Bywa, że z zaświatów otrzymujemy informację o rychłej śmierci – kogoś z rodziny albo zupełnie obcej osoby. Podobno najczęściej przytrafia się to grabarzom. Kto i dlaczego wysyła te sygnały?
Na temat tego zjawiska wypowiedział się nawet jeden z zachodnich fizyków, Joerg Heinen.
– Odgłosy stukania dochodzą przeważnie z ram okiennych, parapetów i szaf. Jeśli dom jest wielopokoleniowy, to normalne, że w tych miejscach nagromadziło się dużo energii pozostawionej przez tych, którzy w nim żyli – stwierdził naukowiec po zapoznaniu się z tym fenomenem.
Stukanie w parapet
W niemieckich kronikach parapsychologicznych zachował się opis przypadku grabarza Hansa Obergfella mieszkającego w miasteczku Staufen. Zawsze kiedy w jego domu rozlegało się stukanie, ktoś wkrótce umierał. Dlatego jeśli je usłyszał, następnego dnia rano szedł na cmentarz kopać grób. I nigdy tak nie było, żeby po dwóch lub trzech dniach kogoś w nim nie pochowano. Głuche, monotonne pukanie rozlegało się w domu w dwóch miejscach. Pierwszym był parapet, drugim szafa stojąca w sypialni. Grabarz nie krył się z tym i opowiadał wszystkim w miasteczku. Którejś nocy obudziło go bardzo głośne stukanie. Grabarz zdziwił się, bo w tym czasie akurat nikt nie chorował. – Idę kopać grób – powiedział rano do zdumionej żony. A sąsiedzi wypatrywali, czy tym razem nie został wprowadzony w błąd przez ducha. Nie musieli długo czekać, bo wieczorem dowiedzieli się, że drzewo w lesie przygniotło śmiertelnie jednego z drwali.
Odgłosy z szafy
O podobnym zjawisku pisało również w latach sześćdziesiątych szwajcarskie czasopismo ezoteryczne „Królestwo duchów”. Pewien grabarz mieszkający pod Zurychem przez całe lata systematycznie zawiadamiany był o nadchodzącej śmierci. Sąsiedzi nie wierzyli jego opowieściom. Kiedy jednak któregoś wieczoru jeden z nich zasiedział się u niego aż do północy, wyraźnie usłyszał stukanie wydobywające się z szafy stojącej w sąsiednim pokoju. Przerażony, natychmiast pożegnał się i wyszedł. Po dwóch dniach zmarła kobieta z sąsiedniej ulicy i to go przekonało, że grabarz nie kłamał.
Dzwonek u drzwi
W Polsce, na Kujawach, wydarzyła się podobna historia. W domu zamieszkanym od wielu pokoleń stukało, kiedy miał ktoś umrzeć, pomimo że w rodzinie nie było grabarzy. – Rodzina była duża. Pukało zawsze przed śmiercią kogoś bliskiego – wspomina 81-letnia Weronika J. spod Szubina. – Bardzo wyraźnie i zawsze w nocy. Nigdy nie stukało, gdy miał umrzeć ktoś z nami niespokrewniony – dodaje staruszka.
Z upływem lat pukanie zanikało, zaczął zaś dzwonić dzwonek do drzwi. Kiedy rodzina je otwierała, a nikt za nimi nie stał, wiadomo było, że wkrótce nadejdzie wiadomość o śmierci. A od czasu, kiedy w domu pojawił się telefon, dzwonek u drzwi zamilkł, a jego miejsce zajął sygnał aparatu. Gdy podnoszono słuchawkę i panowała w niej martwa cisza, wiadomo było, co czeka rodzinę.
– Dla mnie nie było to nic nadzwyczajnego. Pamiętam tylko, jak mama często mówiła, że czuje się obciążona tym stukaniem – opowiada Weronika J. I dodaje: – Bo takie dowiadywanie się, że ktoś umrze, i zastanawianie się, kto to będzie tym razem, było dla niej cierpieniem. Dopiero teraz ją rozumiem. I wiem, że ludzie, którzy z tym się nie spotkali, nie wierzą, że tak się dzieje naprawdę.
Marta Ammer