Czasami kobiety zachowują się jak szalone, a potem dziwią się, że powstają dowcipy o wrednych teściowych.
Spotkałam na ulicy dawną koleżankę. Od słowa do słowa i poszłyśmy do kawiarni. Tam Ksenia zadecydowała: – Bierzemy wino. Jest okazja: zaczynam właśnie nowy rozdział w życiu. Wyjaśniła mi, że syn, młodzieniec dwudziestojednoletni, będzie się niebawem żenił. Przedtem były z Mikołajem same kłopoty. Nie chciał się uczyć, nie ukończył żadnej szkoły. Teraz jednak bardzo się poprawił.– Ilona wydaje mi się osobą dość oschłą i nieprzyjemną, ale, mój Boże, to nie ja mam brać z nią ślub... – opowiadała. – Może będzie okej? Plusem tej sytuacji jest to, że Mikołaj bardzo wydoroślał. Postarał się o pracę. Wstaje o piątej rano, cały dzień haruje fizycznie. Chyba wkrótce zrozumie, że warto wrócić do nauki?
Wymieniłyśmy się numerami komórek, lecz prawdę mówiąc, przypuszczałam, że kontakt umrze śmiercią naturalną. Tymczasem Ksenia zadzwoniła po kilkunastu dniach.
– Mogę przyjść do ciebie na karty? Uroczystość odbędzie się za miesiąc. Powróżysz?
Kilka godzin później piłyśmy kawę w moim gabinecie i znajoma bardziej wprowadzała mnie w temat: – Zastanawiam się nad trwałością ich związku. Ona po licencjacie, on z połową zawodówki. Z urody też przeciętny. Strasznie go kocham i życzę im jak najlepiej, lecz coś intuicyjnie mnie ostrzega. Moim zdaniem są za smarkaci na podejmowanie podobnie wiążących decyzji. Pocieszyłam ją, że nie ma reguł. – Masz rację – westchnęła. – Po co się martwić na zapas. Najsmutniejsze jest to, że usilnie próbuję dostrzec jakieś miłe cechy w Ilonie i ciągle mi się nie udaje.
Postawiłam karty, ale tarot układał się chaotycznie, a arkana wzajemnie sobie zaprzeczały. Spróbowałam więc kolejnego rozkładu, a potem jeszcze jednego. Wreszcie musiałam się poddać. – Niestety, Kseniu. Nie uda mi się Ci pomóc. Zresztą, co byś zrobiła, gdyby wróżba okazała się niepomyślna? Przecież nie odwołalibyście ślubu?
– Oczywiście, że nie. Chciałam po prostu wiedzieć, czego się spodziewać. Skoro jednak nie można...
Dalsze pół godziny minęło na wyjaśnianiu powodów, dla których seans nie zawsze przebiega pomyślnie (przyczyną może być na przykład chaos w życiu pytającego, fatalna pogoda itp.). Obiecałam, że następnego dnia rzucę karty w jej imieniu i sprawdzę, czy tym razem tarot podsunie jakieś wskazówki.
Istotnie, poszło niezgorzej. Tylko dumałam, jak delikatnie zrelacjonować tę wróżbę znajomej? Bo karty ułożyły się w opowieść o niemożności dogadania się, rywalizacji dwóch kobiet o mocnym charakterze, problemach ze zdrowiem dziecka... Mało tego. W tle majaczyła zdrada i fiasko małżeństwa.
Zadzwoniłam do Kseni, starając się, by to, co mówię, brzmiało jak rada, a nie pouczanie:
– Bądź mądrą doradczynią, lecz nie ingeruj. Młodzi muszą się dotrzeć. Pamiętaj, że muszą samodzielnie pracować nad związkiem i wspólnie dojrzewać.
– Coś jest nie tak z tą Iloną! Czuję to! – przerwała, lecz ja konsekwentnie ciągnęłam dalej: – Rozmawiaj z Mikołajem o odpowiedzialności za rodzinę. I bądź serdeczniejsza dla synowej. To wartościowa kobieta.
– Nie odpowiedziałaś na pytanie – ponaglała mnie. – Czy małżeństwo ma szansę?
– Takie same, jak każde inne – oznajmiłam stanowczo, zachowując dla siebie informacje o niepełnosprawności albo chorobie dziecka. Wyjawienie tego nie służyłoby obecnie niczemu prócz zwiększenia stresu u przyszłej babci.
Po roku Ksenia znowu przybyła na tarota.
– Często powtarzam sobie – rzekła – twoje słowa o niewtrącaniu się, ale po prostu nie mogę wytrzymać. Młodzi mieszkają ze mną. Zajęli mniejszy pokój. Podmówiony przez Ilonę Mikołaj nakłania mnie, żebym oddała im swój. Obruszyłam się i konflikt gotowy. Na domiar złego wnusio jest chory. Niebawem będzie operowany. Wiesz, Mikołaj dwoi się i troi, a tej zawsze niedobrze. Jest niezadowolona, nadęta, ciągle ma za złe mężowi. Wyobraź sobie, twierdzi, że on spotyka się z jakąś panienką!
Zapytałam, czy młodzi nie mogliby pomyśleć o wynajęciu dla siebie choćby kawalerki. – Powiedz mi, za co, kiedy Mikołaj zarabia 1500 złotych? – wybuchnęła. – W tych warunkach zostaną ze mną aż do grobowej deski!
– Nie martw się – zapewniłam (czyżby na wyrost?) znad rozłożonych kart. – Poratuje ich ojciec Mikołaja. Aha. I przyjrzyj się swojemu chłopakowi. Moim zdaniem Ilona ma pełne prawo się wściekać. – Mówisz tak, bo jej nie znasz i nie wiesz, jak się zachowuje – zaprotestowała.
Wyjaśnienie – jak to zwykle bywa – przyniosło samo życie.
Ojciec Mikołaja wynajął dzieciom mieszkanie. Ilona rozpoczęła pracę na pół etatu. W czasie jej nieobecności Mikołaj przyjmował kochankę. Parkę nakryła Ilona. Potem odbyła się rozprawa sądowa. A jeszcze później młoda rozwódka z dużym samozaparciem samotnie opiekowała się chorym dzieckiem i robi to do dzisiaj. Nie mam pojęcia, czy pomaga jej teściowa. Natomiast „odpowiedzialny” Mikołaj poszedł w siną dal. Poznał kolejną dziewczynę i spłodził córeczkę. Podobno intuicja tym razem podpowiedziała Kseni, że związek będzie trwały.
Maria Bigoszewska