[IMG type="MEDIUM" src="304_1271067947.jpg" zoom="YES" class="fleft" folder="content"] Postawiliśmy namiot pod olbrzymim drzewem, w najdalszym zakątku campingu Bagiennego Parku na Florydzie. A potem poszliśmy wąskimi kładkami na palach w głąb podmokłych torfowisk, pośród bujnych krzaków, kęp trzciny sięgających nad głowy i traw. Po długiej wędrówce mogliśmy już usiąść na platformie widokowej i spojrzeć w stronę słońca, które powoli chowało się za horyzont. Słuchaliśmy przez chwilę odgłosów przyrody szykującej się na nadejście nocy. Ted był milczący i jakby nieobecny myślami. Sądziłem, że jest zmęczony po całym dniu za kierownicą, lecz wkrótce się przekonałem, że nie o to chodzi. Po prostu zbierał słowa, a może i odwagę, by mi wyjawić swoją tajemnicę. Kiedy w końcu przemówił, zrozumiałem, że mam obok siebie człowieka, który doświadczył zjawiska, o którym wiele czytałem, słyszałem, a nawet pisałem, lecz nigdy nie zetknąłem się z nim oko w oko. Mój partner w podróży doznał objawienia – stanu umysłu, który poznali nieliczni, choć mogło go doświadczyć wielu.
Czubek rozmawia z Bogiem
Ted był Amerykaninem, bystrym i przedsiębiorczym, który własną pracą, zaczynając od zera, dorobił się niewielkiej fabryki wyrobów metalowych. Miał żonę i trzy córki. Zapewnił im wyższe wykształcenie, duży dom i dobre samochody. Jednym słowem, był jednym z tych ludzi, o których się mówi, że trzeźwo myślą i mocno stąpają po ziemi. I właśnie jemu się to przydarzyło: doznał iluminacji. Pewnego dnia po prostu spojrzał na świat inaczej i ogarnął go niebiański spokój. Nie miał żadnych wizji, nie nawiedził go żaden święty duch, ale jego psychika była w innym wymiarze. Poczuł, że Bóg jest obecny w nim i we wszelkim istnieniu. Miał wrażenie, że nagle zrozumiał istotę wszechbytu i przeniknął całe dzieło Stworzenia. Ogarnięty niepojętym szczęściem, pragnął natychmiast podzielić się tym uczuciem z rodziną i przyjaciółmi. Chciał w najbliższych zapalić ten sam płomień, zabrać ich do tego cudownego, radosnego świata...
Źle się to skończyło. Po kilku miesiącach Ted – całkowicie wbrew swojej woli – został umieszczony w klinice psychiatrycznej. Dobrze zapamiętał słowa policjanta, który pomagał wepchnąć go do karetki. „Słyszał pan? – mężczyzna śmiał się i mrugał porozumiewawczo do sanitariusza. – Ten czubek twierdzi, że rozmawia z Bogiem”. Odkąd po kuracji Ted wrócił do domu, z nikim już nie odważył się o tym mówić. Mnie jednak – tam, na pomoście, w ptasim parku – wyjawił swą tajemnicę. A ja dzięki jego wyznaniu lepiej zrozumiałem naturę objawienia. I od tej pory inaczej czytałem relacje świętych i błogosławionych. Bo dobrze wiedziałem już, o co w nich chodzi!
Świat nie lubi oświeconych
Żyjąca w XII wieku słynna niemiecka przeorysza św. Hildegarda z Bingen opisała swoje pierwsze doświadczenie mistyczne jako światło pochodzące z nieba. Ujrzała podobno „płomień, który nie palił, ale oświetlał serce” i wtedy przeniknęło ją uczucie „stopienia z Boskością”. Poczuła też „promień Słońca duchowego”, który „ożywił w jej świadomości wyższe zrozumienie świętych tekstów”. Ogień niebiański jest w przeżyciach mistycznych dość powszechnie obecny. Św. Jan od Krzyża opisał go jako „płomień żywej miłości”, który obudził w nim pragnienie jedności z Bogiem. Podobne doświadczenia mieli też św. Teresa od Jezusa, św. Franciszek z Asyżu i Mistrz Eckhardt (ten ostatni zresztą pod ich wpływem sformułował holistyczną wizję Stworzenia, gdzie wszystko jest wzajemnie połączone, a między Bogiem i człowiekiem istnieje jedność). Z niebiańskim ogniem miał też do czynienia św. Paweł – w drodze do Damaszku został oślepiony przez potężne światło, z którego przemówił Chrystus.
