Jej niezwykłe predyspozycje odkrył Wacław Korabiewicz – podróżnik, pisarz, jeden z pierwszych lekarzy na „Darze Pomorza”. Dziwne ciepło i moc – jak powiedział w trakcie towarzyskiego spotkania – spowodowały jego lepsze samopoczucie i głębszy oddech. Od tego czasu Barbara Lichorobiec-Sokołowska korzysta ze swoich niezwykłych predyspozycji, aby pomagać innym. Najczęściej zgłaszają się do niej ludzie cierpiący na migreny, bóle kręgosłupa, reumatyzm, najróżniejsze nerwice i stany pourazowe.
– Na początku rozmawiam z pacjentem, aby ocenić, w jakiej jest formie psychicznej. Potem proszę o położenie się na łóżku. Włączam relaksacyjną muzykę i zaczynam dotykać chore miejsca na ciele. Sesja trwa około godziny – opowiada bioenergoterapeutka.
Dzieci najlepiej przytulać
W trakcie zabiegu Barbara Lichorobiec-Sokołowska stosuje biomasaż z elementami masażu tybetańskiego, indiańskiego, polarity oraz wielu technik relaksacyjnych. Zabieg ociepla organizm, likwiduje stany zapalne, uspokaja system nerwowy, ujędrnia mięśnie, wprowadza w organizmie harmonię i równowagę. – Energię przesyłam nie tylko dłońmi, ale i całym ciałem. Gdy przychodzą do mnie chore dzieci, po prostu przytulam je do siebie – mówi bioenergoterapeutka.
„Dziękuję pani Barbaro za pomoc. Ataki minęły. Wcale nie kaszlę. Może dzięki pani dłoniom będę zdrowa” – pisała w liście z podziękowaniem Melisa Gilber, dziewczynka z USA, która skorzystała z pomocy bioenergoterapeutki podczas jej pobytu w Stanach Zjednoczonych. Większość dzieci, które pojawiają się w jej gabinecie, ma problemy z odpornością, trapią je przewlekłe nieżyty gardła czy nosa. Są też i poważniejsze schorzenia: dzieci po urazach, kalekie od urodzenia czy z porażeniem mózgowym. Takim chłopcem był Maciek z Warszawy. Po zabiegach bioenergoterapeutki chłopiec zaczął sztywniej trzymać główkę, stał się bardziej gibki i silniejszy.
Odkryć ukrytą chorobę
„Jestem szczęśliwa, że zawsze mogę liczyć na te dłonie, które przynoszą tak wielką ulgę” (Zofia T.); „Doprawdy nie wiem, jakie byłoby moje życie bez tych serdecznie wyciągniętych, ciepłych i kojących dłoni oraz szlachetnego i przyjacielskiego serca” (Teresa Ch.) – to podziękowania z Polski.
W gabinecie Barbary Lichorobiec-Sokołowskiej zjawiają się ludzie, którzy biorą leki, ale nie do końca wiedzą, co im jest. Dzięki zabiegom terapeutka może zlokalizować źródło złego samopoczucia, ale zawsze opiera się na opiniach lekarzy i wynikach badań pacjenta. Dokładnie pamięta przypadek swojej współpracownicy, która uskarżała się na ból w okolicach brzucha, była osłabiona i blada. Zgłosiła się do lekarza, zrobiła odpowiednie badania i po konsultacji dostała lekarstwa. Mimo przyjmowania leków w dalszym ciągu bardzo źle się czuła. Bioenergoterapeutka przeprowadziła u niej dwa zabiegi w ciągu jednego dnia. Minęła doba i znajoma znalazła się w szpitalu. Diagnoza – żółtaczka. Lekarz pogotowia ratunkowego powiedział, że jeszcze kilka godzin i mogłaby zapaść w śpiączkę. Pacjentka jest przekonana, że dzięki energii Barbary choroba wyszła z niej w odpowiednim momencie.
Barbara Lichorobiec-Sokołowska, przekazując ludziom swoją energię, zawsze przestrzega, że po pierwszym zabiegu mogą się odezwać niespodziewanie wszystkie urazy, nawet te z dzieciństwa. Ale to nic groźnego. Po prostu zostaje naruszona równowaga energetyczna organizmu. Następne zabiegi powodują, że wszystko wraca do normy.
Barbara Lichorobiec-Sokołowska jako bioenergoterapeuta działa faktycznie od 1978 r., ale oficjalnie od 2001 r., kiedy zdobyła uprawnienia w tym zawodzie. Wcześniej, w 1984 r., zdobyła uprawnienia czeladnicze jako radiesteta – jest jedną z pięciu pierwszych w Polsce. W 2005 r. została uhonorowana certyfikatem wydanym przez Ralpha Hübnera, twórcę leksykonu „Who is who”, który zawiera zbiór biografii osobistości z wszystkich dziedzin życia.
fot. archiwum bohaterki