Niektórzy uważają go za grafomana, który pisze bzdury. Inni widzą w nim boga literatury. Gdy kilka lat temu w Polsce był szał na jego książki, ludzie czekali kilka godzin w kolejce po autograf mistrza.
Paulo Coelho urodził się 24 sierpnia 1947 r. w Rio de Janeiro w
Brazylii. Jego książki rozeszły się w ponad 100 milionach egzemplarzy,
ukazały się w 455 przekładach, 66 językach, 160 krajach.
Z artystami był zawsze problem. Bywają tacy, którzy zamykają się w swojej skorupie i nie dopuszczają do niej nikogo. Są też tacy, którzy uwielbiają szum wokół siebie i bez mrugnięcia okiem wywlekają na świat najintymniejsze szczegóły ze swego życia. Sądząc po tym wszystkim, co już o Paulo Coelho napisano, on należy do grupy tych drugich.
Ach, można westchnąć, czytając biografię pisarza „Czarodziej” napisaną przez Fernando Moraisa, ten facet to ma klawe życie. Ile jest w niej prawdy? Tyle, ile się każdemu czytelnikowi wydaje... Ale trzeba przyznać, że biografia Coelho pokazuje to, co sam pisarz – niczym ważne credo – umieszcza w swoich książkach: „że jak człowiek czegoś bardzo chce, to to osiągnie”.
Niepokorny szaleniec
A Coelho chciał zostać pisarzem. Ta myśl pojawiła się w jego głowie, gdy był dzieckiem. Potem jako nastolatek też ciągle o tym mówił. Tylko, że jego rodzice uważali, że to bzdury i pragnęli, aby został inżynierem. I choć inwestowali w edukację syna spore pieniądze, to on nic sobie z tego nie robił. Korepetycje, kary i najróżniejsze zakazy nie potrafiły zmusić go do nauki. Wolał spędzać długie godziny na czytaniu i łobuzerskich zabawach z kolegami.
Któregoś dnia matka oznajmiła, że martwi się o jego zdrowie, więc pojadą do lekarza. Zapakowała syna do samochodu i zawiozła do... szpitala psychiatrycznego. Powód: coś jest z nim nie tak, nie chce się uczyć, bywa agresywny i ma zaburzenia seksualne.
Coelho był tam umieszczany jeszcze dwukrotnie. Poddawano go elektrowstrząsom (ta brutalna metoda niegdyś była rutynową procedurą leczniczą). Przemoc, jakiej doświadczył, stała się potem inspiracją do napisania powieści o pacjentce szpitala psychiatrycznego „Weronika postanawia umrzeć”.
Potem przez wiele lat Coelho zmagał się z nawrotami depresji, zwątpienia i rezygnacji. Ratował się psychoterapią, lekami i ciężką pracą i ciężką pracą... Piął się na szczyty kariery w branży muzycznej jako „człowiek orkiestra”: napisał teksty do ponad 140 piosenek, tworzył scenariusze, reżyserował koncerty. I ciągle marzył o napisaniu powieści...
Pakt z szatanem
W latach 60., gdy miał dwadzieścia kilka lat, został hippisem, jak wielu podobnych do niego buntowników. Wtedy zainteresował się magią, okultyzmem i parapsychologią. I trafił do sekty wielbicieli Aleistera Crowleya, angielskiego okultysty. Został satanistą i zaprzedał duszę diabłu: w zamian domagał się sławy i pieniędzy. Do czasu...
Któregoś dnia Coelho poczuł w swoim mieszkaniu trupi zaduch, podłoga zaczęła wirować i unosić się przed jego oczami, zewsząd dochodził trzask łamanych mebli. Spanikowany pojął, że objawił mu się długo wzywany Szatan. Chwycił Biblię i zaczął prosić Boga o pomoc. Po kilku godzinach Szatan odstąpił, a przerażony do szpiku kości adept magii raz na zawsze skończył z okultyzmem i nawrócił się na katolicyzm. Swoje doświadczenia z satanizmem opisał po wielu latach w 600-stronicowej książce, która nigdy nie została opublikowana – autor zniszczył ją tuż po napisaniu, za namową żony, która stwierdziła, że książka opowiada o złu.
Tylko jedno marzenie
Zostać pisarzem „znanym i cenionym na całym świecie” – nazywał w dziennikach swoją obsesją. Pisał: „Jestem jak wojownik, który czeka, aż wybije jego godzina i będzie mógł wejść na scenę”, „Moim przeznaczeniem jest zwycięstwo, a talentem wola walki”.
