Każda gazeta mogłaby być dumna z tak wiernego czytelnika. Paweł Gnat z Jeleniej Góry ma wszystkie numery „Gwiazdy mówią” od 14 lat. Nasz tygodnik zainteresował go, bo sam doświadcza kontaktu z innymi wymiarami życia. Jego sny są tak niezwykłe, że postanowił je… malować.
Pan Paweł urodził się 64 lata temu w chińskim mieście Harbin nad rzeką Sungari, tak szeroką, że mogą po niej pływać morskie statki. Po rewolucji październikowej w Harbinie znalazło schronienie wielu Polaków i Rosjan, którzy za chińską granicę uciekali przed bolszewikami. Miasto rozkwitało, a tamtejsze gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza było oazą polskości. Tam też trafił jego dziadek – Polak spod Szydłowca, który w Rosji budował kolej.
Matka pana Pawła była Rosjanką wywodzącą się z dońskich kozaków. W szkole chodziła do jednej klasy z urodzonym we Władywostoku... Yulem Brynnerem, amerykańskim gwiazdorem znanym m.in. ze wspaniałej kreacji w westernie „Siedmiu wspaniałych”.
Jednak i w Harbinie rodzinę dopadła rewolucja. Po zakończeniu II wojny światowej miasto zajęli komuniści. Jako trzyletni chłopiec nasz czytelnik po długiej podróży znalazł się w Polsce. Pierwsze słowa składał po polsku, chińsku i po rosyjsku.
– Choć całe moje życie związane jest z Jelenią Górą, mnóstwo się napodróżowałem, bo los rzucał mnie i po kraju, i po Europie. Jednak tu, w kotlinie pod pięknymi Karkonoszami, mam dom i najbliższych – mówi pan Paweł. – Moi rodzice szczęśliwie przeżyli tu 43 lata, a razem w sumie 57 lat.
Pan Paweł był szefem najróżniejszych gastronomicznych przybytków w wielu miastach Polski. W Niemczech z kolei stał się kucharzem. A potem zjeździł Europę, sprowadzając do nas używane samochody. Ma kilkanaście zawodów, w tym mechanika samochodowego, krawca i fotografa; mógłby niczym Irena Kwiatkowska w serialu „Czterdziestolatek” powiedzieć o sobie, że „żadnej pracy się nie boi”. W jego życiu, wypełnionym obowiązkami i troską o bliskich, w tym o niepełnosprawną najmłodszą córkę Emilę (dziś studentkę), nie zabrakło jednak miejsca na tajemnicę, ezoterykę, coś niewypowiedzianego…
Pan Paweł nie ma wątpliwości, że oprócz świata materialnego otacza nas także świat duchowy; dlatego od lat czyta nasz tygodnik. I podkreśla, że dla niego poruszana przez nas tematyka jest oczywista i jasna jak słońce.
On sam ma okazję z tym tajemniczym wymiarem się kontaktować, o czym zechciał nam opowiedzieć.
Przesłanie babci Olgi
Pan Paweł ma niezwykłe sny, które od 1992 r. zapisuje. Dziś to już kilkanaście grubych zeszytów. A zaczęło się od babci Olgi, kozaczki dońskiej, która została w Chinach. Mama pana Pawła pisywała do niej, a każdy list szedł miesiąc. Gdy babcia Olga zmarła, jej córka wiedziała o tym natychmiast, choć urzędowe potwierdzenie trafiło do Jeleniej Góry dużo później. To jednak dało jej impuls, aby odwiedzić daleką rodzinę. Gdy dotarła na miejsce, od swojego brata Szury dostała ikonę, którą babcia kazała przechowywać ze specjalnym wskazaniem, że to dla małego Pawełka.
Ikona była w rodzinie od pokoleń i przetrwała nawet powódź. Pozostała nietknięta, choć wiele dni przeleżała pod wodą. – Sprawdziłem to osobiście, gdy zdjąłem srebrną koszulkę: obraz był nieuszkodzony – wspomina pan Paweł.
Doskonale pamięta, jak wymarzył sobie nowe narty. W końcu z Jeleniej Góry do wyciągów w Karpaczu i Szklarskiej Porębie jest o rzut beretem. Żeby zdobyć pieniądze na sprzęt, sprzedał ikonę… I wtedy przyśniła mu się babcia Olga. Powiedziała we śnie, że ikona była w rodzinie od pokoleń i on, sprzedając ją, oddał z domu szczęście, błogosławieństwo i powodzenie. Aby temu zapobiec, musi poszukać „wiertałoka”.
