Anna nigdy nie pamiętała swoich snów. Wierzyła innym na słowo, gdy opowiadali o nocnych wizjach, z których zapamiętywali ważne wskazówki. Czasem też sny pomagały im wydostać się z opresji.
Czuła się opuszczona przez Morfeusza. I przez wszystkich innych bogów też, bo cokolwiek chciała w życiu zdobyć, musiała to wyrywać pazurami i zębami. A i to niekiedy nie starczało. Kolejne prace traciła przez tzw. okoliczności zewnętrzne, mężczyźni, z którymi miała nadzieję związać swój los szybko okazywali się nic niewarci, a jak już trafiła na porządnego, to go ukradła jej najlepsza przyjaciółka.
W 30. urodziny wypłakiwała się dziadkowi w kamizelkę z żalu nad swoim samotnym, trudnym życiem, a ten spytał: - A w snach to żadnych wskazówek, dziecko, nie dostajesz? Bo przecież w ich rodzinie sny ostrzegawcze, prorocze były na porządku dziennym. No i wtedy Anna powiedziała, że ona akurat nie śni. - Bzdury - orzekł starszy pan. - Każdy ma sny. Ty tylko, biedaczko, ich nie pamiętasz. To jak choroba, którą trzeba wyleczyć.
Pierwszy koszmar
Anna wybrała się do kliniki snów. Chciała otrzymać naukowe potwierdzenie, że śni. Miła pani podłączyła ją do urządzeń, Anna zasnęła, a gdy się obudziła, pani doktor stwierdziła: - Chciałabym wiedzieć, o czym pani śni. Tak silnego wykresu aktywności mózgu w fazie REM jeszcze nie widziałam.
Anna popatrzyła na ostre maksima i spytała: - To jak mam zapamiętać te sny?
- To nie będzie przyjemne - powiedziała pani doktor - ale da się zrobić.
Przez kolejne dwa tygodnie Anna przychodziła do kliniki, podłączano ją do aparatury, zasypiała, a kiedy wchodziła w fazę REM, kiedy to właśnie pojawiają się marzenia senne, budzono ją i zmuszano do przypomnienia sobie, co śniła. Z początku mogła odtworzyć jedynie wrażenia. Po kilku dniach pojawiły się obrazy. Pod koniec drugiego tygodnia Anna obudziła się sama, z krzykiem.
- To był prawdziwy koszmar - wspomina. - Uciekałam wyschniętą doliną, a za mną zbierały się cienie. Niebo miało kolor skażonej krwi. Nagle przede mną pojawił się wir, czarny, pulsujący. Wstrętny. Wciągał mnie. Chciałam skręcić, ale cienie mnie dogoniły i zaczęły weń wpychać. Poczułam śmiertelny strach i zaczęłam krzyczeć. Obudziłam się. Postanowiłam skończyć ten eksperyment. Już wolałam nie śnić.
Kilka dni później do firmy, w której Anna pracowała, wparowała policja. Okazało się, że już od jakiegoś czasu byli na celowniku wydziału antynarkotykowego. Rozpoczęły się przesłuchania, oskarżenia. Choć Anna nie miała o niczym pojęcia, traktowano ją, jakby już udowodniono jej winę. Czarny wir wciągał.
- Sen cię ostrzegał - stwierdził dziadek. - Teraz musisz znaleźć drogę wyjścia. Musisz ją wyśnić.
Zrozpaczona, z widmem więzienia za niewinność, znów pojawiła się w klinice snów, a miła pani doktor, choć z powątpiewaniem, postanowiła jej pomóc. Ale tym razem nie wystarczyło położyć się na łóżku i zasnąć.
- Musisz przygotować podświadomość - powiedział dziadek. - Powinnaś cały czas, od rana do nocy, pragnąć, by twoja podświadomość podała ci rozwiązanie. Medytuj nad problemem, zapisz na kartce afirmację: "We śnie pojawia się rozwiązanie", a potem spal ją nad płomieniem świecy. Koncentruj się nad swoim pragnieniem, bo tylko wtedy twoja podświadomość stworzy odpowiedź.
Więc zanim Anna zasypiała, podłączona do urządzeń monitorujących pracę mózgu, za radą dziadka myślała o problemie, medytowała i nastawiała umysł na znalezienie rozwiązania. Potem zapadała w sen, a w trakcie fazy REM snu znów bezlitośnie ją budzono. Chodziła jak błędna, niewyspana, rozkojarzona. I wreszcie stało się.
Światło w dżungli
- Zobaczyłam to wyraźnie - wspomina. - To był jakby film z przeszłości. Byłam w firmie, ale wokół nie było ścian, tylko dżungla. Siedziałam przy biurku i patrzyłam, jak między drzewami przemykają koledzy z firmy, szefostwo, wszyscy jacyś inni, jakby przejęli cechy różnych zwierząt. Słyszałam rozmowy, widziałam postacie kontrahentów i nagle już wiedziałam - kto, z kim i dlaczego.
- Mózg rejestruje wszystko - wyjaśniła pani doktor z kliniki snów. - Nawet gdy świadomość nie ma pojęcia o pewnych wydarzeniach, to jeśli coś dotarło do naszych oczu czy uszu, to choć tego świadomie nie zobaczyliśmy czy nie usłyszeliśmy - zostało to zapisane.
Anna naprowadziła policję na właściwy ślad. Koszmar się skończył. Winnych aresztowano, właściciel awansował Annę na stanowisko kierownicze. I było coś jeszcze.
- We śnie zobaczyłam coś dziwnego - opowiada z uśmiechem. - Widziałam jednego z klientów, który często do nas przychodzi. Świecił. Zwłaszcza gdy patrzył na mnie. Więc gdy skończyły się zawirowania w firmie i ochłonęłam po szoku awansu, zaczęłam mu się bliżej przyglądać. Tym go ośmieliłam. Cóż mogę powiedzieć więcej. Za dwa miesiące się pobieramy.
Anna nadal nie pamięta snów. Ale teraz już nie odczuwa takiej potrzeby. A w razie kłopotów, już wie, co ma zrobić.
opowieści Anny wysłuchała
Anna Rawicz