Wśród książek, których – na zdrowy rozum – nie powinno być, prym wiedzie Manuskrypt Wojnicza (Voynicha). Jest to licząca około 500 lat księga, ręcznie napisana nieznanym (ale prostym) alfabetem w nieodczytanym języku.
Księga jest ilustrowana: rysunki przedstawiają rośliny, jak w starych zielnikach – ale żadnego gatunku botanicy nie rozpoznali; są schematy astronomiczne lub astrologiczne – ale żaden z nich nie odnosi się do znanego układu ciał niebieskich; są ilustracje, które mogą mieć związek z anatomią, ale też ostatecznie nie wiadomo, co przedstawiają. Jedna wielka zagadka!
Burzliwe dzieje rękopisu
Tajemniczy manuskrypt wziął nazwę od swego odkrywcy, Michała Wojnicza herbu Habdank (1865–1930), który, osiedliwszy się w Anglii, zmienił nazwisko na Wilfrid Voynich. Po burzliwej, rewolucyjnej młodości wiódł życie spokojnego antykwariusza i handlarza starodrukami.
Księgę kupił w 1912 roku od pewnej włoskiej biblioteki klasztornej. Pergamin, na którym została napisana, pochodzi z XV lub XVI wieku. Kobiety (przeważnie nagie) wyrysowane na ilustracjach, mają fryzury modne w Europie w latach 1450–1520, i to jest najpewniejsza data „narodzenia” księgi. Zapewne znajdowała się w bibliotece austriackiego cesarza okultysty Rudolfa II, stamtąd trafiła do papieskich zbiorów w Rzymie, gdzie przepadła na 200 lat. Podczas likwidacji państwa papieskiego około 1870 r. księga trafiła do wspomnianego klasztoru, który, będąc w biedzie, sprzedał ją w końcu Wojniczowi. Po śmierci odkrywcy manuskrypt pozostawał własnością wdowy po nim, pisarki Ethel Lilian Voynich; po jej śmierci w 1960 r. przechodził z rąk do rąk i ostatecznie trafił do biblioteki Uniwersytetu Yale w New Haven.
Nawet komputery sobie nie radzą
Na pozór Manuskrypt Wojnicza powinien być łatwy do odczytania. Alfabet, którym go spisano, zawiera dwadzieścia kilka liter, więc można założyć, że jedna litera zapisuje jedną głoskę. Księgę najprawdopodobniej napisano w Europie; o europejskim pochodzeniu świadczy kierunek pisania: od lewej do prawej, rzadko spotykany poza naszym kontynentem, a także dzielenie ciągu liter na słowa za pomocą odstępów. Jednak język – co jest prawie pewne – nie jest żadnym ze znanych języków Europy.
Prawdopodobnie księgę napisał jeden skryba, który musiał biegle znać i pismo, i język! To widać: strumień pisma biegnie swobodnie i z wprawą, a na pergaminie nie ma śladów poprawiania błędów.
W ostatnich latach do deszyfracji księgi entuzjaści zaprzęgli komputery. Przepisano jej treść do elektronicznego pliku. Obliczono jej statystyczne parametry, które okazały się dość typowe dla języków naturalnych (a więc nie jest to sztucznie stworzony język, jak np. esperanto). Nadal jednak nie wiadomo, ani jaką treść zawiera manuskrypt, ani nawet nie ma pewności, co znaczy choćby jedno jego słowo. Nie wiadomo też najważniejszego: po co, z jakim zamysłem to dziwne dzieło zostało stworzone?
Podręcznik wiedzy tajemnej?
Teorii jest wiele. O sporządzenie tej księgi podejrzewano dwóch sławnych XVI-wiecznych angielskich magów: Johna Dee i Edwarda Kelly’ego, którzy przez kilka lat bawili w Pradze na dworze cesarza Rudolfa II i mieli w swoim dorobku spisywanie innych tajemnych ksiąg, dyktowanych im przez „anioły” w języku enochiańskim. Jednak język rękopisu z pewnością nie jest enochiański, a w dziennikach Dee (które zachowały się do dziś) nie ma żadnych wzmianek, jakie by można powiązać z księgą odkrytą 350 lat później przez Wojnicza.
Co do treści, zgadywano, że manuskrypt jest podręcznikiem alchemii, zielnikiem, tajemną księgą dotyczącą farmacji i medycyny, albo połączeniem tych dziedzin: traktatem łączącym alchemię z astrologią, anatomią, leczeniem i wiedzą o roślinach, zaszyfrowaną lub pochodzącą z dawnej cywilizacji. Może z Atlantydy?
Ostatnio zyskuje uznanie idea, że księga ta powstała w wyniku zapisania jakiegoś egzotycznego języka alfabetem wymyślonym od podstaw przez podróżnika z Europy. Znane są w historii podobne przykłady. To wyjaśnia, dlaczego język rękopisu (wciąż nieznany) ma cechy charakterystyczne dla języków Dalekiego Wschodu, za to obce językom Europy. Pewne szczegóły manuskryptu przypominają układy chińskich kalendarzy. Niedawno (w 2003 r.) Polak, Zbigniew Banasik, ogłosił, że rozpoznał język księgi: jest to mandżurski; i pewną liczbę słów udało mu się nawet odczytać. Być może jest to wartościowa wskazówka, chociaż były już wcześniej fałszywe alarmy, że oto ktoś „złamał” manuskrypt.
Są też teorie, że Manuskrypt Wojnicza nie powstał w drodze racjonalnej; że jest produktem czyjejś nieświadomości czyli pozarozumowego natchnienia – a takie dzieła są przecież znane i napiszę jeszcze o nich.