Gdyby Karol Wojtyła był hinduskim przywódcą duchowym, a nie głową Kościoła katolickiego, nie musiałby umierać, żeby zostać świętym. Byłby nim za życia.
W hinduizmie nie ma żadnych komisji kanonizacyjnych. Tam świętym zostaje się nie po śmierci, a za życia. Taki człowiek odznacza się nie tylko nieskazitelnymi cnotami moralnymi godnymi naśladowania, lecz także zdolnościami czynienia cudów, w tym także nadprzyrodzonych uzdrowień.
W astrologii odpowiadają za to Jowisz i Neptun. I to właśnie one zadecydowały o tym, że Karol Wojtyła wybrał posługę kapłańską. W jego horoskopie znajdujemy bowiem złączenie religijnego Jowisza z mistycznym Neptunem w znaku królewskiego Lwa, które znajduje się na medium coeli wyznaczającym cel oraz sens życia. Można powiedzieć, że taki układ planet jest wprost idealny dla kogoś, kto jest duchowym przywódcą albo świętym mężem.
Jednak to, co najbardziej zdumiewa w horoskopie papieża, to fakt, że urodził się on w dniu nowiu Księżyca i zarazem zaćmienia Słońca. Ta szczególna konfiguracja znajduje się w ósmym domu kojarzonym z transformacją, bolesnymi, głębokimi i traumatycznymi przeżyciami, jakie ukształtowały etyczno-duchową postawę Wojtyły.
Katolicy uczestniczący w uroczystościach pogrzebowych Jana Pawła II chcieli, by papież został świętym natychmiast. Ale Watykan nie spieszy się z takimi decyzjami. Świętość musi być potwierdzona naukowo. Wprawdzie w dawnych czasach Kościół brutalnie tępił wszelkie objawy niezgodnego z doktryną myślenia naukowego, to jednak dziś potrzebuje naukowców, żeby ci potwierdzili niewytłumaczalne z medycznego punktu widzenia uzdrowienia. A przecież fenomen spontanicznych uzdrowień nie jest cudowną anomalią, lecz dobrze udokumentowanym faktem medycznym.
Kościół jednak uparcie szuka naukowych dowodów na cud. Głos ludu wołający na placu Świętego Piotra: „Santo Subito!” jest nieważny. W kwestiach wiary niepodważalną opinię mają wydawać uczeni, których jeszcze nie tak dawno palono na stosach. Niektórzy komentatorzy uważają, że beatyfikacja Jana Pawła II to listek figowy maskujący problemy współczesnego Kościoła. Trudno to jednoznacznie oceniać. Warto jednak zwrócić uwagę, że do beatyfikacji dojdzie niespełna miesiąc po wejściu Neptuna w znak chrystusowych Ryb! To nadzwyczajny moment, który zdarza się raz na 160 lat! Dziejowy etap w historii Kościoła.
Z pewnością więc pojawi się teraz wiele okazji do zrewidowania i skodyfikowania religii tak, by albo jeszcze bardziej odseparować ją od problemów nowoczesnego świata, albo wręcz przeciwnie – dostosować ją do wymogów współczesności, co jest chyba jednak wariantem mało prawdopodobnym.
Pamiętajmy, że Neptun w znaku Ryb symbolizuje z jednej strony mistyka i wizjonera, z drugiej zaś pomyleńca, który wprawdzie usiłuje pływać w tym samym oceanie, co mistyk, tyle tylko, że się w nim topi. Neptun więc to prorocza wizja, ale też masowa histeria, potężna siła pchająca świat ku przekroczeniu tego, co nieprzekraczalne, i zarazem uleganie iluzji, odurzenie fantastycznymi ideami, oszukiwanie i zatracanie się w oparach absurdu.
godz. 17.30, Wadowice, Byk
Piotr Piotrowski