Kto raz zobaczył góry Kaukazu, już nigdy tego widoku nie zapomni. Ta kraina będzie go wabić i wzywać. W czysto magiczny sposób…
Gdybym nawet nie widział nic więcej, tylko tego jeźdźca na koniu wyłaniającego się z mgły i znikającego po chwili, jakby był duchem, to tylko dla tego widoku warto było tu przyjechać! – z wielkim entuzjazmem krzyknął jeden z uczestników wyjazdu na Kaukaz. W pełni się z nim zgadzam. Tym bardziej że na wyprawie zobaczyliśmy i doznaliśmy znacznie więcej, o wiele więcej…
To dziwne, że z Polski prawie nie ma wycieczek na Kaukaz. Trzeba dobrze się naszukać, by znaleźć biuro podróży, które pomoże zorganizować wyprawę. Ale co prawda, to prawda. Przejazd przez góry od Baku przez Tbilisi do Erywania to taka dawka ekscytujących wrażeń, że nie każdy potrafi znieść ją bez szwanku.
Potrzebna jest zatem dobra kondycja fizyczna i odporność psychiczna. Jedzie się wiele dni wąskimi serpentynami, gdzie z jednej strony jest przepaść, a z drugiej są pionowe zbocza. A po drodze przez trzy kraje – Azerbejdżan, Gruzję i Armenię – ma się widoki niezapomniane! Wodospady, urwiska skalne, górskie strumienie i rwące rzeki, kamienne świątynie, wieczny ogień i wiatr. Wszystkie żywioły połączone w najpiękniejszej postaci. To jest Kaukaz!
Święte płomienie Kaukazu
Święty płomień
Azerbejdżan zwany był krajem ognia, bo od czasów antycznych na jego terenie w wielu miejscach płonął wieczny ogień. Palił się za sprawą wydobywającego się z płytko położonego w ziemi gazu. W tych miejscach, gdzie się pojawiał, zbudowali świątynie jego kapłani – zoroastrianie. Czciciele ognia przybyli na te tereny z Indii i Persji. Ogień miał swoich strażników, którzy dniem i nocą modlili się przy nim i czuwali, by nikt niepowołany nie próbował go ugasić albo zbrukać.
Świątynia ognia Atashgah w pobliżu Baku powstała w VI w. a znikła na początku XX w. Ma też swoją, i to polską, legendę. Otóż wracający z syberyjskiego zesłania do Polski niejaki Wrzosek zatrzymał się w owej świątyni ognia, a w zamian za serdeczną gościnę, z jaką przyjęli go czciciele ognia, postanowił tam zostać. Był ostatnim strażnikiem ognia – w 1902 roku płomień niespodziewanie zgasł. A dzień przed tym zdarzeniem zmarł pan Wrzosek.
Co dziwne, w owym 1902 roku nagle zgasło na terenie Azerbejdżanu wiele wiecznych ogni, co zmartwiło jego czcicieli, bowiem według nich był to wiadomy znak, że idą bardzo złe czasy dla mieszkańców nie tylko tej ziemi, ale i całej planety. Uczeni sądzą, że prawdopodobnie wieczne ognie zgasły, gdy z początkiem XX wieku zaczęto w Azerbejdżanie masowo wydobywać ropę naftową, co naruszyło także pokłady gazu. Ale kto wie? Może to jednak była przepowiednia? Wkrótce wybuchły dwie wojny światowe…
W 1969 roku do świątyni Atashgah doprowadzono rurociąg gazowy i ogień znów zapłonął. Stało się tak, by podtrzymać świętą tradycję. Umożliwili to Hindusi, którzy też czczą ogień, dając pieniądze na instalację gazową. W pobliżu Baku jest miejsce, gdzie można zobaczyć wieczne płomienie wydobywające się ze zbocza wzgórza, wprost z ziemi. Wygląda to wspaniale, szczególnie wieczorem i nocą. Tak jakby w środku zielonego zbocza płonął kominek z jasnymi językami ognia. Obok znajduje się restauracja i można ucztować pod gołym niebem, grzejąc się w miłym cieple.
