Ta historia to dowód na to, że wszystko może się zdarzyć. Trzeba tylko mocno wierzyć. O resztę zatroszczy się natura.
Monika i Marcin Kowalikowie z Poznania marzyli, żeby mieć dużą rodzinę. Od razu po ślubie zaczęli starania o potomka. Wszystko wydawało się im sprzyjać. Marcin założył nieźle prosperującą firmę, Monika mu pomagała. Wzięli kredyt na mieszkanie, kupili meble, samochód…
Tylko jedno marzenie
– Za nami był rok usilnych starań. Bocian ciągle nas omijał. Zniecierpliwiona wybrałam się do lekarza. Usłyszałam, że powinnam uzbroić się w cierpliwość, bo z medycznego punktu widzenia nie ma przeszkód, abyśmy mieli dziecko – wspomina Monika.
Więc się uzbroiła. Miesiące jednak mijały… Po trzech bezowocnych latach poważnie zaniepokojone małżeństwo zdecydowało się na kolejne badanie, tym razem specjalistyczne. Jego wynik nie był już tak budujący. – Okazało się, że mam torbiele na jajnikach oraz zaburzenia hormonalne – mówi Monika. – Skierowano mnie na operację, potem miałam przejść wspomaganie hormonalne ułatwiające zajście w ciążę. Zaczęłam już myśleć, że macierzyństwo w moim przypadku to coś odległego, a nawet mało prawdopodobnego. Powoli nadzieja mnie opuszczała.
Pomiędzy nią a Marcinem przestało się układać. Coraz częściej się kłócili. W ich sypialni zapanował dziwny chłód, ostygła temperatura uczuć, a każda kolejna miesiączka wywoływała łzy i rozczarowanie. Mimo pesymistycznych myśli i zwątpienia Monika do końca się nie poddawała. Przecież została jej jeszcze medycyna niekonwencjonalna. Zaczęła kombinować.
Ostatnia deska ratunku
– Popytałam wśród znajomych o dobrą bioterapeutkę – wspomina. – Polecono mi Małgorzatę Fałowską z Poznania. Chciałam, żeby pomogła mi się wyciszyć, zrelaksować, pozwoliła mi się doładować energetycznie. Miałam problemy ze spaniem, stałam się nerwowa, kłótliwa. Marcin miał trochę racji, gdy mówił, że w niektórych momentach zamieniałam się w jędzę.
Już pierwsza wizyta u bioterapeutki mocno zaskoczyła Monikę. Kobieta zdiagnozowała ją przy pomocy wahadełka. Potwierdziła, że ma problemy z jajnikami. I zaproponowała… kurację pijawkami, która – jak zapewniała – jest niezwykle skuteczna w kobiecych dolegliwościach.
– Nie chciałam rozbudzać nadziei Moniki, dlatego nie powiedziałam na początku, że wiele pań po hirudoterapii w szybkim czasie zostało matkami – wyjaśnia Małgorzata Fałowska. Dlaczego to działa? W ślinie pijawek znajduje się około 200 leczących substancji czynnych, z których najważniejsza jest hirudyna działająca przeciwzakrzepowo i przeciwzapalnie. To naturalny lek na różne choroby niemający żadnych skutków ubocznych. Jego działanie jest bardzo silne, w wielu wypadkach natychmiastowe: torbiele się wchłaniają, rany dotknięte gangreną goją, krwiaki znikają…
Jednak Monikę hirudoterapia (łac. hirudo – pijawka) na początku nie przekonywała wcale. Sam widok czarnego, wijącego się stworzenia wzbudzał w niej wstręt. Od dzieciństwa brzydziła się gąsienic, dżdżownic, węży. I nie mogła wyobrazić sobie, jak taki obły pasożyt miałby przebijać jej skórę!
– Strach miał wielkie oczy – dzisiaj śmieje się ze swoich obaw. – Pijawka ma w ślinie substancje znieczulające, nie czułam nawet ukłucia. Zabieg jest całkowicie bezbolesny. Prawdą jest, że pijawki wypijają „złą krew”. Nie wiem, jak to wytłumaczyć: zabierają chorobę, wyciągają złą energię? Po hirudoterapii czułam się jak nowo narodzona, spokojna, zrelaksowana, pełna wiary w siebie – wspomina.
Będę mamą!
Po trzech zabiegach Małgosia poszła do ginekologa. Po skończonym badaniu ze zdumieniem w oczach lekarz zakomunikował jej tylko dwie rzeczy: torbiele w tajemniczy sposób się wchłonęły, a pacjentka jest w ciąży. Małgosia popłakała się ze szczęścia. Dziś Liliana skończyła pół roku. Jest zdrowym, pogodnym niemowlakiem. Nie wie jeszcze, że jej rodzice długo czekali na jej narodziny. Kiedyś się dowie. A Monika? Jest pełną entuzjazmu i radości, zakochaną w Lilce mamą. I nawet po porodzie korzystała z pomocy pijawek. Uważa, że to dzięki nim rany poporodowe i rozstępy na skórze tak szybko się zagoiły. Monika planuje kolejne dzieci. Macierzyństwo dało jej spełnienie i szczęście. Często żartuje, że „zaszła w ciążę dzięki pijawkom”. I mimo że brzmi to zabawnie, nieprawdopodobnie, głupio… tak właśnie się stało.
zdjęcie: Krzysztof Jankowski
Jak się leczy pijawkami
– W przyrodzie występuje około 400 rodzajów pijawek, ale tylko jeden gatunek (hirudo medicinalis) nadaje się do celów medycznych – objaśnia szczegóły terapii Małgorzata Fałowska. – Bardzo ważne jest miejsce przystawienia pijawek. Podczas zabiegu używa się od jednej do ośmiu pijawek.
Mają one ssawki, którymi dostają się pod skórę. Nie ma mowy, żeby pijawkę wykorzystywać więcej niż jeden raz, natychmiast po użyciu wrzuca się je do silnego roztworu soli. Pijawki muszą pochodzić z pewnego źródła, powinny być hodowane około roku i posiadać atest. Przekonałam się, że pomagają nawet wtedy, kiedy medycyna konwencjonalna zawodzi.
Hirudoterapię zaleca się na choroby krążenia, wątroby, układu oddechowego, nerwobóle, trudno gojące się rany, hemoroidy, rwę kulszową, bóle reumatyczne stawów. Substancje zawarte w ślinie pijawek mają również właściwości odmładzające skórę.
Kuracji tej z całą pewnością nie należy stosować u małych dzieci, kobiet w ciąży ani w czasie miesiączki, u osób chorych na hemofilię, anemię, z zaburzeniami krzepliwości krwi i zbyt wysokim ciśnieniem. Zabiegu nie wolno w żadnym wypadku przeprowadzać samemu. Warto upewnić się także, czy hirudoterapeuta jest odpowiednio przygotowany.