Wieczorem przemyka chyłkiem pod blokiem. Znane jej są wszystkie piwniczne okienka. Lekko zgarbiona, bo ciężko dźwigać wiaderka z jedzeniem. W jednym wątróbka z kaszą, w drugim puszka Kitekat z ryżem. Dlaczego z ryżem? Bo tak wyjdzie taniej. Ubrana dość skromnie, często niedbale.
DOROTA SUMIŃSKA doktor weterynarii, prowadzi popularne programy radiowe i telewizyjne o zwierzętach |
Dobre serce to niewyobrażalne bogactwo, tak bardzo dziś niedoceniane. Jest najbardziej pojemnym azylem dla zbłąkanych ciał i dusz. Nawet przy pełnej obsadzie znajdzie się tam kąt dla potrzebującego. Kiedy dobre serce raz otworzy swoje drzwi, już nigdy nie zamknie ich na klucz. I tak jej serce pierwszy raz wpuściło do środka kogoś, kto inaczej skazany byłby na zagładę. Za nim ruszyły jak po sznurku inne koty. Od tej pory nie tylko jej serce, ale i dom zapełniał się różnymi kocimi nieszczęśnikami. Czarny bez ogona, ślepa buraska, łaciata, co to własnego cienia się boi. A piwniczne dzikusy co wieczór mogły liczyć na miskę strawy. Wiedziały, że Ona na pewno przyjdzie. W międzyczasie wyszła za mąż, ale jej mąż nie umiał zrozumieć, dlaczego Ona wydaje pieniądze na te brudasy z piwnicy. On pierwszy nazwał ją Kociarą. Odszedł do innej, ale nowe imię przylgnęło do niej na zawsze. Z czasem nikt nie mówił o niej inaczej niż „kociara”. Za co ma lubić ludzi, którzy nawet nie wiedzą, jak ma na imię, czym się interesuje, ile ma lat? Nie ma za co.
Kim jest Kociara? Jej historią można by zapisać kilometry papieru. Jest młoda, stara, w średnim wieku. Jest blondynką, brunetką, ma rude albo siwe włosy. Jest wykształcona i po szkole podstawowej. Zazwyczaj mieszka w mieście i zazwyczaj jest samotna. Nawet gdy ma rodzinę, też bywa samotna, bo mieć żonę lub matkę Kociarę trochę wstyd przed sąsiadami.
W języku polskim jest wiele nieprawdziwych i krzywdzących zwierzęta powiedzonek, które przylgnęły nam do języków. „Ty świnio, ty psie, ty suko”, a pośród nich „masz kota”, co nie znaczy nic innego jak „zwariowałeś”. Łatwo zrozumieć, dlaczego określenie „Kociara” nie jest bynajmniej pochlebstwem. W potocznym rozumieniu to „wariatka, z którą tylko koty mogą wytrzymać”. A koty to „fałszywe, zapchlone myszołapy”.
Kiedyś napisałam gdzieś, że „mam kota na punkcie kota”.
Tak naprawdę to mam kota na punkcie każdego bezbronnego życia bez względu na gatunek. I wcale nie uważam się za wariatkę. Pośród całej rzeszy braci mniejszych mieszkających w moim domu jest dziewięć kotów. Poza jednym wszystkie były kiedyś „piwniczniakami” w opałach. Natomiast żaden z nich nie był i nie jest fałszywy. Dziś każdy mój kot to Pan Kot ewentualnie
Pani Kotka. Ja jestem ich uniżoną sługą i bardzo kocham „kocie panowanie” w moim domu. Prawie wszystkie koty są „introwertykami”. Niechętnie uchylają rąbka kocich tajemnic i problemów. Trzeba większej niż przeciętna wrażliwości, aby umieć zrozumieć kota. Kiedy kot już otworzy duszę przed człowiekiem, kiedy zaufa, to „można z nim konie kraść”. Nie można jednak zawieść jego zaufania, bo potem bardzo trudno mu uwierzyć człowiekowi. Chyba że tym człowiekiem będzie „Kociara”. Ona tak jak kot nie ufa ludziom.
W miastach coraz mniej miejsca dla kotów. Szczelne piwniczne okienka, napisy „Zakaz karmienia kotów”. Coraz trudniej znaleźć miejsce, gdzie można rozstawić miseczki z jedzeniem. Coraz trudniej znaleźć zimowe schronienie dla miauczącej braci. A Kociary? A Kociary nie zrażają się niczym. Ani tym, że ktoś systematycznie zabija deskami jedyne piwniczne okno otwarte dla kotów. Ani tym, że jakiś „esteta” wyrzuca kocie miski, bo mu psują pejzaż. Ani tym, że pan administrator budynku przysłał następne pismo zakazujące karmienia kotów. Ani złowrogimi spojrzeniami, ani wyzwiskami. Codziennie idą z wiaderkiem jedzenia na umówione z kotami miejsce. Codziennie ratują jakieś kocie życie. Jest napisane: „Głodnego nakarmić, spragnionego napoić”. Nie jest napisane, że kota nie. Chwała Wam, Kociary.