Co ciekawe, wszyscy ci mistycy w następstwie objawień doświadczyli podobnych kłopotów: weszli w konflikt zarówno z władzą duchowną, jak i świecką. Hildegarda pod wpływem oświecenia oskarżała kler o korupcję i wzywała Kościół do powrotu do swoich źródeł, za co została ukarana zakazem uczestniczenia w mszy świętej niemal do śmierci. Jan i Teresa byli ścigani przez inkwizycję, a Eckhardt za swe poglądy został wyklęty przez antypapieża Jana XXII. I trudno się temu dziwić, bo przecież u zarania chrześcijaństwa podobnie postąpiono z Jezusem i większością jego uczniów natchnionych Duchem Świętym. No cóż... Świat, a szczególnie władza, zawsze był wrogi wobec oświeconych. I jest im nieprzychylny do dzisiaj. Czego najlepiej dowodzi przytoczona wyżej historia Teda, który w „oświeconym” XX wieku został umieszczony w zakładzie bez klamek – tylko dlatego, że doznał objawienia.
Tajemnica końskiej głowy
Jeszcze do niedawna zachodni naukowcy chętnie określali zjawisko olśnienia jako delirium, psychozę lub fantazje neurotyczne. Doświadczenie mistyczne tłumaczono jako „regresję neurotyczną”, stany ekstazy jako „neurozę narcystyczną”, a oświecenia jako „powrót do etapu życia wewnątrzmacicznego”. Trzeba było czekać do lat 70. XX wieku, aby z pojawieniem się psychologii transpersonalnej zaczęto badać te stany świadomości bez materialistycznych uprzedzeń. Kilku wybitnych psychiatrów, psychologów, fizyków i filozofów (między innymi Stanisław Grof, Abraham Masłow, Daniel Goleman, Jack Kornfeld, Fritjof Capra, Ken Wilber i Alan Watts) postanowiło nieco szerzej spojrzeć na odkrycia nowej fizyki. I wkrótce doszli oni do wniosku, że doświadczenia mistyczne wcale nie są wynikiem aktywności naszego mózgu, ale pierwotną zasadą istnienia. Tak ważną, że najpewniej odegrała ona zasadniczą rolę w stworzeniu świata!
Najbardziej sprzyja objawieniom pobyt w bezludnych puszczach i na pustyniach, o czym dobrze wiedzieli pustelnicy. Ja także się o tym przekonałem, spędzając wiele czasu na pustkowiach Gobi, gdzie poszukiwałem skamieniałych szkieletów. Umysł odłączony od całego zgiełku i ułudy świata sprawiał, że świadomość wspinała się na inne poziomy. Miewałem wtedy dziwne sny i jasnowidzenia, doświadczyłem nawet osobliwego odczucia jedności ze skałą i wiatrem wiejącym przez ciało na wylot. Zobaczyłem też we śnie jakby końską głowę, która wychylała się ze skalnej ściany. Następnego rana ten obraz zaprowadził mnie do wąwozu, gdzie natrafiłem na skamieniałą czaszkę nieznanego gatunku dinozaura. Wystawała z piaskowcowej płyty! Dziś to niezwykłe trofeum – wydobyte i umieszczone w muzeum – jest dla mnie niezbitym dowodem, że objawienia nie są tylko zwykłym wytworem mózgu, jak chcą neurolodzy. Wiele wskazuje, że ludzki mózg jest zaledwie biologiczną anteną, która łączy umysł z transcendentalnym wymiarem i odbiera zawartą w nim wiedzę.