Czy to jeździec, czy duch gór?
Pod ochroną duchów
Jeśli chcesz zobaczyć, jak przed wiekami żyli mieszkańcy Kaukazu, jedź do Xinaliq. Trzeba dojechać do miasteczka Quba (170 km od Baku). A stamtąd wytrzymałym samochodem terenowym do aułu Xinaliq. To najwyżej położona na Kaukazie wioska – 2800 metrów n.p.m. Do niedawna można tam było dostać się tylko na osiołku albo dojść pieszo. Drogę do wioski stanowi wąska ścieżka utwardzona kamieniami z okolicznych gór.
Dojechaliśmy tam z trudem samochodami marki UAZ, ponieważ padał deszcz i było ślisko. Nawiasem mówiąc, asfaltowych dróg prawie tu nie ma. I wielu miłośników Kaukazu mówi, że to wspaniale, bo to jedne z niewielu dziewiczych gór na naszej planecie, pełne surowego uroku. Jedzie się nad przepaściami, a z drugiej strony drogi jest wysoka ściana zbocza – strasznie robi się, gdy jest mgła. Starzy mieszkańcy gór są przekonani, że dopóki pełnia cywilizacji do nich nie dotrze, chronić ich będą duchy gór. Fakt, komórki ciągle nie mają tam zasięgu…
A w Xinaliq mieszkańcy żyją jak przed wiekami. Rodziny są wielopokoleniowe, dużo jest starców, którzy dzięki magii Kaukazu zachowują sprawność do końca życia. We wsi jest tylko jedna studnia, do której schodzą się kobiety i dziewczynki, bo to one dbają o zaopatrzenie w wodę. Woda jest niezwykle smaczna i można pić ją bez gotowania, gdyż płynie z wyżej położonego źródła.
W kamiennym kręgu
Nasza podróż trwa dalej. Mijamy wioski, szczyty, bezdroża. I dojeżdżamy do Carahunge, około 200 km od Erywania w Armenii. Znajduje się tu kamienny krąg starszy o 3,5 tys. lat od słynnego kręgu Stonehenge w Anglii. Prawie 7,5 tys. lat temu ówcześni mieszkańcy Kaukazu ułożyli ponad 200 kamieni. Wiele z nich ma wydrążone okrągłe otwory. Patrząc przez nie w określonym czasie, widzimy konkretne planety. Czy było to zatem miejsce kultu religijnego czy obserwatorium astronomiczne?
Nie wiadomo. Jedno jest pewne. W kręgach w Carahunge panuje znakomita dla zdrowia i samopoczucia energia. Badają ją radiesteci nie tylko ormiańscy, lecz także zainteresowani tajemniczymi zjawiskami przybysze z całego świata.
Pobyt w kręgu napełnia radosną energią, pozytywnie nastraja na wiele dni, a nawet tygodni. Warto pojechać do Carahunge, bo można czerpać z tego miejsca, nawet będąc od niego tysiące kilometrów. Wystarczy usiąść, zamknąć oczy i przypomnieć sobie to miejsce mocy. Dobry nastrój gwarantowany.
mogli wyryć starożytni astrolodzy
Zoroastryzm to religia, której wyznawcy wierzą, że jest bóg światła i dobra (Ormuzd) oraz bóg ciemności i zła (Aryman). Bogowie ci walczą ze sobą nie tylko na planie duchowym, ale i materialnym, a ludzie wybierając dobro, wspierają Ormuzda, a opowiadając się za złem, wybierają Arymana. Na końcu świata nastąpi powszechne oczyszczenie za pomocą ognia i zwycięstwo dobra.
W wiosce Xinaliq nie ma ani jednego sklepu.
Ludzie sami noszą wodę, pieką chleb, wyrabiają sery.
I żyją dłużej niż mieszkańcy Zachodu…