Czy powiedzenie prawdy zawsze jest najlepszym wyjściem? Różnie bywa, ale często tylko to może skutecznie oczyścić atmosferę…
Przyszła do mnie starsza pani. Pytała o to i owo, aż wreszcie wyjawiła główny cel wizyty. Chodziło o stosunki w domu jej syna.
– Synowa tylko fruwa po świecie, a ja ciągle muszę zajmować się wnuczką – sarknęła. – Dziwi się pani, dlaczego nie robi tego ojciec? Robert choruje. Przysięgam pani, że przez nią. Na co? Dusza go boli. Od dziecka był taki wrażliwy. Skończył filozofię. Żal patrzeć, jak go zmaltretowała ta dziewucha. Złapała go na dziecko. Niech pani spojrzy, co się tam u nich dzieje?
Spojrzałam i... zamknęłam usta.
– To ich osobiste sprawy. Mogę je powierzyć tylko osobom bezpośrednio zainteresowanym – odezwałam się energicznie. Ponieważ rzeczywistość, jaką ukazywał tarot, żadną miarą nie była przeznaczona dla uszu teściowej.
– Jak nie, to nie – odparła lekko urażona. – Przyślę syna.
Mężczyzna, który mnie odwiedził, przekroczył już trzydziestkę. Był przystojny, chociaż nieco przygaszony.
– Może opowiem coś o sobie – zaczął.
– Matka na pewno napytlowała o mnie jakichś głupstw. A kwestia wygląda tak, że po studiach nie mogłem znaleźć żadnej pracy odpowiadającej mojemu wykształceniu. Wysłałem całą furę CV – bez rezultatu. Wysoki kredyt mieszkaniowy wpędzał mnie w przerażenie, ale nie umiałem nic zarobić. Popadłem w apatię. Pensja żony nie wystarczała. Ale Anioł Stróż czuwał. Dwa lata temu Agusia podłapała dobrą robotę. Wiąże się to z częstymi wyjazdami za granicę. Teraz niczego nam nie brakuje. Dlaczego więc miałbym się wysilać?
– Czym się pan zajmuje podczas nieobecności żony?
– Córeczka przebywa u babci, a ja siedzę przy komputerze albo czytam. Wiem, że to rodzaj pasożytnictwa, bo mama albo Aga gotują mi i sprzątają, lecz... Nie, depresji nie leczę. Raz byłem u psychiatry. Zapisał mi prochy, ale fatalnie się po nich czułem.
Pomyślałam, że choroba stanowi świetne usprawiedliwienie dla zdeklarowanego lenistwa. Dzięki niej przerzucił odpowiedzialność na barki żony. Widzi jedynie to, co chce zobaczyć. Niewygodne fakty wypiera ze świadomości, chociaż czuje niepokój. Te rozważania przerwał mi głos Roberta: – Czy Agusi nie znudzi się taki mąż? Ona jest taka obrotna, pełna życia. Zapewnia, że mnie kocha. Czy naprawdę?
Odparłam w wyważony sposób: – Może nie wszystko w tym związku jest w porządku, lecz żona pana kocha. Nie odejdzie.
Wydawał się pokrzepiony, a ja sądziłam, że sprawy tej rodziny mam definitywnie za sobą. Tymczasem po tygodniu do gabinetu jak burza wpadła nieznajoma kobieta.
– Jestem Aga – oznajmiła. – Kilka dni temu był tutaj mąż. Co pani mu powiedziała?
– Nic, co mogłoby pani zaszkodzić.
Uspokoiła się. – No to może wykorzystajmy moją wizytę – zaproponowała weselszym tonem. – Czy wyjaśni mi pani kilka wątpliwości? Interesuje mnie, jak długo wytrwam w zawodzie. Wszędzie konkurencja, młode dziewczyny... A mąż jest jak duże dziecko.
– Czy tak wyobrażała sobie pani swoje małżeństwo?
– Skąd. Ale lepiej z nim niż bez niego. Przyzwyczaiłam się, że wszystko jest na mojej głowie. Raczej niech pani popatrzy, czy będę jeszcze zarabiała w Grecji?
Skrzywiła się na przeczącą odpowiedź.
– A w Egipcie? – Karty cały czas układały się zupełnie jednoznacznie, lecz nie puszczałam pary z ust. Jeżeli ona nic nie mówi, to ja tym bardziej nie. Odparłam zatem:
– Chyba około roku. Potem pojawią się inne możliwości.
– Racja – stwierdziła optymistycznie.
– Natomiast co z moim mocodawcą, czyli Johnem? Długo będę dla niego pracować?
Nie wytrzymałam: – To nie mocodawca, ale kochanek. Sponsor.
Aga szarpnęła buntowniczo brodą:
– Owszem, zarabiam ciałem. Staram się utrzymać rodzinę. Męża cenię, choć wkurza mnie jego ślepota.
Odpowiedziałam: – Tarot informuje, że pomoże wyłącznie szczerość. Mąż ma swoje podejrzenia, ale boi się poruszyć tego tematu, by nie dowiedzieć się prawdy. Niestety, tylko ona oczyści atmosferę. Przyznanie się do tego, w jakim charakterze pani pracuje, nie rozbije małżeństwa, lecz sprawi, że mąż zacznie się mobilizować. Wstrząs stanie się wybawieniem.
– Nie wiem, czy przejdzie mi to przez usta... – wyjąkała.
Nie mam pojęcia, co się następnie wydarzyło, ale podczas kolejnej wizyty teściowa oznajmiła, że syn się leczy i ostro szuka pracy, zaś synowa szczęśliwie znalazła etat w tej samej dzielnicy.
