Moja żona jest inteligentna i otwarta na wszystkie nowinki. Na szczęście nie zawsze stosuje je w życiu.
Żona była w siódmym niebie. Wieczorem zadzwoniła jej przyjaciółka Małgosia i przekazała bezcenną informację: dzięki szczególnym znajomościom udało jej się załatwić dwa miejsca na kursie astrologii, który będzie prowadził sam Mistrz.
– Czy ty wiesz, co to za facet? On przewidział wszystkie kryzysy światowe, poczynając od Zatoki Świń…
– A o bliźniaczym zjawisku w polityce polskiej też wiedział dużo wcześniej? – zapytałem zjadliwie, wiedząc, że nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł się tego spodziewać.
– Oczywiście! To przecież Mistrz!
Odpadłem na takie dictum. Na szczęście, mimo że jestem o swoją kobietę stale zazdrosny, uspokoiłem się nieco, bo skoro ktoś przewidział kryzys kubański, musiał być w latach nieźle posunięty. No, ale – z drugiej strony – nie takie siwe głowy podrywały smarkatki zauroczone ich intelektem...
Dobrze przewidziałem... Po ukończeniu kursu żona stanęła przede mną i wypaliła prosto z mostu:
– Czy wiesz, że nie pasujemy do siebie?
Hm, ostatnio kilka razy przemykała mi przez głowę podobna myśl, ale starałem się ją delikatnie, choć zdecydowanie odsuwać. W końcu po dziesięciu latach małżeństwa mogą pojawić się kryzysy, ale żeby werbalizować je tak bezpośrednio, bez żadnej dyplomacji…
– No wiesz, mamy trochę gorszy czas, jesteśmy zmęczeni, stąd może te twoje odczucia…
– Co ty pleciesz? To nie ma nic wspólnego ze zmęczeniem. I nie mówię o twoich zachowaniach, które doprowadzają mnie do szału od 10 lat. Astrologicznie nie pasujemy do siebie…
Odetchnąłem z ulgą. – Aaa – powiedziałem, starając się nadać tej rozciągniętej głosce wyraz głębokiego zrozumienia.
– Twój znak i mój znak stoją na dalekich rozdrożach wobec siebie w stosunku do Słońca.Według astrologii nie powinniśmy się w ogóle schodzić, ponieważ grozi to katastrofą.
– No i nie ma żadnego ratunku?
– Nie ma. Według astrologii nie ma – poprawiła po chwili.
– To już lepiej – powiedziałem i poszedłem do przedpokoju.
– Gdzie idziesz?
– Pakować się.
– Nie mówiłeś, że wyjeżdżasz w delegację.
– Bo nie wyjeżdżam. Przygnieciony odpowiedzialnością za nasz związek, który w świetle astrologii jest chybiony, postanowiłem odejść, żeby nie stać na twojej drodze. I tej życiowej, i tej duchowego rozwoju.
– Ty nie mówisz tego poważnie, prawda?
– Nie - potwierdziłem. – Ale w jakim świetle staniemy przed twoim Mistrzem? Przecież naruszamy podwaliny astrologii…
– Wiesz co, tak naprawdę to ja nie znam tak co do sekundy swojej daty urodzenia. Przyszłam na świat na przełomie znaków, więc gdybyśmy przyjęli, że jestem tym poprzednim znakiem zodiaku…
Przyjęliśmy. Całkiem spokojnie zaczynając kolejne udane dziesięciolecie naszego związku.