Czasem bywa, że zło całego świata kumuluje się w jednym miejscu. Pod koniec lat 30. XX w. takim strasznym epicentrum był chiński Nankin.
Kończył się rok 1937. Trwała druga wojna chińsko-japońska. Armia cesarza Japonii zdobyła Szanghaj i podeszła pod Nankin, ówczesną stolicę Państwa Środka. W mieście jednak życie toczyło się jeszcze w miarę normalnie.
10 grudnia szef policji w południowym Nankinie otrzymał wiadomość o miejscu pobytu od dawna poszukiwanego seryjnego mordercy, Thomasa Wu. Mimo wojennej zawieruchy zdecydował, że zabójcę należy ująć. Wiedziano, że zabił przynajmniej pięciu mężczyzn i dwie kobiety, podejrzewano go jednak o znacznie więcej zbrodni.
Porażka egzorcysty
Informacja o mordercy pochodziła od Amerykanina, katolickiego misjonarza Michaela Stronga. Według niego ścigany ukrywał się w pustym magazynie zbożowym. Policjanci ruszyli pod wskazany adres. W drodze dotarła jednak do nich kolejna wiadomość od ojca Stronga: „Odprawiam egzorcyzmy. Dajcie mi trochę czasu”.
Gdy policjanci weszli wreszcie do magazynu, ich oczom ukazał się wstrząsający widok: pod ścianami baraku leżały zwały obnażonych trupów w różnym stopniu rozkładu. W kącie stał młody, nagi człowiek uzbrojony w nóż. W bezpiecznej od niego odległości policjanci dostrzegli misjonarza. Nie spuszczał wzroku z groźnego nagusa. Ten wrzasnął nagle: – Ty! Ty chcesz poznać moje imię?
Dowodzący policjantami chiński oficer zetknął się już wcześniej z Thomasem Wu, więc znał jego głos. Teraz jednak brzmiał on inaczej, nienaturalnie.
– Zły duchu… – zaczął misjonarz, odruchowo cofając się, jakby nie mógł znieść ataku mediumicznej siły. – Opuścisz to ciało…
Misjonarz nie skończył zdania, gdy w jednej chwili cały barak rozgorzał ogniem. Policjant rzucił się, by ratować Amerykanina. I wtedy ponownie usłyszał przerażający głos Wu: – Zabieram go ze sobą. Żadna siła nas nie zatrzyma. On chce iść z nami.
Oficer złapał Stronga za rękaw. Kapłan nieco się szarpał, jakby nie wiedział, co się dokoła dzieje, lecz w końcu policjantowi udało się go wyprowadzić. Gdy doszedł nieco do siebie, ujrzał w oknie magazynu zabójcę zupełnie ignorującego niebezpieczeństwo. W magazynie panowała wysoka temperatura, a opętaniec wciąż utrzymywał się na nogach. Słychać było jego stłumiony śmiech. W pewnym momencie jego oblicze pękło! Pojawiły się na nim nowe twarze, zmieniające się coraz szybciej i szybciej, wszystkie przepełnione nienawiścią. Egzorcysta nie wytrzymał tego widoku. Atak serca zwalił go z nóg. Umarłby, gdyby nie ponowna pomoc policjanta.
Ulice spłynęły krwią
Zdarzenie to nigdy nie zyskało rozgłosu, przyćmiły je bowiem wypadki następnych dni. 13 grudnia Japończycy weszli do Nankinu, a złe duchy rozszalały się mieście na dobre. Oddziałom japońskiej piechoty przykazano nie oszczędzać nikogo, także ludności cywilnej. Dzieci zabijano na oczach matek. Kobiety gwałcono, torturowano, a potem mordowano. Jeńców wojennych masowo rozstrzeliwano nad brzegami rzeki Jangcy. Szacuje się, że życie straciło wtedy od 150 do 300 tys. osób. Podobnej masakry świat nie widział. Nic dziwnego, że zdarzenia te przyćmiły sprawę Thomasa Wu. W sensie duchowym sprawy te jednak były ze sobą połączone. Ojciec Strong musiał zdawać sobie z tego sprawę. Nieudane egzorcyzmy i potworny triumf zła przypłacił trwającą aż do końca swoich dni depresją.