Siedziałyśmy z Kaśką na leżakach. Słońce paliło jak oszalałe. I przypominało, jak gorące uczucia mogą namącić w głowie...
Ale skwar – westchnęła Kasia.
– Jak w piecu – przytaknęłam, omdlewając pod nieruchomym płótnem parasola. Nie miałyśmy siły na nic prócz leniwego gadania. A o czym można rozmawiać, gdy jakakolwiek żwawsza myśl zostaje natychmiast wysuszona przez słońce? Tylko o bujnym życiu uczuciowym znajomych.
– Do Igi zadzwonił znowu ten jej amant – powiedziała Kasia.
– Co ty mówisz? – zdziwiłam się. – Ten od basenu?
– Yes.
– I jak? Idylla rozpoczęła się na nowo?
– A gdzie tam. Pogoniła chłoptasia jak święty Michał diabła.
– To chociaż basen jej pozostał.
– No – roześmiała się. – Na pociechę.
Sprawa amanta Igi budziła w nas spore emocje. Igusia każde spotkanie rozpoczynała opowieścią o bajkowych randkach z Alonso. Bogaty przedsiębiorca poznał ją na jakiejś konferencji i... oszalał. Dla jej naturalnie rudych włosów, jasnej karnacji i poczucia humoru. Trójkątowi, w jaki Iga błyskawicznie się wplątała zauroczona ognistym Hiszpanem, dodawał pikanterii fakt, że była o 15 lat starsza od dziko zazdrosnej żony biznesmena. Oczywiście prosiła o tarota:
– Alonso chce się rozwieść z Petrą i ożenić ze mną. Planuje, że początkowo zamieszkamy u mnie, a później on kupi apartament. Rezydencję pod Madrytem i dom w Polsce zostawi żonie. Ale i tak trzeba będzie przeprowadzić podział majątku. Podobno ona jest okropnie pazerna. Zobacz w kartach, jak to się wszystko rozegra...
– Fatalnie! – wylałam jej kubeł zimnej wody na głowę. – Nastąpi jakaś potworna awantura. Rzuć go, póki jeszcze jest spokój.
– Ale jak mam z niego zrezygnować? – zafrasowała się Iga. – Otworzył przede mną świat... Myśli o mnie poważnie...
– Skąd wiesz?
– Bo inwestuje. Kupił pierścionek z brylantem i sfinansował budowę basenu w moim ogródku. Bo widzisz, on bez basenu nie może...
– A ja nie mogę patrzeć, w co ty się pakujesz.
Wymówiłam to w złą godzinę. Ponieważ wkrótce potem, akurat w chwili, kiedy zadowolony Alonso pierwszy raz zamierzał zanurzyć się w wodzie, przed domem Igi zatrzymało się ferrari. Wypadła z niego Petra, która najpierw rzuciła się z wrzaskiem na męża, po czym wytrzaskała Igę po buzi i wepchnęła ją do basenu. Później zabrała niewiernego, który na wiele miesięcy zapomniał o numerze i adresie „narzeczonej”.
Pociągnęłyśmy łyk ciepławej wody. Chyba trzeba się będzie ewakuować z tej patelni.
– A pamiętasz Lucjana? – zagadnęła znów Kasia. Pojęłam, skąd to skojarzenie. Poznałyśmy go dwa lata temu w równie upalny dzień. Wyszedł z morza koloru rtęci i przysiadł się do Katarzyny. Nie wiem, co sprawiło, że zaczął nam się zwierzać ze swej miłości do Oli. Wyznał, że z powodu ogromnego afektu nie może jeść ani spać. Ola jest jego przeznaczeniem. Oboje razem dorastali. Później ona wyjechała na studia, a gdy wróciła, wiedział, że nie może pozwolić jej odejść.
– Gdzie ona jest? – Kaśka rozejrzała się po przepełnionej plaży.
– Niestety – odparł Lucjan. Ukochana, nie ceniąc sobie jego przywiązania ani gorących zaklęć, znalazła innego faceta. Ta sytuacja okazała się dla mężczyzny potworna, wprost masakrująca go psychicznie.
– No to, Maria, może byś?... – wyczekująco zawiesiła głos Katarzyna. – Maria kładzie tarota. Co pan na to? – zwróciła się do mężczyzny.
Zgodził się z entuzjazmem. Powędrowaliśmy więc w trójkę do naszego pensjonatu. Tam rozłożyłam karty i...
– Demon. To zrozumiałe – oznajmił, zanim zdążyłam się odezwać.
– Uosabia tego partnera Oli. A Księżyc – ciągnął – to ja, z moją intuicją i wrażliwością... Nie wiem, czemu ona nie chce ze mną rozmawiać. Doszło do tego, że zaczajam się na nią w bramie. Piszę mejle – ona nie odpowiada. Wręczam listy – ucieka. Czemu? Ja tylko pragnę jej wytłumaczyć, żeby ze mną została! Nie wolno przeciwstawiać się losowi!
Słuchałam tego w zdumieniu. Tym bardziej że moim zdaniem Demon symbolizował Lucjana, a Księżyc Olę, wymęczoną i przestraszoną „dowodami uczuć” pytającego.
– Czy pan jej aby nie osacza? – zapytałam.
– Jak nie ma innego wyjścia – odparł z niezachwianym spokojem – osaczanie jest kwestią oczywistą.
– Nie mam już sił się prażyć – przerwała mi wspomnienia Kasia.
– To chodź. Kupimy rybę i damy ją tym bezpańskim kotom na tyłach ośrodka. Przynajmniej zrobimy coś pożytecznego.
Podniosłyśmy się z leżaków i weszłyśmy na rozpaloną ulicę.