Świteź to tajemnicze jezioro na Białorusi, niedaleko Nowogródka. Od wieków krążą o nim niezwykłe opowieści.
To jezioro to unikat. Jego woda jest tak czysta, że bez obaw możemy ją zaczerpnąć do menażki i ugotować na niej herbatę. Co więcej, poziom jeziora się nie zmienia, nie zasila go żadna rzeka, dlatego jego brzegi nie zarastają szuwarami, a całe dno pokryte jest bielutkim piaskiem, jeszcze bardziej podkreślającym przejrzystość wód. Do samego brzegu jeziora dochodzi za to stara, gęsta puszcza, drzewa malowniczo zwieszają swe gałęzie nad wodą. A pośród nich kryją się niższe krzaki jagód, malin, jeżyn. Niczym w pradawnym raju. W XIX wieku jeden z ówczesnych właścicieli przekopał wał otaczający jezioro. Lustro wody obniżyło się, a wokół zbiornika powstały urokliwe, choć niebezpieczne rozlewiska. Spacerując brzegiem wśród fantastycznie poskręcanych pni i gałęzi, patrzmy pod nogi, aby nie potknąć się w plątaninie korzeni. Rozglądajmy się też, by znaleźć w płytkiej wodzie prawdziwy unikat: lobelię jeziorną, roślinę zarówno leczniczą, jak i… trującą. Jak głoszą ludowa legenda i poemat Adama Mickiewicza, w te śliczne białe kwiatki, zwane także czasami stroiczkami, zostały zaklęte „małżonki i córki Świtezi, które Bóg przemienił w zioła”.
W pobliżu jeziora znajduje się tzw. Kamień Filaretów, na którym napisano fragment Mickiewiczowskiej ballady „Świteź”
Miasto, które nie chciało się poddać
Wśród miejscowego ludu od zawsze krążyła opowieść o tym, że w miejscu, które zajmuje wodna toń, przed wiekami istniało niezwykle urokliwe miasto. Władzę sprawowała w nim książęca rodzina Tuhanów. Kiedy wojska ruskie obległy pobliski Nowogródek, w tamtych czasach będący stolicą Litwy, Mendog, Wielki Książę Litewski zwrócił się do Tuhana o pomoc. Władca Świtezi stanął przed dylematem: pośpieszyć krewnemu z odsieczą z całym wojskiem, czy pozostawić na miejscu drużynę do obrony grodu? Siły, którymi rozporządzał, były za małe, aby sprostać obu wyzwaniom. Za radą córki, która miała widzenie anioła, broniącego jej rodzinnego miasta, postanowił wyruszyć do Nowogródka z całą armią. W Świtezi pozostały jedynie kobiety, dzieci i starcy. Niebawem jednak miasto obległy zwycięskie hufce z Rusi. Od hańby i niewoli mieszkanki Świtezi wolały śmierć zadaną własną ręką. Księżniczka Świtezianka poprosiła Boga o pomoc. I nagle ziemia usunęła się jej spod nóg. Miasto zginęło w odmętach, a w wodzie wyrosły rośliny o białych kwiatach – lobelie, w które przemieniły się mieszkanki Świtezi. Najeźdźcy z Rusi, będący pod wrażeniem urody kwiatków, zrywali je całymi garściami, wili z nich wianki, a potem dekorowali swe szyszaki. I… umierali pokonani przekleństwem dzielnych kobiet. Okoliczny lud do tej pory nie tyka tej rośliny, zwanej „car zielem”. Zresztą od 1918 roku jezioro jest rezerwatem przyrody, nie wolno więc zrywać roślin (zresztą trochę strach!). Ale w kuracji ziołowej możemy użyć hodowanej lobelii bulwiastej: odmiany amerykańskiej o ozdobnych błękitnych kwiatach. Ta lobelia jest przydatna w leczeniu astmy i w terapiach antynikotynowych.
To miejsce, gdzie przyroda wciąż jest dzika i nieujarzmiona
Nimfy – mieszkanki niezwykłego jeziora
Okoliczni mieszkańcy wierzą też, że głębie jeziora zamieszkują śliczne nimfy, zwane świteziankami. Taka tajemnicza postać pojawia się i w kolejnej balladzie Adama Mickiewicza „Świtezianka”. To ona wystawiła na próbę wierność kochanka, strzelca z pobliskiego boru. Chłopak podążył w odmęty za nieznaną pięknością, w którą – jak się okazuje – przemieniła się jego kochanka. Za złamanie przysięgi wierności strzelec ma pokutować pod modrzewiem przez tysiąc lat. Czy podczas nocnego spaceru nad jeziorem usłyszymy jego jęki i zobaczymy cień dziewicy, pląsający na falach? Nawet jeśli nam się to nie uda, to w Świtezi odważni mogą wykonać rytuał uwolnienia się od złudzeń. Szczególnie przyda się to osobom, które ciągle błędnie oceniają ludzi, ich intencje i uczucia. W księżycową noc nadzy zanurzmy się trzykrotnie w wodzie (razem z głową), za każdym razem powtarzając zaklęcie: Chcę widzieć wszystko takim, jakie jest. Niech moja myśl będzie tak czysta i jasna, jak woda Świtezi. Jeśli rytuał odniesie skutek, w przyszłości zaoszczędzimy sobie wielu przykrości i rozczarowań.
