Szaman musi przejść przez wiele niebezpiecznych prób, pokonać lęk przed ogniem, lodem i wodą. Zostaje też zakopany żywcem, by narodzić się jeszcze raz.
Gerardo Pizarro, preuwiański szaman, jeździ po świecie i przekazuje swoją wiedzę. |
Zanim adept szamanizmu osiągnie mistrzostwo, przez lata zgłębia wiedzę pod okiem nauczyciela. Dopiero po próbach i inicjacjach staje się curandero i „dzieckiem natury”. Taką drogę przeszedł Gerardo Pizarro, peruwiański szaman, który od lat jeździ po całym świecie, przekazując swoją wiedzę. W jego rytuałach wzięło udział ponad 60 tysięcy ludzi. – Pochodzę z rodziny o szamańskich tradycjach. Jako dziecko pomagałem matce i babce przygotowywać ziołowe mieszanki. Wtedy postanowiłem, że zostanę szamanem – wspomina Gerardo Pizarro. – Rodzina sprzeciwiła się, więc mając 12 lat wyruszyłem na szamańską przygodę. Wraz z chrześcijańskimi zakonnikami przemierzałem amazońską dżunglę.
Potem przez 12 lat wędrował po Peru i poznawał szamańskie tradycje. – Spotkałem wielu prawdziwych curandero i jeszcze więcej nieprawdziwych. Przechodziłem próby wytrzymałości i poznawałem święte rośliny Inków. Najtrudniejsze zadania wyznaczali mi andyjscy szamani.
Rytuały i inicjacje, jakim poddawał się Pizarro, miały wzmocnić jego kontakt z przyrodą i uwrażliwić na uzdrawiającą energię Ziemi.
Pachamama – Matka Ziemia
– Mój pierwszy rytuał był najważniejszy – wspomina. – Miałem poczuć Matkę Ziemię. Wraz z szamanem i pomocnikami poszliśmy do lasu, gdzie wykopałem dużą jamę w ziemi. Szaman kazał mi wejść do brzucha Ziemi i poczuć się jak w łonie matki. Skuliłem się w tym dole, a oni zasypali mnie piaskiem po szyję. Potem położyli nad głową gałęzie, przykryli darnią i zasypali ziemią. Wokół zrobiło się ciemno. Nic nie widziałem i nie słyszałem. Nie mogłem się poruszyć. Serce waliło jak oszalałe, a ja modliłem się, aby szaman odkopał mnie, zanim się uduszę.
Wtedy Gerardo usłyszał odgłos dochodzący z głębi Ziemi. Poczuł, że znajduje się w objęciach żywej istoty. Zamknął oczy, wsłuchiwał się w coraz spokojniejszy rytm serca. Zapadł w letarg pełen wizji. Kiedy odkopano go, półprzytomnego, na jego twarz padły promienie słońca.
– Jeszcze nigdy nie doświadczyłem takiej skrajności: całkowitej ciemności i ostrego światła – mówi Gerardo. – Miałem uczucie, że mogę oddychać całym ciałem, cieszyłem się, że żyję. Stary szaman powiedział mu: – Nigdy nie zapominaj, skąd pochodzisz i gdzie jest esencja życia. Wyzwoliłeś się z choroby, która gnębi ludzkość. Człowiek odłączył się od Matki Ziemi i zagubił w iluzji. Cywilizacja niszczy przyrodę, a żyjemy dlatego, że Ona dała nam życie.
Poskromić żywioły
Takiej inicjacji, jaką przeszedł Gerardo Pizarro, doświadczają jedynie górscy curandero, nazywający się prawdziwymi Synami Natury. – Rytuał to czas próby, stajemy twarzą w twarz z naszym lękiem – wspomina Gerardo Pizarro. – Otaczają nas duchy żywiołów i andyjskiej przyrody. Czujemy strach i fizyczne zmęczenie. Jako chłopak przeszedłem wiele takich prób. Skakałem przez niebotyczny ogień, zanurzałem się w lodowatych źródłach, aż pokrył mnie szron, a wnętrze przeszyło gorąco, biegałem po tak wysokich górach, że brakowało mi powietrza. – Kiedyś wioska musiała mieć szamana, który dbał o zdrowie i pomyślność mieszkańców – opowiada Pizarro. – Jeśli miał dużo energii, mógł na odległość otaczać opieką sąsiednie wioski, a nawet region. Dlatego przychylność i posłuszeństwo żywiołów było tak ważne. Curandero czerpał moc z energii Natury.
fot. autora