Kiedyś myślałam, że duchy lubią tylko opuszczone zamki i stare chałupy na odludziu – opowiada Kasia Kwiecińska, reżyserka. – Zrozumiałam, że jest inaczej, gdy wprowadziłam się do zwykłego mieszkania, w najzwyklejszym bloku…
Zaraz po przeprowadzce w jej życiu zaczęły się dziać dziwne rzeczy: często coś ginęło, a później odnajdywało się w nieoczekiwanych miejscach. Niby nic, a jednak zastanawiające…
Pubudka o czwartej rano
– Główkowałam, jak to jest możliwe, że klucze do mieszkania, które zawsze wieszałam tuż przy drzwiach, ginęły wtedy, gdy chciałam wyjść – wspomina Kasia. – A potem znajdowały się na swoim miejscu. Albo pierścionek po babci. Kładąc się do łóżka, zdejmowałam go z palca i kładłam na szafce...
Pewnego razu, gdy się obudziła – pierścionka nie było. Kasia winą za dziwne zaginięcie długo obarczała własne roztargnienie. Myślała: „Co się ze mną dzieje? Przecież położyłam to w tym miejscu, pamiętam!”. Ale za chwilę dochodził głos rozsądku: „Musiałaś się jednak pomylić, przecież nikt tego nie zrobił. Duchów nie ma!”. Żeby wtedy wiedziała, jak bardzo się myli! Oprócz tego, że wszystko ginęło, ona sama czuła się źle. Nie mogła spać. W nocy zawsze budziła się o czwartej. Chudła. I kiedy raz pożaliła się koleżance w pracy na swoje roztrzepanie, tamta powiedziała: „Słuchaj, a może ty masz ducha?”.
Scena jak z horroru
I może Kasia zignorowałaby tę radę, gdyby nie kolejna historia, która przytrafiła się jej po powrocie z podróży służbowej. Podczas jej trwania narobiła mnóstwo zdjęć potrzebnych do dokumentacji filmu, przy którym pracowała. Przywiozła cztery rolki filmów, bo wówczas jeszcze nikt nie używał cyfrówek. Schowała je do wewnętrznej kieszonki torebki i pilnowała jak największego skarbu.
– Gdy jechałam je wywołać, jeszcze raz chciałam sprawdzić, czy są na swoim miejscu – wspomina Kasia. – Ale kieszonka była pusta.
Pod reżyserką ugięły się nogi.
Filmów szukała rodzina, znajomi i przyjaciółka. Przetrząsnęli całe mieszkanie. Ale rolki zniknęły. Kasia była zrozpaczona. Tyle pracy na marne! I jej posada zawisła na włosku.
Dzień później zajrzała do torebki. Rolki były na swoim miejscu, tak jakby nic się nie stało. Jednak ona już wiedziała, że ma do czynienia z kimś nie z tego świata. Wieczorem, kiedy dzieci spały, stało się coś, co oglądała tylko w banalnych horrorach: nagle z trzaskiem otworzyły się wszystkie okna, zgasły światła. Drzwi lodówki otworzyły się na oścież.
– To dziwne, ale wcale się nie bałam – mówi Kasia. – Wiedziałam jednak, że muszę wezwać egzorcystę.
Egzorcysta, młody mężczyzna, który na co dzień wcale nie zajmuje się metafizyką, tylko architekturą, potwierdził jej przypuszczenia:
„W domu jest duch. To prawdopodobnie pani daleki kuzyn”.
Odnalazł Kasię, bo chciał prosić o pomoc w przeprowadzeniu do tamtego świata. I tak, jak umiał, dawał znać o swojej obecności.
– Aż trzy lata nie zwracałam na niego uwagi – dzisiaj Kasia śmieje się z tamtych wydarzeń. – Dlatego musiał zrobić coś spektakularnego! Egzorcysta pod nieobecność domowników oczyścił dom. Powiedział mi, że duch przyjdzie raz jeszcze, pożegnać się, a potem zostanie zabrany na tamtą stronę.
I tak się stało. Kuzyn uwięziony w ziemskim świecie przyszedł po raz ostatni. A specjalny rytuał odprowadzenia pomógł mu znaleźć właściwą drogę.
Kasia wzdycha ze śmiechem: – Tej nocy po raz pierwszy nie obudziłam się o czwartej. Ale uraz pozostał. Choć od dawna mieszkam już w innym domu, zawsze gdy coś mi się zawieruszy, rozglądam się podejrzliwie. Bo kto wie, może tym razem sprawczynią jest jakaś daleka kuzynka?