Cudowne właściwości niezwykłej wody
Krystalicznie czysta woda Świtezi to wspaniałe ukojenie dla oczu, zmęczonych pracą przy komputerze. Dlatego jeśli przyjedziemy w te okolice, kilka razy dziennie po siedem razy zanurzmy się w jeziorze z otwartymi oczami. Prawie natychmiast poczujemy ulgę, oczy po prostu odżyją, zniknie wrażenie piasku za powiekami. Po kąpieli oczu skierujmy spojrzenie w dal, na przeciwległy brzeg jeziora. Potem szybko popatrzmy na czubek własnego nosa. To proste, naprzemienne ćwiczenie warto powtórzyć 9 razy. Potem wykonajmy krążenie gałkami ocznymi: 9 razy w lewo i 9 razy w prawo, patrząc przed siebie. Powtórzmy to ćwiczenie, odchylając głowę do tyłu i spoglądając w niebo. Może uda się otworzyć trzecie oko? A nuż wrócimy znad Świtezi z darem jasnowidzenia?
W pobliżu jeziora znajduje się tzw. Kamień Filaretów, na którym napisano fragment Mickiewiczowskiej ballady „Świteź”
Miasto, które nie chciało się poddać
Wśród miejscowego ludu od zawsze krążyła opowieść o tym, że w miejscu, które zajmuje wodna toń, przed wiekami istniało niezwykle urokliwe miasto. Władzę sprawowała w nim książęca rodzina Tuhanów. Kiedy wojska ruskie obległy pobliski Nowogródek, w tamtych czasach będący stolicą Litwy, Mendog, Wielki Książę Litewski zwrócił się do Tuhana o pomoc. Władca Świtezi stanął przed dylematem: pośpieszyć krewnemu z odsieczą z całym wojskiem, czy pozostawić na miejscu drużynę do obrony grodu? Siły, którymi rozporządzał, były za małe, aby sprostać obu wyzwaniom. Za radą córki, która miała widzenie anioła, broniącego jej rodzinnego miasta, postanowił wyruszyć do Nowogródka z całą armią. W Świtezi pozostały jedynie kobiety, dzieci i starcy. Niebawem jednak miasto obległy zwycięskie hufce z Rusi. Od hańby i niewoli mieszkanki Świtezi wolały śmierć zadaną własną ręką. Księżniczka Świtezianka poprosiła Boga o pomoc. I nagle ziemia usunęła się jej spod nóg. Miasto zginęło w odmętach, a w wodzie wyrosły rośliny o białych kwiatach – lobelie, w które przemieniły się mieszkanki Świtezi. Najeźdźcy z Rusi, będący pod wrażeniem urody kwiatków, zrywali je całymi garściami, wili z nich wianki, a potem dekorowali swe szyszaki. I… umierali pokonani przekleństwem dzielnych kobiet. Okoliczny lud do tej pory nie tyka tej rośliny, zwanej „car zielem”. Zresztą od 1918 roku jezioro jest rezerwatem przyrody, nie wolno więc zrywać roślin (zresztą trochę strach!). Ale w kuracji ziołowej możemy użyć hodowanej lobelii bulwiastej: odmiany amerykańskiej o ozdobnych błękitnych kwiatach. Ta lobelia jest przydatna w leczeniu astmy i w terapiach antynikotynowych.
To miejsce, gdzie przyroda wciąż jest dzika i nieujarzmiona
Nimfy – mieszkanki niezwykłego jeziora
Okoliczni mieszkańcy wierzą też, że głębie jeziora zamieszkują śliczne nimfy, zwane świteziankami. Taka tajemnicza postać pojawia się i w kolejnej balladzie Adama Mickiewicza „Świtezianka”. To ona wystawiła na próbę wierność kochanka, strzelca z pobliskiego boru. Chłopak podążył w odmęty za nieznaną pięknością, w którą – jak się okazuje – przemieniła się jego kochanka. Za złamanie przysięgi wierności strzelec ma pokutować pod modrzewiem przez tysiąc lat. Czy podczas nocnego spaceru nad jeziorem usłyszymy jego jęki i zobaczymy cień dziewicy, pląsający na falach? Nawet jeśli nam się to nie uda, to w Świtezi odważni mogą wykonać rytuał uwolnienia się od złudzeń. Szczególnie przyda się to osobom, które ciągle błędnie oceniają ludzi, ich intencje i uczucia. W księżycową noc nadzy zanurzmy się trzykrotnie w wodzie (razem z głową), za każdym razem powtarzając zaklęcie: Chcę widzieć wszystko takim, jakie jest. Niech moja myśl będzie tak czysta i jasna, jak woda Świtezi. Jeśli rytuał odniesie skutek, w przyszłości zaoszczędzimy sobie wielu przykrości i rozczarowań.
Cudowne właściwości niezwykłej wody
Krystalicznie czysta woda Świtezi to wspaniałe ukojenie dla oczu, zmęczonych pracą przy komputerze. Dlatego jeśli przyjedziemy w te okolice, kilka razy dziennie po siedem razy zanurzmy się w jeziorze z otwartymi oczami. Prawie natychmiast poczujemy ulgę, oczy po prostu odżyją, zniknie wrażenie piasku za powiekami. Po kąpieli oczu skierujmy spojrzenie w dal, na przeciwległy brzeg jeziora. Potem szybko popatrzmy na czubek własnego nosa. To proste, naprzemienne ćwiczenie warto powtórzyć 9 razy. Potem wykonajmy krążenie gałkami ocznymi: 9 razy w lewo i 9 razy w prawo, patrząc przed siebie. Powtórzmy to ćwiczenie, odchylając głowę do tyłu i spoglądając w niebo. Może uda się otworzyć trzecie oko? A nuż wrócimy znad Świtezi z darem jasnowidzenia?
Maria Rojek