To prawda, nigdy się nie poddawał, nawet gdy jego pierwsza książka (podręcznik „Teatr w edukacji”) okazała się kompletną klapą. Będąc niegdyś w czeskiej Pradze, modlił się w małym kościółku Matki Boskiej Zwycięskiej, przed figurką Dzieciątka Jezus (z nieznanych powodów figurka od dawna przyciąga brazylijskich wiernych). Zauważył też, że szata na figurce jest mocno podniszczona.
– Spraw, bym stał się znanym i cenionym pisarzem! – prosił Coelho. – Obiecuję, że gdy stanę się sławny, wrócę tu z nową złotą sukienką.
Obietnicy dotrzymał.
Paulo Coelho razem z żoną Christiną Oiticicą
W zakonie RAM
Pod koniec lat 70. wybrał się ze swoją żoną Christiną Oiticicą w podróż po Europie. W obozie koncentracyjnym w Dachau Coelho miał wizję: ujrzał „ludzką postać unoszącą się ponad snopem światła, która zapowiedziała ponowne spotkanie za dwa miesiące”.
I rzeczywiście – dokładnie po dwóch miesiącach w kawiarni w Bonn, ni stąd, ni zowąd, Coelho zauważył mężczyznę ze swojej wizji. Zdumiony podszedł do niego i zapytał, czy to jego widział w Dachau. Mężczyzna odpowiedział, że fizycznie go tam nie było, ale Coelho mógł mieć widzenie zwane „projekcją astralną”.
Tak było. Człowiek z wizji okazał się Francuzem, mistrzem stuletniego zakonu RAM – Regnus Agnus Mundi (Rygor, Miłość, Miłosierdzie). Zaproponował Coelho studia pod swoim kierunkiem. To był przełomowy moment w życiu pisarza, który niedługo potem opublikował swoją pierwszą książkę „Pielgrzym”.
W ramach nauk Coelho odbył kilka pielgrzymek. Przeszedł m.in. drogę do Santiago de Compostella i odbył odosobnienie na pustyni Mojave w południowej Kalifornii. Liczne ćwiczenia duchowe, jakim był poddawany, stały się inspiracją dla jego kolejnych powieści. Niektóre praktyki były proste, inne stanowiły wyzwanie.
Spotkanie z Aniołem Stróżem
Zdarzyło się to w czasie jednej z jego pielgrzymek, gdy ponad dwa miesiące błąkał się po górach i dolinach południowej Francji. Nauka polegała m.in. na podążaniu za snami. Któregoś dnia, jadąc samochodem, poczuł przy sobie czyjąś obecność – to był jego Anioł Stróż. Miał wrażenie, że może porozumiewać się z nim bez słów. A rozmowa miała następujący przebieg:
– Czego pragniesz?
– Chcę, żeby ludzie czytali moje książki – odparł pisarz, nie odrywając wzroku od drogi.
– Będziesz się musiał sporo nacierpieć.
– Dlaczego? Bo chcę, żeby mnie czytano?
– Twoje książki przyniosą ci sławę, ale ludzie będą cię krytykować. Zastanów się, czy tego chcesz. Daję ci jeden dzień do namysłu. Dziś w nocy przyśni ci się miejsce, w którym jutro spotkamy się o tej samej porze.
W nocy Coelho śnił o kolejce linowej prowadzącej na wysoką górę. Okazało się, że rzeczywiście taka jest w okolicy. Pisarz udał się tam i ponownie wyraził pragnienie bycia sławnym.
A jednak się spełnia
W Brazylii, swoim ojczystym kraju Coelho przez lata był zjadliwie krytykowany przez znawców literatury i media. Jego książki nazywano literaturą „dla panienek”, zarzucano mu „tani mistycyzm i kiepską portugalszczyznę”. Łajano go nawet wtedy, gdy bił wszelkie rekordy popularności, a z „Alchemikiem” pod pachą przechadzali się prezydenci Francji czy USA.
W 1993 r. Coelho znalazł się w Księdze Rekordów Guinnessa właśnie dzięki „Alchemikowi”, który przez 208 tygodni nieprzerwanie zajmował pierwsze miejsce na liście bestsellerów. Bo jak napisał w tej swojej najsłynniejszej powieści: „Kiedy się czegoś bardzo pragnie, wtedy cały wszechświat sprzysięga się, byśmy mogli spełnić nasze marzenie.”