Dekorujemy nią dom na święta i całujemy się
pod nią – na szczęście. Bo wciąż wierzymy, że kryje
w sobie wielką moc.
Bez jemioły roczek goły – mawiała moja babcia. Dlatego co roku na Boże Narodzenie podwieszała do żyrandola nad świątecznym stołem miotełkę ze świeżych gałązek jemioły, która miała przynieść dostatek. Ostrzegała przy tym zawsze, żeby białych kuleczek między listkami pod żadnym pozorem nie dotykać, a tym bardziej ich nie próbować, bo są trujące. Jako dziecko podchodziłam do tej dziwacznej rośliny - nierośliny z pewnym respektem. Moja dziecięca wyobraźnia podpowiadała mi, że to ziele skrywa w sobie jakąś tajemną moc. Przed wiekami podobnie myśleli celtyccy kapłani – druidzi, którzy jako pierwsi starzęśli (jak dawniej nazywano jemiołę) zaczęli przypisywać właściwości magiczne i lecznicze. Bo nie wiedzieli, skąd się tak naprawdę bierze wśród konarów drzew. Tłumaczyli sobie, że jest darem siły wyższej, która zsyła ją podczas uderzeń piorunów.
Dziś znamy już sekret pojawiania się tajemniczej jemioły wysoko na drzewach. Otóż jej owoce dojrzewają na początku zimy i są przysmakiem ptaków. To one w dziobach roznoszą z drzewa na drzewo nasionka białych (trujące dla człowieka!) jagódek. Pesteczki przyklejają się do gałęzi, wrastają pod korę i szybko kiełkują, podkradając żywicielowi cenną wodę. Jak jemioła zyskała magiczne znaczenie w kraju nad Wisłą, nie wiadomo. Ale zbierano ją z takim samym pietyzmem, jak to czynili starożytni celtyccy kapłani. W tym celu należało się wdrapać z siekierą w ręku na drzewo, odrąbać jemiołę obuchem (nigdy ostrzem!), po czym rzucić ludziom stojącym pod drzewem tak, żeby nie dotknęła ziemi – i tu przydawała się rozpostarta w powietrzu płócienna płachta. Ważne było, aby zrobić to wieczorem przed wigilią Bożego Narodzenia. Potem jemiołę wieszano w chałupach nad drzwiami wejściowymi, pod powałą lub nad kuchnią, by chroniła domostwo przed intruzami, a przyciągała przyjaznych ludzi. Traktowano ją także jako tarczę ochronną przed złymi czarami, burzami i piorunami. Oseskom wkładano jej gałązki do kołysek, „by na nie strachy nie przychodziły”, liście zaś dodawano do karmy dla zwierząt, dzięki czemu krowy były mleczne, a konie szybkie i silne. Nawet okadzone nią ule miały strzec pszczoły robotnice przed wszelkimi nieszczęściami. A ponadto wierzono – co zresztą przetrwało do dziś – że jeśli para spotyka się pod jemiołą lub wymienia tamże niewinne całusy, wróży to szczęście ich związkowi. Wierzyć, nie wierzyć? Spróbować warto! Ta ostatnia wróżba faktycznie działa, o czym solennie możemy zaświadczyć mój mąż i ja...
Uwaga: jemiołę należy powiesić dopiero w Boże Narodzenie. Zawieszona w Wigilię przynosi pecha!
Ina Lenkiewicz
fot.shutterstock.com