Większość ludzi boi się myszy, choć ta sama większość nigdy ich nie widziała. Pewnie jakby zobaczyła, to nie tylko przestałaby się bać, ale i polubiła. W boskim planie tworzenia mysz musiała mieć uprzywilejowane miejsce. Jest nie tylko piękna, ale ma zalety, o które byście jej nie podejrzewali.
DOROTA SUMIŃSKA doktor weterynarii, prowadzi popularne programy radiowe i telewizyjne o zwierzętach |
Mój ojciec mieszka pod Zgorzelcem w wielkim starym poniemieckim domu. Poza nim i jego żoną mieszka tam całe mnóstwo zwierząt. Tych zaproszonych i takich, które przyszły same. Pod domem pasą się konie. Ojciec ma ich kilka. Na zimę trzeba koniom zapewnić nie tylko siano. Owies, kukurydzę i żyto ojciec przechowuje w domu. Dowiedziały się o tym myszy polne. Brązowe ślicznotki z czarną pręgą wzdłuż pleców. Polne myszy całe lato spędzają na polach, łąkach i w ogrodach. Nie jest im łatwo. Poluje na nie cała masa zwierząt. Od kotów i lisów poczynając, przez myszołowy, pustułki, sowy, bociany, sroki, wrony i jeże, na żmijach i gniewoszach kończąc. Jest im tym trudniej, że muszą w tym czasie odchować swoje młode. Mysie dzieci mają lepiej niż ludzkie. Nigdy nie zostają sierotami. Gdy ginie matka, to jej siostra lub sąsiadka podejmuje trud wychowania sierot, które dzięki temu sierotami już nie są.
Jesienią, gdy robi się zimno, myszy polne szukają ciepłego schronienia. Przyszły więc myszy gromadnie do domu mojego ojca i bardzo się ucieszyły, że właśnie suszył kukurydzę. Złote ziarno rozsypane na podłodze aż się prosiło, aby je zjeść. Ojciec jest czarodziejem. Wcale nie przesadzam. Ma jakiś niezwykły dar komunikacji ze zwierzętami. Nie ma takiego zwierzęcia, a przynajmniej do tej pory nie było, z którym nie nawiązałby kontaktu. Większość ludzi rozpoczęłaby walkę z myszami. Walkę na śmierć i życie. Ojciec jednak je wyłapał. Było ich 32. Wsadził wszystkie do dużego akwarium (bez wody, poza wodą do picia) i postanowił przetrzymać do wiosny. Każdy mysi ignorant powiedziałby: „Zaraz z 32 zrobi się 132 myszy”. Nic z tych rzeczy. Mysz polna to nie mysz domowa.
Na trudny zimowy czas rezygnuje ze swojej płciowości. Nawet nie sposób rozpoznać, który to samiec, a która samiczka. Samce myszy polnej „wciągają” jądra do jamy brzusznej i wyglądają tak samo jak ich partnerki.W mojej okolicy jest coraz mniej myszy polnych. Wszędzie można spotkać norniki i polniki, ale polna mysz to rzadkość. Ucieszyłam się, że ojciec ma ich tyle i obiecałam zabrać do siebie. Dzieli nas 500 kilometrów, więc nie widujemy się zbyt często. Już pod koniec lutego samce zaczęły na powrót być samcami i ojciec nalegał: „Zabieraj je, bo zaraz zaczną się wesela”. Pojechaliśmy do ojca na początku marca. Zapakowałam myszy do dwóch klatek i przywiozłam do domu. W każdej klatce mieszane towarzystwo, a na dworze zimno. Nie mogę ich wypuścić, dopóki nie zrobi się naprawdę ciepło. Całą zimę spędziły w komfortowych warunkach i trudno byłoby im tak nagle znaleźć się na własnym wikcie i opierunku. Codziennie kiedy je karmię i sprzątam w klatkach, proszę: „Poczekajcie ze ślubami, jeszcze trochę i założycie sobie rodziny na wolności”.
A myszy? A myszy czekają. Choć codziennie patrzę na ich zachowanie, ani razu nie widziałam, aby romansowały. Myszy oswoiły się ze mną do tego stopnia, że gdy wpuszczam je do wanny, żeby sprzątnąć klatki,i potem chcę je wsadzić z powrotem, nie tylko nie uciekają, ale same wchodzą w moje dłonie.
Żyją w dość dużym zagęszczeniu, ale nigdy nie widziałam, aby się kłóciły. Myślę, że to także efekt moich próśb. No, może trochę przesadziłam, bo myszy polne to wyjątkowo zgodne zwierzęta. Nawet samce nie walczą ze sobą. Czasem tylko dochodzi do drobnych utarczek. Jednak to, że mimo wiosny rezygnują z miłości, jest dość niezwykłe. Owszem, w dużym zagęszczeniu mysz polna nie lubi się rozmnażać. Nie lubi, nie znaczy jednak „nie może” i zdarzają się osobniki, które lubią i mogą. Moje myszy czekają na obiecaną wolność. Patrzą na mnie, jakby pytały: „No kiedy wreszcie?”. „Zapytajcie pana Tomasza Zubilewicza”, odpowiadam, ale nie wiem, czy on się boi myszy.