu, kto ma jakiekolwiek kłopoty.
Świadome oddychanie podczas sesji rebirthingu (po angielsku:
odradzanie) pozwala przywrócić jego naturalny rytm zaburzony przez szok
porodowy. Wchodząc głęboko w specyficzny, coraz głębszy oddech,
wchodzimy równocześnie w nasze wnętrze, wyrzucając z siebie wszystko
to, co nam przeszkadza i co jest naszym utrapieniem: kłopoty z ludźmi,
problemy w związkach, złe układy z dziećmi, z rodzicami, tarapaty
finansowe, w pracy.
– Podczas sesji rebirthingu organizm pobiera zwielokrotnioną dawkę
tlenu. W komórkach spala się cukier, wytwarza energia, która silnym
strumieniem zaczyna „pędzić” przez ciało i zrywać wszelkie blokady
dotąd niepozwalające nam prawidłowo funkcjonować: zarówno te fizyczne,
jak i psychiczne – mówi Ewa Berger-Jankowska. – Rzadko udaje się to za
pierwszym razem. Czasami potrzeba wielu seansów i bardzo cierpliwego,
otwartego instruktora.
Jest jak muzyka
Swoje wrażenia z sesji tak opisuje na stronie polskich rebirtherów (www. rebirthing. pl) Magda, jedna z jej uczestniczek:
„Ręce
zaczęły mi drętwieć, później nogi, brzuch i na końcu twarz. Czułam się,
jakbym była cała z marmuru. Nie mogłam ruszyć nawet pojedynczym
mięśniem. Gdy tak leżałam znieruchomiała zupełnie, doszły do mnie
oddechy innych osób na sali. Wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę,
że oddech jest najpiękniejszą muzyką na świecie. To było ogromne
przeżycie móc uczestniczyć w tej sesji wraz z innymi osobami i słyszeć,
jak ludzie pięknie oddychają. Życie jest piękne!”.
Rebirthing dzięki udrożnieniu kanałów przepływu energii jest w stanie
wyleczyć z wielu chorób, szczególnie tych o podłożu psychosomatycznym.
Jedna z teorii powstawania nowotworów twierdzi, że komórki nowotworowe
rozwijają się przy braku tlenu – w ich przypadku poleca się rebirthing
jako metodę wspomagającą leczenie.
Oddech więc może być również lekarstwem. Ten właściwy, energetyzujący,
otwiera całe ciało i umysł na pełnię życia. Ten codzienny, płytki,
ułatwia jedynie przeżycie.
Ewa Berger-Jankowska,
(znamy ją również z filmów: „Marysia i Napoleon”,
„Ballada o ścinaniu drzewa”, „Przeciwko bogom”)
jest certyfikowanym
rebirtherem i od 25 lat
prowadzi w Warszawie sesje rebirthingu
i kursy
na stopień kandydata na instruktora.
tekst i zdjęcie: Jędrzej Fijałkowski