Jednak dla naukowców to wszystko za mało. Usiłują dowieść, że zarówno olśnienia, jak i wizje nadnaturalnych postaci, świętych i aniołów są tylko produkcjami tej wytwórni filmowej, jaką nosimy w głowach. Z roku na rok stosowane przez uczonych metody badań są coraz bardziej wyszukane, aparatura wrażliwa, ale... nic z tego nie wynika! Bo cóż oznacza doniesienie doktora Jamesa Austina, że w mistycznych stanach świadomości działalność płata ciemieniowego – który na co dzień pozwala orientować się w przestrzeni i odróżniać pomiędzy „ja” i otoczeniem – zostaje zahamowana? Przecież nie to, że fizjologia płata ciemieniowego maluje mistyczne obrazy i emituje podniosłe przeżycia! Równie dobrze może być przecież na odwrót: przeżycia odbierane z transcendentalnego wymiaru mogą wyłączać działalność płata!
Dzikus przed telewizorem
Z tych wszystkich badań i poszukiwań narodziła się nowa dyscyplina: neuroteologia, czyli „neurobiologia duchowości”. Usiłuje ona wciąż jeszcze „sprzedać” nam materialistyczną ideę, że to mózg wytwarza „kosmiczne” stany świadomości. Tymczasem jedynym, czego dowodzą doświadczenia, jest fakt, że mistycznym stanom towarzyszy aktywność lub jej brak w neuronach. Neuroteologia nie objaśnia objawień. Dlatego twierdzenie, że „Bóg mieści się w płacie czołowym” – jak głoszą publicyści materialistyczni, a przy czym upiera się angielski biolog Richard Dawkins – jest brutalnym uproszczeniem. W istocie przypomina to sytuację, w której jakiś człowiek zostaje wyciągnięty z amazońskiej dżungli i posadzony przed telewizorem, który widzi pierwszy raz w życiu. Nikt go nie przekona, że oglądana na ekranie bitwa między Indianami i oddziałem kawalerii nie rozgrywa się wewnątrz skrzyni. To, że jest inaczej, a w dodatku scena przedstawia bitwę sprzed kilku stuleci, byłaby dla niego głupstwem nie do przyjęcia.
Z badaczami mózgu jest dokładnie tak samo. Dla nich wszystko, co postrzega świadomość, stanowi wytwór tkanki mózgowej. Posługują się przykładem, że uszkodzenie w obszarze móżdżku Broki niszczy pamięć języka. A przecież – pozostając przy porównaniu z telewizorem – jeśli uszkodzimy monitor, a obraz zniekształci się i zniknie, nie będzie to znaczyło, że postacie na ekranie były wytwarzane przez to urządzenie. Ani tym bardziej, że znajdowały się w jego wnętrzu!
Z kolei dla nowej psychologii transpersonalnej złudzeniem jest „świadomość indywidualna”. I pozostaje to w zgodzie z podstawowym postulatem doświadczeń mistycznych oraz przeżyć religijnych o jedności bytu.
Dlatego powróciwszy do kraju i zapoznawszy się z wynikami najnowszych badań publikowanych w „Science” i „Nature”, mogłem napisać mojemu przyjacielowi Tedowi – aby dodać mu otuchy w zmaganiach z przyziemnym otoczeniem – że nic się nie zmieniło. Bo mimo krzykliwych doniesień o znalezieniu dowodów, że „umysł i świadomość to tylko pulpa komórkowa”, nadal to, co nazywamy świadomością, jest wyższym stanem umysłu. Zresztą dostępnym każdemu – o czym najlepiej świadczy jego własne przeżycie. Ten stan – w tym przypadku olśnienia – pozwolił Tedowi wejrzeć do Umysłu Uniwersalnego. To dzięki niemu odkrył Boską naturę istnienia: jego samego, nieufnej rodziny, a nawet policjanta, który z niego drwił. I przekonał się, że było warto upierać się przy swoim. Bo tylko ci, którzy mają odwagę spojrzeć na świat inaczej, już za życia zaznają niebiańskiego spokoju.
Tylko ci, którzy mają odwagę spojrzeć na świat inaczej, już za życia zaznają niebiańskiego spokoju.