Barwniki, środki konserwujące, przeciwutleniacze – te składniki widnieją na opakowaniach produktów, które codziennie spożywamy. Czym są? Oto, co kryje się za tajemniczą literą E.
Każdego dnia kupujemy smakowicie wyglądającą wędlinę, kolorowy napój czy apetycznie przyrządzoną sałatkę. Kuszą barwą i długim terminem przydatności. Skąd taki efekt? Ano stąd, że do ich produkcji użyto E-polepszaczy.
Co to jest to E? Litera ta znaczy, że dodatek spełnia normy europejskie. Z kolei liczby to kody różnych substancji, które poprawiają wygląd jedzenia, jego smak i trwałość. Na Zachodzie szacuje się, że co roku przeciętny Europejczyk zjada 2 kg E-dodatków! A u nas? Też mamy ich coraz więcej. Pojawia się też lęk, czy taka chemia nie jest przypadkiem zabójcza dla zdrowia…
Czy E szkodzą?
W Polsce dopuszczone jest do stosowania ok. 300 E-dodatków. – Z punktu widzenia prawa żywnościowego każdy z nich jest bezpieczny dla zdrowia – mówi Sabina Galus, technolog żywności z SGGW. Część z nich ma wiele pozytywnych cech. Pozwalają na pieczenie chleba bez zakalca, konserwują mięsa czy masło, nie pozwalając na to, byśmy się nimi zatruli. Poza tym za częścią E kryją się jak najbardziej naturalne lub nieszkodliwe substancje. Na przykład E300 to nic innego jak witamina C, którą firmy często konserwują jedzenie. Ona nam nie zaszkodzi. Ale nie wszystko w świecie E-dodatków jest takie cudowne! Bo część z nich, choć dopuszczona do sprzedaży, jest nam zbędna. A inne mogą mieć jeszcze nieznane szkodliwe działania...
Lepiej uważać!
– Sporo wątpliwości budzą na przykład barwniki syntetyczne – mówi Dariusz Pietrzak, technolog żywności. Po co mamy pić wściekle różową oranżadę? Niby według prawa wszystko jest z nią OK, ale pojawiają się pierwsze badania, które sugerują, że po części barwników (E110, E122, E102 i E124) dzieci z ADHD stają się jeszcze bardziej nadpobudliwe. A aluminium (E173) jest podejrzane o przyspieszanie pojawiania się choroby Alzheimera. Zamiast sztucznych barwników lepiej zatem wybierać naturalne – beta-karoten (E160a), annato (E160b), ryboflawinę (E101), chlorofil (E140), kurkuminę (E100).
I bez względu na normy prawne kupujmy jak najmniej produktów napakowanych E. Szczególnie jeśli mają je jeść dzieci, alergicy, kobiety w ciąży czy osoby starsze.
Albo przynajmniej dowiedzmy się, co może zagrozić zdrowiu. Dlatego dobrze wyćwiczyć w sobie nawyk czytania etykiet produktów. Informacje o każdym E-składniku znajdziemy na stronie www.food-info.net. My prezentujemy E, których powinno się jeść jak najmniej.
Z tymi „E” bądź ostrożny:
Barwniki
E102 – tartrazyna (oranżady, desery w proszku, musztarda);
E104 – żółcień chinolinowa (dodawana do wyrobów cukierniczych, kisielu);
E110 – żółcień pomarańczowa (marmolada, guma do żucia, powłoki tabletek);
E122 – azorubina (czerwony, barwnik dżemów i marmolad wiśniowych, budyniów, lodów, napojów oraz polew cukierniczych);
E123 – amarant syntetyczny (czerwony barwnik dozwolony tylko do barwienia alkoholi);
E124 – czerwień koszenilowa (ryby wędzone, budynie, cukierki owocowe);
E127 – erytrozyna (wiśnie koktajlowe lub kandyzowane);
E133 – błękit brylantowy (warzywa konserwowe);
E154 – brąz FK (śledzie wędzone i niektóre konserwy rybne; odkłada się w nerkach i w naczyniach limfatycznych);
E173 – aluminium (srebrno-szary barwnik stosowany do dekoracji słodyczy);
E174 – srebro (srebrny barwnik wyłącznie do stosowania w polewach i do barwienia dekoracji na wyrobach cukierniczych, także do likierów);
E175 – złoto (złoty barwnik dozwolony tylko do dekoracji cukierków i czekoladek oraz do likierów).
Konserwanty
E210 – kwas benzoesowy (galaretki, soki owocowe, napoje bezalkoholowe, margaryna, piwo, przetwory rybne, gotowe sałatki, majonez, koncentrat pomidorowy, konserwy warzywne i owocowe);
E220 do 228 – siarczyny, dwutlenek siarki, bezwodnik kwasu siarkowego (białe wino, suszone owoce i przetwory ziemniaczane);
E249 – azotyny potasu;
E250 – azotyny sodu (używane do peklowania mięs).