Wiele osób, zwłaszcza młodych, próbuje wywoływać duchy. Niekiedy traktują to jak rozrywkę na młodzieżowych imprezach. Nie zdają sobie sprawy, że igranie z energiami może mieć przykre konsekwencje.
Szesnastoletnia Agnieszka z Poznania od kilku lat interesowała się zjawiskami paranormalnymi, czytała książki, zbierała wycinki prasowe i wymieniała poglądy na forach internetowych. Pewnego popołudnia odwiedziły ją dwie przyjaciółki. Jedna zakochała się w klasowym przystojniaku i zastanawiała się, czy ma u niego jakieś szanse.
- Same nic nie wymyślimy, może poprosimy zaświaty o pomoc - zaproponowała Agnieszka.
- Jak to sobie wyobrażasz? Duchy sprawią, że Marek zaprosi Kingę na randkę?- żartowały nastolatki.
- Zobaczymy, może przewidzą przyszłość albo coś doradzą? - nie ustępowała Agnieszka.
Kinga i Emilia potraktowały pomysł jako okazję do dobrej zabawy. Zgasiły światło, zapaliły dużą świecę, intensywnie wpatrywały się w jej płomień i złapały się za ręce. Ustaliły, że wezwą ducha znanej uwodzicielki Kleopatry.
- Przyjdź do nas! - powtarzały.
W pewnym momencie zadrżał stół, a po chwili zgasła świeca. Dziewczyny były przerażone, długo tkwiły w bezruchu, jak sparaliżowane. Pierwsza zerwała się Emilia i zapaliła światło.
- Czy któraś poruszyła stół? Tak się bałam! - powiedziała Kinga. Każda przysięgała, że nie chciała nastraszyć koleżanek. Wreszcie postanowiły, że zapomną o całej historii.
Ponure odwiedziny z zaświatów
W nocy przyśnił mi się koszmar, jakaś kobieta śmiała się ze mnie, wygrażała mi - wspomina Agnieszka. - Mówiła, że nikt jej nie kochał i ona nie kochała nikogo. Wszystko wokół było ponure i ciemne. Obudziłam się zlana potem. Pomyślałam jednak, że wszystko minie, a koszmar jest skutkiem wczorajszych przeżyć. Niestety, następne noce były podobne, w snach ciągle pojawiała się ta kobieta. Agnieszka całkowicie się zmieniła. Przestała spotykać się z koleżankami, często płakała, straciła apatyt. Rodzice zaniepokoili się nie na żarty, podobnie Kinga i Emilia.
- To koleżanki namówiły mnie, żebym zwierzyła się rodzicom - przyznała Agnieszka.- Zagroziły, że jeżeli tego nie zrobię, same opowiedzą o naszym wywoływaniu duchów. Czułam, że wtedy właśnie coś się ze mną stało, ale nie potrafiłam sobie pomóc. Wszystko wydawało mi się bez sensu, coraz częściej myślałam o śmierci. Nie wiem, skąd wziął się ten gwałtowny lęk, czasami tak silny, że nie mogłam oddychać.
W pewnym momencie zadrżał stół, a po chwili zgasła świeca. Dziewczyny były przerażone, długo tkwiły w bezruchu, jak sparaliżowane. Pierwsza zerwała się Emilia i zapaliła światło.
Egzorcysta pilnie poszukiwany
Rodzice potraktowali opowieść Agnieszki poważnie, sami widzieli, że po seansie zaszła w niej jakaś zmiana. Nie wiedzieli, jak jej pomoc. Nie pomogła rozmowa, próby tłumaczenia, że duchy nie istnieją. Z dziewczyną było coraz gorzej, zamykała się w pokoju, leżała na tapczanie i godzinami patrzyła w sufit. - Poszłam z córką do znanego poznańskiego psychiatry - wspomina matka. - Stwierdził, że Agnieszka ma klasyczną depresję, a ja jej wmawiam jakieś bzdury. Zapisał leki, ale nie pomogły. Wtedy wybrałam się do proboszcza. Uznał, że moje dziecko coś "ściągnęło", że coś się do niego przyczepiło. Opowiedział, że wiele lat temu miał podobny przypadek. Pewien mężczyzna wybrał się na cmentarz i powtarzał jakieś tajemnicze zaklęcia. Efektem było opętanie, człowiek w kościele pluł na krzyż, przeklinał, wypowiadał słowa w językach, których nie znał. Pomogły mu dopiero egzorcyzmy. Rodzice Agnieszki dowiedzieli się, że czeka ich długa droga, zanim otrzymają pomoc księdza, który ma prawo przeprowadzać egzorcyzmy. Konieczne było badanie wykluczające u dziewczyny chorobę psychiczną, napisanie pisma do kurii, zeznania koleżanek. Proboszcz doradził, żeby zamówić kilka mszy w intencji dziecka i poświęcić mieszkanie. Codziennie rodzina wspólnie odmawiała różaniec, a nad drzwiami do pokoju córki powiesili krzyż. .
Ratunek w modlitwach
Proste rady okazały się skuteczne - opowiada pani Zofia. - Już podczas pierwszej wspólnej modlitwy Agnieszka zaczęła rozpaczliwie płakać. Jak tylko umiałam, prosiłam Boga, żeby jej pomógł, jest przecież jeszcze dzieckiem, które nie chciało zrobić niczego złego. Ale w nocy córka po raz pierwszy od dawna spała spokojnie. Upewniłam się w tedy, że jesteśmy na dobrej drodze!
Po dwóch tygodniach Agnieszka zaczęła odzyskiwać radość życia. Codziennie chodziła na mszę i brała komunię. - Czuję, że mój koszmar minął. Nie mam pojęcia, kim była kobieta, która przychodziła do mnie w snach. Myślę, że odeszła, bo zaczęłam się modlić także za spokój jej duszy. Może właśnie tego potrzebowała? Nie dowiem się. Mam jednak wewnętrzną pewność, że już nie wróci. Ostatnie miesiące nauczyły mnie jednego: dobro jest potężniejsze od zła.
Nieszczęście na własne życzenie
Seanse spirytystyczne przeprowadzane nieumiejętnie mogą się okazać niebezpieczne. Gdy wywołujemy ducha konkretnej osoby, nie wiemy, kto się pojawi. Może to być duch błąkający się, przywiązany do Ziemi, który nie może stąd odejść. Duchy są jak ludzie, nie wszystkie mają czyste i dobre intencje. Zmarłych nie powinniśmy niepokoić, sprawy ziemskie są już za nimi. Podczas seansu łatwo o opętanie, możemy stać się narzędziem sił, o których mocy nie mamy pojęcia. Zwłaszcza osoby smutne, załamane, mające kłopoty mogą paść ofiarą opętania.
ANNA FORECKA