Harry Houdini, jeden z najwspanialszych iluzjonistów wszech czasów, doszedł do wniosku, że duchów nie ma, a kto mówi inaczej, jest oszustem. I trzeba go zdemaskować.
Houdini (1874–1926) wypowiedział wojnę doskonale prosperującemu biznesowi mediów i wszelkich przewodników po świecie duchów po śmierci ukochanej matki Cecylii. Przez pewien czas chadzał na seanse spirytystyczne, by nawiązać z nią kontakt, ale nigdy nie otrzymał zadowalającego przekazu z zaświatów. Wówczas zaczął niezwykle oryginalną batalię ze spirytystami, której poświęcił ostatnie 13 lat swojego życia.
Rozmaitych „efektów specjalnych”, jakie pojawiały się podczas ówczesnych seansów spirytystycznych, nauczyła go Anna Eva Fay, słynne medium lat dwudziestych. Dzięki niej Houdini wiedział, jak produkować mgliste białe zjawy lewitujące nad sceną i jak naśladować tajemnicze odgłosy duchów, stukania, szepty, poruszanie się przedmiotów, a nawet jak wykonać tzw. „palce duchów” odciśnięte w gipsie. Organizował więc pseudospirytystyczne seanse i pokazywał sztuczki, jakimi, jego zdaniem, posługiwały się media. Taki oszukańczy pokaz jasnowidzenia i lewitacji zorganizował dla samego prezydenta Teodora Roosevelta.
Nagroda wciąż czeka na zwycięzcę
Iluzjonista ze spirytystami walczył nie tylko na scenie. Wydał między innymi książkę pt. „Magicy wśród spirytystów”. Wyśmiewał w niej media specjalizujące się w piśmie automatycznym, cytował bzdurne przekazy niby z zaświatów. Szczególnie uwziął się na najsławniejsze medium swych czasów, Minę Crandon, znaną jako Margery. Organizowała ona niezwykłe pokazy, potrafiła przekonać do swych możliwości niejednego naukowca. Zachwycał się nią nawet sir Arthur Conan Doyle.
Houdini przyjaźnił się z pisarzem wiele lat, ale wojna, którą wypowiedział spirytyzmowi, zakończyła ich znajomość. Autor przygód Sherlocka Holmesa nie wierzył, że media oszukują. Twierdził, że magik w ten sposób pozbywa się konkurencji, a poza tym sam ma zdolności parapsychiczne. Między panami rozgorzała wojna prasowa na noże, dawniejsi przyjaciele stali się zapamiętałymi wrogami.
Do wspólnej walki ze spirytystami Houdini namówił kilku iluzjonistów, m.in. Martina Gardnera i P. C. Sorcara. Utworzyli oni komitet przy amerykańskim Towarzystwie Badań Parapsychicznych. Ufundowali nawet wysoką jak na tamte czasy nagrodę – 2500 dolarów – dla medium, którego zdolności uda się udowodnić naukowo. Wyzwanie podjęła Margery, ale iluzjonista wraz z badaczami zjawisk paranormalnych udowadniali jej oszustwa na każdym kroku. W jednym z eksperymentów została zamknięta w szklanej klatce i spowodowała poruszanie się przedmiotów na zewnątrz. Mimo to Houdini uparcie twierdził, że jest oszustką i nie zgodził się na wypłacenie nagrody. Obecnie nagroda wynosi ok. miliona dolarów – pałeczkę po Houdinim przejął współczesny iluzjonista James Randi, którego także jeszcze nikt nie przekonał, że posiada zdolności nadprzyrodzone...
Barbara Scudder
Kto się śmieje ostatni
Spirytyści, m.in. Arthur Ford, zemścili się na iluzjoniście. Po jego śmierci oszukiwali Bess, wdowę po Houdinim, twierdząc, że nawiązali z nim kontakt. W głębokiej depresji po odejściu ukochanego małżonka, była wdzięczną ofiarą manipulacji. Przez dziesięć lat, w każde Halloween (Houdini zmarł 31 października 1926 roku) brała udział w wywoływaniu ducha męża. Ostatni, jak zwykle nieudany seans, odbył się w 1936 roku, na dachu hotelu Knickerbocker. Tego dnia Bess poddała się i postanowiła, że już ostatni raz dała się naciągnąć. Skończyła też z wieloletnim rytuałem zapalania świeczek przy zdjęciu Houdiniego. Po paru latach przyznała się, że „dziesięć lat to wystarczająco długi okres oczekiwania na mężczyznę”. Seanse kontynuowano, już bez udziału sławnej wdowy i bez wielkiego rozgłosu. A tymczasem duch iluzjonisty nie odszedł w zaświaty, tylko spirytyści szukali w złym miejscu. Wiele osób mówiło, że Houdini straszy w swoich domach w Nowym Jorku i Los Angeles, świadkowie słyszeli odgłosy kroków, widzieli poruszanie się kotar w bezwietrzny dzień i inne tajemnicze zjawiska. Nowojorska siedziba magika jeszcze stoi, dom w Los Angeles spłonął wiele lat temu.