Gromnica, zimy połowica – mawiano dawniej na wsiach 2 lutego, w święto Matki Boskiej Gromnicznej. Bo w tradycji ludowej z tymi świecami wiązało się wiele obrzędów.
Już w drodze z kościoła do domu starano się, aby poświęcona świeca nie zgasła. Należało bowiem rozniecić od niej w piecu ogień. Poza tym trzeba było obejść z nią całe gospodarstwo, a następnie okopcić znak krzyża na stropie chałupy, aby w ten sposób ochronić domostwo przed uderzeniem gromu. Stąd zresztą pochodzi nazwa tych długich woskowych świec, które zapalano podczas burzy, stawiano w oknie i odmawiano pacierz. Uważano, że zabezpieczy to dom przed pożarem.
Powszechne przekonanie o mocy ochronnej gromnicy związane było z wiarą w patronat i opiekę Matki Bożej nad ludźmi. Zaś zapalona świeca, poświęcona w dniu jej święta, miała chronić przed klęskami i złem.
Aby sobie zapewnić stałą opiekę Marii Panny, gromnicę umieszczano zwykle nad łóżkiem. Zapalano ją też przy konających i wkładano im w dłonie z wiarą, że Matka Boska bezpiecznie przeprowadzi ich duszę do innego świata. Gromnica była też atrybutem uzdrowicielek, które używały jej do kadzenia chorych przy tzw. spalaniu róży. W tym celu na bolące miejsce kładły czerwoną szmatkę, a na niej dziewięć gałek zrobionych z lnu, którym była okręcona świeca 2 lutego. Następnie każdą gałkę osobno zapalano od gromnicy i podrzucano w górę, aby spaliła się w powietrzu. Należało przy tym za każdym razem splunąć i przeżegnać się. Jeżeli przy zapalaniu dym unosił się w górę, oznaczało to, że zabieg pomoże, jeżeli zaś opadał, należało poszukać innego sposobu leczenia. Zabieg wykonywało się przed wschodem lub przed zachodem słońca.