– Jako chłopiec mówiłem po rosyjsku i do dzisiaj rozumiem ten język, ale nie mogłem sobie przypomnieć, co to ten wiertałok. Ile ja słowników przewertowałem! Słowa babci: „poiszczi wiertałok” (poszukaj wiertałoka) nie dawały mi spokoju – opowiada pan Paweł.
W końcu znalazł wyjaśnienie: wiertałok to wrzeciono. Okazało się, że w rodzinie jego mamy kobiety przekazywały sobie nie tylko ikonę, ale i stare wrzeciono. Odnalazł je, ale już nikomu, za żadne skarby go nie odda.
Nie patrzeć w okno po obudzeniu
Jego sny są tak niezwykłe, że kilka lat temu zaczął je przenosić na płótno – zwykle pojedyncze sceny ze snu, które zrobiły na nim największe wrażenie.
Śni kolorowo, najczęściej ciepło, bardzo energetycznie. Były mu dane piękne widoki, obrazy szczęśliwych ludzi, wizje świetlistych opiekuńczych postaci, które czuwają nad naszym wymiarem, ale też… widok końca świata. Pan Paweł jest przekonany, że jeśli czeka nas jakiś naturalny kataklizm, to największe szanse mają osoby, które schronienia poszukają w drewnianych budynkach – widział to w swoim śnie! Śnił mu się nawet rozpad całej materii do poziomu pojedynczych atomów.
Kiedyś zapisywał wszystkie sny, dziś tylko te najważniejsze. Gdy taki sen mu się przyśni, po obudzeniu nie patrzy w okno – wytrenował w sobie taki nawyk, bo inaczej wszystko zapomina. Od razu chwyta za notes i zapisuje. Potem bierze się za obraz. Maluje szybko, niemal bez poprawek. Zwykle olejem, w formacie 50 na 60 centymetrów. W grudniu pan Paweł ma w Jeleniej Górze swoją wystawę. Będzie można na niej zobaczyć jego niezwykłe prace, w tym „Świat pomarańczy” – obraz przedstawiający połowę zegara i pół pomarańczy.
Dziś maluje już tylko sny, zrezygnował z martwych natur i pejzaży. Z prac „niewyśnionych” ceni piękny portret swojej żony i własny autoportret.
Obdarzony dobrą energią
Pan Paweł wie, że ma w sobie sporo energii, potrafi np. leczyć bóle głowy. Pomaga znajomym, ale tą swoją umiejętnością się nie chwali. Dla niego sfera duchowa jest ważniejsza od materialnej. Dlatego zachowywał spokój zarówno gdy zarabiał, jak i gdy tracił pieniądze.
Za pomocą swojego ulubionego tygodnika chciałby podzielić się przekazem, który zawarł w swoich obrazach. Jeśli się komuś spodobają te, które reprodukujemy na naszych stronach, i chciałby zobaczyć ich więcej – autor serdecznie zaprasza na wystawę do Stowarzyszenia „Wspólne Miasto” na II piętro budynku przy ul. Konopnickiej 1 w Jeleniej Górze. Wystawa będzie otwarta od 9 do 23 grudnia.
Agnieszka Lesiak
Interpretacja obrazu „Szachy” przedstawiona przez wyrocznię Matyldę
Obraz „Szachy” przedstawia wnętrze pokoju, które we śnie symbolizuje wnętrze umysłu lub duszy. Dusza jest podzielona na część żeńską – podłogę i część męską – sufit. Podłoga jest czerwona, a leżąca na niej szachownica ma ciepłe barwy, gdyż żeńska połowa świata reprezentuje życie, rodzenie i tworzenie, i w tym sensie ma związek z żywiołem ognia, z czerwienią oraz żółcią. Męska połowa świata jawi się śniącemu jako chłodny (niebieski!) intelekt, który jest oddalony i ze swojej wysokości ocenia i krytykuje, ale sam niczego nie jest w stanie zrodzić. Męski świat intelektu jest nierealny, ponieważ – jak to widać na obrazie – wszystko w nim jest postawione do góry nogami! Ruch falisty i giętkie linie są charakterystyczne dla wszystkiego, co żeńskie, dlatego szachownica faluje. Zawinięty brzeg szachownicy wygląda zapraszająco, jakby tworzył koszyk, który zaraz przyjmie to, co do niego wpadnie i go zapłodni. Żeńskie figury szachowe są czarne, a wiadomo, że w grze czarne czekają, gdyż pierwszy ruch należy do białych. No więc żeńska siła czeka i „przebiera nogami”, pardon, zachęcająco faluje... Widok za oknem symbolizuje przyszłość. Jest nią owocujące drzewo – nowe życie. Dobry sen – chociaż zawiera dotkliwą krytykę świata mężczyzn.