Mówi się, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Są ludzie, dla których staje się również najlepszym terapeutą.
Justyna ma 28 lat. Cierpi na autyzm. Potrafi w trakcie rozmowy ni stąd, ni zowąd wybuchnąć śmiechem, zapatrzyć się gdzieś – i już jej nie ma.
– Pracuję z nią dobrych kilka lat – mówi pani Barbara Sieluk, dogoterapeutka (na zdjęciu razem ze swoim psem, Kiarą). – To bardzo wrażliwa osoba. Przynosi mi wiersze do oceny. Jeśli mam drobne uwagi, wszystko jest w porządku. Ale kiedy trzeba coś poprawić, Justysia w mgnieniu oka „znika”. Napisała już ponad sto wierszy o Kiarze.
Kiara to owczarek niemiecki, łącznik pomiędzy panią Basią a chorymi i ich światem. Justyna ją uwielbia.
Tereska jest po ciężkim porażeniu mózgowym. Kiedy pani Basia przyszła z Kiarą po raz pierwszy, Tereska nie wierzyła, że może podnieść się i iść na spacer.
– Wzięłam ją za jedną rękę, w drugą włożyłam smycz i ruszyłyśmy wszystkie trzy przed siebie – opowiada pani Basia. – Wyglądało to dosyć dramatycznie. Ale po kilku miesiącach Tereska doszła do takiej wprawy, że trzymając smycz Kiary, wchodziła na podmurówki ogrodzeń i szła, łapiąc z trudem równowagę. Ludzie na ulicy oglądali się za nią. Na spacerach z psem Tereska jest tak szczęśliwa, że aż trudno o tym mówić. Jest samą radością. Też pisze wiersze o Kiarze.
Radek ma zespół Downa. Nie wychodził z domu i był bardzo smutny. Mało kto z nim rozmawiał. Trochę trwało, zanim dał się namówić na spacer.
– Spotkaliśmy kiedyś w mieście grupkę jego znajomych – opowiada pani Basia. – Zobaczyli go i zaczęli bić brawo. Radek był z siebie dumny.
Pierwszy egzamin Kiary
Pani Barbara Sieluk odeszła na emeryturę po 36 latach pracy w ośrodku szkolno-wychowawczym dla dzieci z ciężkimi wadami rozwojowymi. Początkowo prowadziła tam zajęcia muzyczne, ale gdy struny głosowe odmówiły jej posłuszeństwa, zajęła się dziećmi głęboko upośledzonymi.
– Początek emerytury był koszmarny – opowiada. – Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Do czasu, gdy obejrzałam program „Kawa czy herbata”, w którym gościła Maria Czerwińska z Fundacji Przyjaźni Ludzi i Zwierząt „CZE-NE-KA”. Opowiadała o kursie dogoterapii, który właśnie rozpoczynał się w Warszawie. Aż podskoczyłam. Poczułam, że tym właśnie chcę się zajmować. Choć nie było już miejsc na kursie, przekonałam panią Czerwińską, aby pozwoliła mi wziąć w nim udział.
Na kursie było jedenaście osób z psami. W dniu egzaminu pani Basia była cała w nerwach. – Chodzi o to, by pies nie okazał ani przez moment zdenerwowania i niepokoju, bo tylko bardzo spokojne i zrównoważone zwierzaki nadają się do pracy z chorymi. Wśród prób, jakie musiałyśmy przejść z Kiarą, była również taka, która polegała na celowym drażnieniu psa przez podstawione osoby. Osoby nie dość, że były podstawione, to jeszcze wstawione. Wynajęty pan podchodził do Kiary i drażnił ją dotykiem, głosem i zapachem.
Spośród jedenastu opiekunów psów zdały tylko dwie osoby, w tym pani Basia ze swoją Kiarą.