Przyszła do mnie starsza pani. Pytała o to i owo, aż wreszcie wyjawiła główny cel wizyty. Chodziło o stosunki w domu jej syna.
– Synowa tylko fruwa po świecie, a ja ciągle muszę zajmować się wnuczką – sarknęła. – Dziwi się pani, dlaczego nie robi tego ojciec? Robert choruje. Przysięgam pani, że przez nią. Na co? Dusza go boli. Od dziecka był taki wrażliwy. Skończył filozofię. Żal patrzeć, jak go zmaltretowała ta dziewucha. Złapała go na dziecko. Niech pani spojrzy, co się tam u nich dzieje?
Spojrzałam i... zamknęłam usta.
– To ich osobiste sprawy. Mogę je powierzyć tylko osobom bezpośrednio zainteresowanym – odezwałam się energicznie. Ponieważ rzeczywistość, jaką ukazywał tarot, żadną miarą nie była przeznaczona dla uszu teściowej.
– Jak nie, to nie – odparła lekko urażona. – Przyślę syna.
Mężczyzna, który mnie odwiedził, przekroczył już trzydziestkę. Był przystojny, chociaż nieco przygaszony.
– Może opowiem coś o sobie – zaczął.
– Matka na pewno napytlowała o mnie jakichś głupstw. A kwestia wygląda tak, że po studiach nie mogłem znaleźć żadnej pracy odpowiadającej mojemu wykształceniu. Wysłałem całą furę CV – bez rezultatu. Wysoki kredyt mieszkaniowy wpędzał mnie w przerażenie, ale nie umiałem nic zarobić. Popadłem w apatię. Pensja żony nie wystarczała. Ale Anioł Stróż czuwał. Dwa lata temu Agusia podłapała dobrą robotę. Wiąże się to z częstymi wyjazdami za granicę. Teraz niczego nam nie brakuje. Dlaczego więc miałbym się wysilać?
– Czym się pan zajmuje podczas nieobecności żony?
– Córeczka przebywa u babci, a ja siedzę przy komputerze albo czytam. Wiem, że to rodzaj pasożytnictwa, bo mama albo Aga gotują mi i sprzątają, lecz... Nie, depresji nie leczę. Raz byłem u psychiatry. Zapisał mi prochy, ale fatalnie się po nich czułem.
Pomyślałam, że choroba stanowi świetne usprawiedliwienie dla zdeklarowanego lenistwa. Dzięki niej przerzucił odpowiedzialność na barki żony. Widzi jedynie to, co chce zobaczyć. Niewygodne fakty wypiera ze świadomości, chociaż czuje niepokój. Te rozważania przerwał mi głos Roberta: – Czy Agusi nie znudzi się taki mąż? Ona jest taka obrotna, pełna życia. Zapewnia, że mnie kocha. Czy naprawdę?
Odparłam w wyważony sposób: – Może nie wszystko w tym związku jest w porządku, lecz żona pana kocha. Nie odejdzie.
Wydawał się pokrzepiony, a ja sądziłam, że sprawy tej rodziny mam definitywnie za sobą. Tymczasem po tygodniu do gabinetu jak burza wpadła nieznajoma kobieta.
– Jestem Aga – oznajmiła. – Kilka dni temu był tutaj mąż. Co pani mu powiedziała?
– Nic, co mogłoby pani zaszkodzić.
Uspokoiła się. – No to może wykorzystajmy moją wizytę – zaproponowała weselszym tonem. – Czy wyjaśni mi pani kilka wątpliwości? Interesuje mnie, jak długo wytrwam w zawodzie. Wszędzie konkurencja, młode dziewczyny... A mąż jest jak duże dziecko.
– Czy tak wyobrażała sobie pani swoje małżeństwo?
– Skąd. Ale lepiej z nim niż bez niego. Przyzwyczaiłam się, że wszystko jest na mojej głowie. Raczej niech pani popatrzy, czy będę jeszcze zarabiała w Grecji?
Skrzywiła się na przeczącą odpowiedź.
– A w Egipcie? – Karty cały czas układały się zupełnie jednoznacznie, lecz nie puszczałam pary z ust. Jeżeli ona nic nie mówi, to ja tym bardziej nie. Odparłam zatem:
– Chyba około roku. Potem pojawią się inne możliwości.
– Racja – stwierdziła optymistycznie.
– Natomiast co z moim mocodawcą, czyli Johnem? Długo będę dla niego pracować?
Nie wytrzymałam: – To nie mocodawca, ale kochanek. Sponsor.
Aga szarpnęła buntowniczo brodą:
– Owszem, zarabiam ciałem. Staram się utrzymać rodzinę. Męża cenię, choć wkurza mnie jego ślepota.
Odpowiedziałam: – Tarot informuje, że pomoże wyłącznie szczerość. Mąż ma swoje podejrzenia, ale boi się poruszyć tego tematu, by nie dowiedzieć się prawdy. Niestety, tylko ona oczyści atmosferę. Przyznanie się do tego, w jakim charakterze pani pracuje, nie rozbije małżeństwa, lecz sprawi, że mąż zacznie się mobilizować. Wstrząs stanie się wybawieniem.
– Nie wiem, czy przejdzie mi to przez usta... – wyjąkała.
Nie mam pojęcia, co się następnie wydarzyło, ale podczas kolejnej wizyty teściowa oznajmiła, że syn się leczy i ostro szuka pracy, zaś synowa szczęśliwie znalazła etat w tej samej dzielnicy.
Maria Bigoszewska