Mydło, które nawilża, odstrasza mole i jest w stu procentach naturalne? Takie rzeczy to tylko w Marsylii.
Biały Jeleń – relikt PRL. Teraz mało który Polak – kuszony finezyjnie pachnącymi i wygodnymi mydłami w płynie i żelu – sięga po smętną kostkę bez zapachu. Co innego Francuzi! Oni ze swojego szarego mydła są bardzo dumni. I nic w tym dziwnego...
W starym dobrym stylu
Jeśli myślisz, że symbolem Prowansji jest wyłącznie lawenda, to jesteś w błędzie. Otóż ta francuska kraina nad Morzem Śródziemnym ma jeszcze jeden znak – savon de Marseille, czyli mydło marsylskie – legendarny naturalny prowansalski kosmetyk z XVII-wiecznym rodowodem.
Receptura prawdziwego, oryginalnego savon de Marseille od wieków jest taka sama: oliwa z oliwek (72 proc.), olej z owoców wawrzynu szlachetnego, soda i woda. Żadnych konserwantów, sztucznych barwników i syntetycznych aromatów. Jest to więc produkt całkowicie naturalny, a co za tym idzie – szlachetny.
Mydło, stosowane do mycia twarzy i ciała, bardzo dobrze oczyszcza skórę, sprawia, że jest gładka, działa bakteriobójczo, nie wysusza i nie powoduje reakcji alergicznych. W jego płatkach bez obaw można prać dziecięce ubranka. Do tego jest bardzo wydajne. I mimo że dla człowieka jest niebywale łagodne, ostro potrafi rozprawić się z molami. Wystarczy (podobnie jak woreczek z lawendą) położyć jedną kostkę w szafie i po problemie.
O oryginalne mydło (są też podróbki!) najlepiej pytać w mydlarniach i szukać go w sklepach internetowych. Koszt? Około 19 zł za 300 g.