Dziecko, pies i terapeuta
Jeśli ktoś powie, że dogoterapia to praca chorego dziecka z psem, znacznie uprości sprawę. Dogoterapia to o wiele więcej. Mamy chorego człowieka, najczęściej dziecko, mamy psa i terapeutę. Te trzy istoty muszą zbudować pomiędzy sobą więź tak silną, by przemóc chorobę i cierpienie. Największa odpowiedzialność spoczywa na terapeucie, ale najwięcej do zrobienia ma pies. Chory człowiek musi tylko chcieć, ale „chcieć” w przypadku autystycznych dzieci to bardzo dużo.
Zanim rozpocznie się właściwa terapia, potrzebny jest dokładny wywiad dotyczący przebiegu leczenia dziecka. Terapeuci analizują dokumentację psychologiczno-pedagogiczną, rozmawiają z rodzicami pacjenta i dopiero kiedy mają wystarczającą ilość informacji, opracowują indywidualny przebieg terapii.
W ośrodkach dogoterapeutycznych i na indywidualnych zajęciach najczęściej spotyka się dzieci dotknięte autyzmem, zespołem Downa, maluszki ze słabym napięciem mięśniowym, z porażeniem mózgowym. Bywają też dorośli pacjenci – najczęściej osoby, które nie otrzymały pomocy we wczesnym okresie życia.
Taniec na dwóch łapkach
Od ponad roku pani Barbara ma jeszcze jednego psa, pudelka miniaturkę – Janę.
– Szkolę ją tak, by ludzie, do których Jana przyjdzie – a są to osoby ciężko, nieraz obłożnie chore – mieli trochę radości. To mały i bardzo wesoły piesek. Nauczyłam ją turlać się po podłodze i skakać przez patyk, a także tańczyć na dwóch łapkach. Ktoś może powiedzieć, że to niewiele, albo zapytać, po co ja to robię. Taki ktoś powinien zobaczyć uśmiech pań z domu opieki społecznej: kobiet starych, niewstających z łóżka. One tak się cieszą, gdy przychodzę z psami.
Jak działa dogoterapia?
Jej zadaniem jest przywrócenie zdrowia, uśmiechu i wiary we własne siły:
- rozwija mowę i wzbogaca słownictwo,
- przełamuje lęk,
- pobudza zmysły, ćwiczy koncentrację, koordynację ruchów, orientację przestrzenną,
- stymuluje pracę mięśni,
- wzmacnia poczucie własnej wartości, pewności siebie, bezpieczeństwa,
- zwiększa aktywność, uczy samodzielności i odpowiedzialności,
- łagodzi stres i samotność,
- mobilizuje do podejmowania działań,
- buduje więzi emocjonalne u osób z trudnym kontaktem.
Dogoterapia to jedna z form zooterapii, w której wykorzystuje się odpowiednio przeszkolone psy. Pierwszym psychiatrą, który zainteresował się tą formą terapii, był amerykański lekarz Boris Levinson. Zaobserwował, że jego pies Jingles ma świetny wpływ na jednego z pacjentów – małego chłopca, któremu inni lekarze nie dawali szans na wyzdrowienie. Jingles uratował chłopca przed życiem w zakładzie zamkniętym, a Levinson w 1964 roku rozpoczął badania nad terapią z wykorzystaniem psów.
W Polsce o dogoterapii mówi się od 1996 roku. Wtedy to Maria Czerwińska, treserka zwierząt i założycielka fundacji „CZE-NE-KA,” po raz pierwszy użyła tego słowa jako odpowiednika angielskiego „pet therapy”. W Polsce istnieje wiele fundacji zajmujących się dogoterapią, m.in. „Dogtor”, „CZE-NE-KA,” „Ama Canem”, „Przyjaciel”. W styczniu 2005 roku został zarejestrowany Polski Związek Dogoterapii. Więcej informacji znajdziesz na stronach: www.pzd.free.ngo.pl,
www.czeneka.org, www.przyjaciel.pl.