Moja pani do sprzątania przyjeżdża co dwa tygodnie, myje okna, pastuje podłogi i niestrudzenie... szczebiocze. Już za pierwszym razem wyznała, że na co dzień pracuje u bardzo zamożnej damy...
Oficjalna pracodawczyni ma córeczkę Alisię i ogromnie zajętego męża biznesmena. Ewa prowadzi dom, robi zakupy i dogląda roślin na tarasie.
– Ludzie to mają dobrze – wzdycha, machając odkurzaczem po moim nieco wysłużonym dywanie. – Karina J. zatrudnia mnie, ogrodnika i nianię. Przychodzi do niej dietetyczka i trenerka gimnastyki. Tak, kobiety umieją się urządzić. Wystarczy złapać bogatego faceta. Tam tysiąc złotych to jak dla pani dziesięć.
Nie mam czasu konwersować z Ewą i konsekwentnie zostawiam ją, nabuzowaną nowinami „z wielkiego świata”. Mimo to co rusz raczy mnie informacją a to o bankiecie, który zaszczycił ten, no... wie pani, wyszczekany polityk, a to o balu, na którym Karina występowała w sukni od Chanel.
– Dlaczego pani przyjęć nie wydaje? – zapytała pewnego dnia, patrząc z wyraźną troską na moje skromne porcje wiktuałów przyniesione ze sklepu. – Ja bym pomogła. U pani Kariny ostatnio robiłam zielony lunch. Coś pięknego: krem brokułowy, purée z groszku, ryba w sosie musztardowo-szczypiorkowym...
Na takie rewelacje uśmiecham się z podziwem, po czym biorę się za własną robotę.
Któregoś ranka Ewa przyszła zaambarasowana: – Alisia dostała gorączki. Jeden lekarz zapisał proszki na zbicie temperatury, a drugi, wezwany później, powiedział, że warto wykonać badania. I wyobraża pani sobie? Białaczka! Ogromnie współczułam tamtej rodzinie. Na szczęście organizm Alisi dobrze zareagował na leki i dziecko stosunkowo szybko mogło wyjść ze szpitala. Wszystko więc zapowiadało się pomyślnie. Ale stres, rygory higieniczne, towarzyskie i żywieniowe skomplikowały życie państwa J. Po upływie miesiąca gruchnęła następna wieść: – Pan Konrad się wyprowadził! Powiedział, że „to” przekracza jego siły! Że musi zamieszkać oddzielnie, bo czuje się przytłoczony! A gdzie jest jego miejsce, jeżeli nie przy chorej córce i żonie?! – wołała retorycznie pani Ewa. – Biedne dziewczyny!
– Pewnie znalazł sobie jakąś babę – bąknęłam, zapomniawszy na moment o jej braku dyskrecji. – Kiedy facet bredzi o bólu istnienia lub doznaje gwałtownej potrzeby samotności, to za tym kryje się zwykle nowa kobitka...
– Ee, pan Konrad? Gdzie jemu do kobitek? Takiemu sztywniakowi? On tylko biznes i giełda, o niczym innym nie mówi.
Nie polemizowałam. Problem upadł, przynajmniej do najbliższej soboty, kiedy zadzwoniła kobieta o miłym, wysokim głosie: – Nie znamy się, ale obie słyszałyśmy co nieco na swój temat. Nazywam się Karina J. Czy pani mogłaby przyjąć mnie na tarocie?
Wyznaczonego dnia przybyła świetnie ubrana, smukła młoda osoba. – Czy wróci? – spytała krótko. – Nie żebym nie potrafiła się bez niego obejść, ale ciężko mi z chorym dzieckiem. Muszę podołać tylu obowiązkom... On pewnie po prostu wpadł w panikę. Wróci? – powtórzyła pytanie.
Niestety. Tarot wyjaśnił, że Konrad stworzył sobie drugi dom – z panienką, z którą od roku utrzymywał potajemny romans. Wyniósł się pod pozorem potrzeby odzyskania spokoju. Nie kochał Kariny, choć lubił się nią chwalić, a z córką nie łączyły go żadne więzi. Na szczęście mała też nie była specjalnie przywiązana do ojca. W przeciwieństwie do matki łatwo przyszło jej pogodzenie się z separacją rodziców.
– Mąż chce uniknąć rozwodu – powiedziałam, patrząc w karty.
– Jasne! Nie pozbierałby się, gdybym na procesie zażądała połowy majątku! Proszę sprawdzić, czy będzie płacił, ile mi potrzeba?
– Będzie – potwierdziłam, zdziwiona niezwykłą rzetelnością małżonka. Potem spojrzałam na kartę odwróconego Wielkiego Arkanu VIII i następne zdanie niejako samo wymknęło mi się z ust: – Czy on się pani boi?
– Oczywiście – uśmiechnęła się cierpko.
– Przecież wiem o większości jego przekrętów. Przysięgam, że gorzko pożałuje tej zdrady.
I proszę, pomyślałam, jaka to „biedna dziewczyna”. Taka zawsze spadnie na cztery łapy. Mimo to do sentencji „lepiej być młodym i bogatym, niźli biednym i starym”, należałoby dorzucić jeszcze słowo: „uczciwym”. Ot, na wszelki wypadek. Przez pamięć o konieczności karmicznej zapłaty za negatywne uczynki...