Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie. (Mk 11,24)
Wierzyć, to uznawać coś za prawdziwe. Cokolwiek nasza świadomość, a więc analityczny umysł, akceptuje i uznaje za prawdziwe, wywołuje odpowiednią reakcję w podświadomości, która stanowi jedno z Nieskończoną Inteligencją i Nieskończoną Mocą Boga. Podświadomy umysł działa kreatywnie, organizując świat zgodnie z naturą naszych myśli. Bo właśnie myśli – a nie co innego – są źródłem naszych zachowań, zgodnie z biblijnym przesłaniem: Taki jest człowiek, jakie jego myśli (Prz 3,7).
– Powyższe słowa przeczytałam we wstępie do książki Murphy’ego „Terapia modlitwą”. Wydały mi się niezwykle ważne, jakby odkryły przede mną pewną prawdę, o której nie miałam dotąd pojęcia. Przepisałam je dużymi literami na karton i powiesiłam na ścianie tak, bym widziała je, gdy zasypiam i gdy się budzę. Gdyby było to możliwe, zrobiłabym to samo z całą tą książką. Ona naprawdę zmieniła moje życie.
Dorota Tanicka ma 52 lata, pracuje jako akwizytorka jednej z firm ubezpieczeniowych. Praktykująca katoliczka, mężatka od trzech lat. Jedno dziecko, już dorosłe, owoc młodzieńczej miłości, nieszczęśliwie zakończonej.
– Jeszcze kilka lat temu byłam samotna, biedna i nieszczęśliwa. I schorowana. To moje zdjęcie sprzed pięciu lat – pokazuje mi fotografię zrobioną podczas jakiegoś domowego przyjęcia.
Widzę na nim smutną, szarą kobietę, z wyglądu sześćdziesiątka z okładem. Z niedowierzaniem spoglądam na siedzącą przede mną kobietę, której nikt nie dałby więcej niż czterdzieści kilka lat, i to zadbanych. Radosne oczy, brak smutnych linii wokół ust, energia roztaczająca się wokół niej zadaje kłam zdjęciu. Widząc moje niedowierzanie, śmieje się.
– Pewnie spyta pani, co się stało? Jak wydobyłam się z otchłani beznadziei?
Spotkanie w poczekalni
Dorota pracowała wówczas jako księgowa w niewielkiej firmie. Mało zarabiała, dużo pracowała, i większość wolnych chwil spędzała na modlitwach w kościele.
– Mnóstwo się modliłam, godzinami – opowiada. – O co? Żebym po śmierci nie trafiła do piekła. Przez to moje nieślubne dziecko, owoc grzechu. Zdrowaśki, litanie, różańce. I ciągle miałam przed oczami wizję wiecznego potępienia. Moja córka tak szybko, jak tylko mogła, wyprowadziła się ode mnie. Teraz już wiem, że podświadomie obarczałam ją winą. Że całe dzieciństwo spędziła w atmosferze pokuty. W czyśćcu, ale bez świadomości, że kiedyś otworzą się bramy Nieba. Przez tyle lat tkwiłam w poczekalni śmierci, nie zauważając, że rezygnuję z życia.
Pewnego dnia ktoś usiadł obok Doroty w kościele. Ona pracowicie przesuwała między palcami kulki różańca przywiezionego z Fatimy, mamrocząc pod nosem wyuczone słowa modlitwy.
– Co za strata czasu i energii! – usłyszała. – Nikt nie usłyszy takiej modlitwy. Zwłaszcza On. Musi pani najpierw nauczyć się modlić.
