Moja koleżanka Irena bardzo przejmuje się sprawami swojego syna. Bowiem dwudziestopięcioletni Artur poznał trzydziestokilkuletnią Joasię. Pannę z dzieckiem, jak wyraziła się kumpelka.
Nie mam nic przeciwko kobiecie – orzekła.
– Artur ją wybrał, więc pewnie jest wartościowym człowiekiem. Naturalnie syn zaopiekuje się jej córką, tylko to wszystko nie jest takie proste – zagryzła wargi. – Nigdy ci tego nie zdradziłam, ale jestem dzieckiem nieślubnym. A nawet gorzej niż nieślubnym, bo z nieznanego ojca. Jako dziewczynka przeżywałam gehennę, ponieważ w tamtych czasach w dokumentach przy imieniu ojca wpisywano N.N. Wyobrażasz sobie, jak mnie prześladowali w szkole? Jednak najgorsze zaczęło się, kiedy matce udało się wyjść za mąż. Ojczym najpierw mnie lubił, potem znienawidził, a ona nie reagowała. Wiesz, nigdy słowem nie zająknęła się o moim biologicznym ojcu. Nie udzieliła żadnej informacji. Ani kim był, ani co pomiędzy nimi zaszło. Sądzę, że puściła się z nieznajomym i całe życie wstydziła się do tego przyznać. Czy mogłabyś sprawdzić, czy prawidłowo rozumuję?
Pomyślałam, że zapewne ma rację. Jednak ku swemu zaskoczeniu w tarocie zobaczyłam zestaw czterech odwróconych kart: Mocy, Demona, Cesarza i Rydwanu. Zatem ciąża nie nastąpiła w wyniku przygody bez zobowiązań, lecz brutalnego gwałtu. Kto wie, czy nie zbiorowego?
Poczułam, że ta wiadomość nie przejdzie mi przez gardło. Nie potrafię obciążyć nią Ireny. Powiedziałam więc, że intuicja jej nie zawiodła. Po chwili znowu zajęłyśmy się sprawami młodych.
Według kart początkowo wszyscy powinni przejawiać dobre chęci. Ale tych, jak dostrzegłam, nie wystarczy na długo. Podejrzewałam, że w małżeństwie zaczną się konflikty, których w zasadzie udałoby się uniknąć, lecz nowej rodzinie niewątpliwie czegoś zabraknie: wytrwałości? dojrzałości? rozwagi?
Zaproponowałam, żeby Artur i Joasia z córką pomieszkali wspólnie przez dłuższy czas, dotarli się i dopiero później poszli do urzędu stanu cywilnego.
– Sugerowałam to samo. Nie mieli zamiaru słuchać. Czy miłość pomoże im pokonać trudności dnia codziennego? – westchnęła.
Nie wypadało jej zniechęcać. Przytaknęłam, chociaż bez przekonania. Potem otrzymałam zawiadomienie o ślubie.
Kiedy się pobierali, Joasia była w piątym miesiącu ciąży. Zadowolona Irena powiadomiła mnie, że przesadziła z obawami i że młodym świetnie się układa. Po roku nie była już taką optymistką. Szło jej o pasierbicę Artura.
– Ta dziewczyna, Kasia, skończyła trzynaście lat. Jest krnąbrna i rozpuszczona. Nie umie pogodzić się ze stratą pozycji jedynaczki. Wagaruje. Kłamie. To byłaby naprawdę szczęśliwa rodzina, gdyby nie ta złośliwa, nastoletnia zołza. Przez nią nie ma w tym domu odrobiny spokoju...
– Nie przypomina ci to czegoś?
– mruknęłam. – Może boi się, że utraciła matkę i jest o nią zwyczajnie zazdrosna?
– Przecież oboje są niegłupimi osobami. Potrafią z nią rozmawiać. Artur czytał sporo różnych książek o wychowaniu. Starał się. Ale od dawna przestali sobie dawać radę z sytuacją. Joasia karci córkę, a ta, zamiast zastanowić się nad sobą, staje się wprost okropna.
W ciągu kolejnych miesięcy przyzwyczaiłam się do niemal cotygodniowych biuletynów z placu boju. W rodzinie Ireny nie działo się najlepiej.
Któregoś wieczoru wzburzona koleżanka wpadła do mnie z nowiną: – Wyobraź sobie, że poprosili Kaśkę o godzinkę opieki nad małym. I co ona zrobiła? Wyszła z domu, zostawiając dziecko bez opieki! Romuś ściągnął na siebie żelazko i skaleczył się w główkę! To mogło się skończyć o wiele tragiczniej! Jakimś nieszczęściem! Po tym wszystkim syn nie wytrzymał i wyznał mi prawdę o pochodzeniu Kasi. Otóż jest owocem gwałtu. Gwałtu, rozumiesz? Kim więc musiał być jej ojciec? Złe, złe geny!
Zanim jednak zdążyłam jakoś zareagować, odezwała się jej komórka. Dzwonił Artur.
Ze szpitala. Kaśka połknęła garść tabletek z zamiarem popełnienia samobójstwa...
Wówczas powierzyłam koleżance tajemnicę jej poczęcia. Przeżyła szok. Po paru dniach zadeklarowała, że będzie przyszywaną babcią. Weźmie Kasię do siebie i postara się dać jej to, czego sama nie miała. Karty potwierdziły, że będzie to korzystne rozwiązanie.