Gdy od lat żyjemy w stałym związku i zaczyna w nim wiać nudą, to marzymy, aby znów przeżyć coś szalonego. Najlepiej z całkiem inną osobą.
Nie pochodzę ze szczęśliwego domu – powiedziała smutno Patrycja.
Ja zaś pomyślałam, ile razy padały tu już podobne słowa...
– U nas nie było głośnych kłótni, panował pozorny spokój. Rządził ojciec. Wszystko musiało być tak, jak on chciał. Jeśli mama albo my z siostrą zrobiłyśmy coś, co niezbyt mu się podobało – a trudno było zgadnąć, czego tym razem nie zaaprobuje – karał nas kompletnym odrzuceniem. Wybierając męża, szukałam więc głównie czułości i ciepła – ciągnęła Patrycja, zerkając to na mnie, to na stół. – I Olgierd jest właśnie taki. Jednak przekonałam się, że bywa także bierny, lękliwy. Jestem zmęczona ciągłym dyrygowaniem. Denerwuje mnie to. Złoszczą mnie dzieci, bo również nieustannie czegoś chcą. Pragnęłabym poczuć się małą kobietką, o którą mężczyzna zadba w każdym calu. Czuję pokusę podporządkowania się komuś takiemu jak mądry, wymagający, lecz kochający ojciec, którego nigdy nie miałam. Czy uda mi się urzeczywistnić marzenia? – westchnęła.
– Czy poczuję się zrealizowana uczuciowo? Nie zamierzam krzywdzić Olgierda ani dzieci. Chciałabym jedynie przeżyć coś, zanim będę
za stara na miłość. Mam 34 lata i kiedy sobie uświadomię, że mam tak popychać do przodu męża jeszcze przez parę dekad, dzień w dzień słuchając: „Będzie jak zechcesz, kochanie”,
to mam ochotę krzyczeć.
– Czy pani wie, ile osób chętnie by się z panią zamieniło? – uśmiechnęłam się, rozkładając karty.
– Nie ma idealnych sytuacji – szepnęła. – Otóż to – odpowiedziałam. Bowiem w tarocie istotnie rysował się wyczekiwany przez Patrycję romans, lecz poza tym
rzeczywistość wcale nie wyglądała różowo.
– Wiążąc się z innym mężczyzną, napyta sobie pani biedy. Po pierwsze nie będzie pani szczęśliwa, a po drugie romans może doprowadzić do zniszczenia własnego „stanu
posiadania“. Czy warto narażać się na tyle komplikacji?
– Najważniejsze, że skończy się ten potworny marazm – zapewniła. – Obecnie czuję się jak roślina bez wody...
– A wie pani, co się dzieje, kiedy nadmiernie zalejemy doniczkę? – zapytałam.
Tylko machnęła ręką. Po kilku miesiącach zobaczyłam ją w zdecydowanie przyjemniejszym nastroju.
– Spotkałam wspaniałego mężczyznę – powiedziała z ożywieniem. – Silny, z inicjatywą. Poza tym cudownie władczy. Maciek wyzwolił we mnie ogromną energię, również seksualną. Strasznie go kocham. Ale jest jeden problem: zażądał, żebym odeszła od Olgierda. Waham się i nienawidzę siebie za to.
Potrzeba mi czasu, a Maciej mi go nie daje. Według niego powinnam bez namysłu dokonać wyboru. W przeciwnym razie grozi zerwaniem. Co począć?
– Nie mam pojęcia – wyznałam. – Według kart kontakt uczuciowy kojarzy się pani z huśtawką emocjonalną. Teraz ją pani odnalazła, powielając relację z dzieciństwa, kiedy miłość mężczyzny oznaczała przyciąganie i odpychanie. Szukała pani kogoś, kto by nie ulegał, a dominował. Nie sądzę, aby na dłuższą metę przyniosło to pani prawdziwe zadowolenie. Ta namiętność będzie niszcząca.
– Maciek mnie nie kocha?
– Nie rozumie. Może zechce wymusić na pani decyzję o rozstaniu z mężem?
Zagryzła wargi. Potem obiecała: – Zadzwonię, gdyby jeszcze coś się działo...
I zadzwoniła. Powiedziała, że uciekła od Olgierda po tym, jak Maciej na znak protestu przeciw jej chwiejności wywalił na klatkę schodową ją, jej koszulę nocną i szczoteczkę do zębów. Teraz Patrycja mieszka z Maćkiem, ale szaleje z niepokoju i wyrzutów sumienia. Wszak zostawiła dzieci... Poradziłam jej, żeby postarała się wyjechać i w samotności wszechstronnie rozważyć sytuację. Nie wiem, czy w ciągu tych lat rozmawiała szczerze z Olgierdem. Raczej nie. W każdym razie stoi przed poważnym dylematem: niedoskonała miłość małżeńska czy obezwładniające pożądanie? Z czego zrezygnować? Co ocalić? Czego w przyszłości będzie żałowała? Oto problemy, na jakie należy rychło znaleźć odpowiedź...