– Poczułam gniew – wspomina Dorota. – Modliłam się przecież przez całe życie, i teraz ktoś mi mówi, że nie umiem tego robić? Lecz kiedy spojrzałam na sąsiadkę w kościelnej ławce, ujrzałam tak miłą twarz i tak dobre, radosne oczy, że gniew gdzieś się rozpłynął. Byłam jak zaczarowana. Kobieta uśmiechnęła się i powiedziała, że jeśli chcę naprawdę skutecznie się modlić, powinnam pójść z nią na spotkanie z ludźmi, którzy mnie tego nauczą. Poszłam. To kilkugodzinne spotkanie otworzyło mi oczy. Wysłuchałam mnóstwa historii o tym, jak modlitwa pomogła wyjść z choroby, pogodzić zwaśnioną rodzinę, a nawet załatwić „niemożliwy” kredyt. Ciągle powtarzały się słowa „Prawo Przyciągania”, „Kreatywny umysł”, „Zasada Prawdy”, i jedno nazwisko – Joseph Murphy.
Prosić trzeba umieć
Spotkanie ze zwolennikami pastora Murphy’ego wstrząsnęło Dorotą. Nagle ujrzała ludzi, którzy dzięki modlitwie wyszli z otchłani i sięgnęli po radość życia. Ale ich modlitwy nie miały nic wspólnego z bezmyślnym klepaniem zdrowasiek. Były głęboko świadomymi afirmacjami, medytacjami.
– Bo chodzi o to, by dotrzeć do podświadomości – tłumaczy Dorota. – Przez nią połączyć się z Bogiem, naprawdę całym sobą uwierzyć, że On pomoże, dziękować mu z głębi serca i z przekonaniem, że tak się stanie, czekać na odmianę. Kupiłam jego książkę „Terapia modlitwą” i niemal nauczyłam się jej na pamięć. Jest tyle sposobów na przyciągnięcie uwagi Pana! Afirmacje, medytacje, techniki dźwiękowe, sporu, proklamacji. Zależnie od tego, czego potrzebujesz, korzystasz z odpowiedniej metody. Tylko podstawowa zasada jest jedna – musisz naprawdę wierzyć, że to działa. Reszta to łatwizna. Potem przeczytałam wszystkie wydane u nas książki Murphy’ego, a każda z nich była jak kolejny fragment układanki, który, dodany do innych, w całości stworzył nową mnie i moje nowe życie. Pięć lat zajął mi powrót do życia. Wszystko się zmieniło. Odzyskałam córkę, zmieniłam pracę i pożegnałam się z biedą. I w końcu spotkałam miłość. Modlę się codziennie – dziękując za dary i prosząc, by trwały. Już niczego więcej mi nie potrzeba.
Nadzieja nad pokutą
O Josephie Murphym usłyszałam kilkanaście lat temu. Fascynująca postać. Irlandczyk przeznaczony do służby kościelnej, opuścił najpierw seminarium katolickie, a potem Irlandię, gdyż zaczął kwestionować katolicką ortodoksję. Całe życie czuł, że jest coś więcej poza ścisłymi regułami religii, w której się wychował. Szukał więc odpowiedzi – interesował się azjatyckimi religiami (pojechał do Indii, by studiować u źródła), różnymi systemami filozoficznymi, był nawet wysoko postawionym członkiem masonerii.
Tak różnorodna wiedza zaowocowała poglądami, które nie mieściły się w kanonach chrześcijaństwa – zarówno katolickiego, jak i protestanckiego. Kiedy więc po długiej podróży wrócił do USA, założył własny kościół – The Church of Divine Science, Kościół Nauki Bożej, w którym głosił przesłanie optymizmu i nadziei, zamiast grzechu i potępienia. Dzięki temu niewielki z początku ruch szybko zmienił się w potężny – tysiące ludzi spragnionych odmiany życia przychodziło na spotkania z Murphym. A jego idea mówiąca, że nasza podświadomość jest podłączona do Boskiej Inteligencji i wystarczy ją obudzić, by zdobyła Moc Kreacji, zrobiła furorę. Zwłaszcza kiedy okazało się, że opracowane przez pastora różne techniki modlitwy naprawdę działają. Wystarczy w nie uwierzyć. I modlić się.