Zjechała pół świata, aby studiować wiedzę tajemną. Udowadniała, że człowiek może lewitować. Helena Bławatska miała nadprzyrodzone zdolności, ale zamiast się nimi chwalić, wolała badać, skąd się one biorą.
Był grudzień 1885 roku i Richard Hodgson właśnie szykował do publikacji swój specjalny raport. Ten szanowany doktor należał do Stowarzyszenia Badań Psychicznych – organizacji, która wbrew pozorom nie zajmowała się meandrami ludzkiego umysłu, tylko badaniem zjawisk nadprzyrodzonych.
Raport Hodgsona dotyczył działań madame Bławatskiej, szlachetnie urodzonej Rosjanki i współzałożycielki Towarzystwa Teozoficznego – instytucji konkurencyjnej wobec Stowarzyszenia. A powstał jako odpowiedź na oskarżenie rzucone przez małżeństwo Coulombów, jej dawnych współpracowników. Twierdzili oni, że listy, które publikowała, wcale nie były wskazówkami spisanymi przez hinduskich mistrzów, zwanych mahatmami. Ich autorką miała być sama Rosjanka.
Wykonawszy pobieżne badania grafologiczne i nie kłopocząc się szukaniem innych dowodów, Hodgson stwierdził, że madame Bławatska to zwykła oszustka. Jedyny kłopot sprawił mu motyw jej działań. Szybko wykluczył sprawy finansowe, bo Towarzystwo nie czerpało z publikacji listów żadnych korzyści. Mania religijna też wydawała mu się nieprawdopodobna. Pozostała więc ostatnia możliwość: pani Bławatska była... rosyjskim szpiegiem, który miał mącić w głowach praworządnych obywateli Anglii.
Nim jednak na jej głowę posypały się oskarżenia, zdążyła wstrząsnąć współczesnymi jej naukowcami, teologami
i wszelkiej maści okultystami. W XIX wieku bowiem wszystkie te nauki i systemy mieszały się ze sobą, rozpalając ludzką wyobraźnię. Spirytystyczne seanse gromadziły tłumy, a naukowcy debatowali nad badaniem ludzkiej duszy.
Wszystko zaczęło się od dość niefortunnego ślubu z Nikiforem Bławatskim, człowiekiem zamożnym i o wiele starszym od panny młodej.
Sprawa z początku była komiczna. 16-letnia Helena – podpuszczona przez guwernantkę, która twierdziła, że nieznośna pannica nigdy nie znajdzie męża – namówiła tego 40-letniego znajomego rodziny na oświadczyny. Nie minęły trzy dni, jak Nikifor poprosił o jej rękę ojca i został przyjęty. Dziewczyna próbowała tłumaczyć tatusiowi, że to tylko żarty, ale na zmianę decyzji było już za późno.
Dziwna para stanęła na ślubnym kobiercu 7 lipca 1849 roku w niewielkim miasteczku blisko Erewania. Formalnościom stało się zadość, choć gdy pop wymawiał formułę o „posłuszeństwu mężowi”, panna młoda wycedziła przez zęby: „Nigdy w życiu!”. Jak powiedziała, tak zrobiła. Do konsumpcji małżeństwa nie doszło, a z posiadłości Nikifora dziewczę natychmiast spróbowało dać nogę. Pierwsza próba była nieudana, druga jednak zakończyła się sukcesem.
Helena uciekła pod skrzydła babki – charyzmatycznej niemieckiej szlachcianki, z której zdaniem liczyła się cała rodzina. Wkrótce potem wyruszyła na Krym i do Konstantynopola. Tam otworzyły się dla niej drzwi do kultury Bliskiego Wschodu. W pamiętnikach pisała: „Czego szukałam? Sama nie wiem. Chyba mojego kamienia filozoficznego”. Ale – choć mieszkała z derwiszami i Beduinami, zgłębiając ich nauki tajemne – podróż nie przyniosła oczekiwanych efektów. „Nic, zupełnie nic nie znalazłam” – konkludowała.
Do Rosji jednak wracać nie mogła, zostałaby bowiem oddana władzy męża.
Ruszyła więc do Indii, wybierając drogę przez Amerykę. W drodze do Stanów, w Londynie, poznała tajemniczego Hindusa, który potem został jej pierwszym mahatmą (mistrzem duchowym). W jednym z listów wspominała, że wówczas spotkali się dwa razy. Gdy się rozstawali, usłyszała od niego pierwszą wskazówkę: „Twoje przeznaczenie leży w Indiach – powiedział – ale spełni się dopiero za 30 lat. Jedź tam jednak już teraz, poznaj kraj”.
I Bławatska pojechała. Najpierw do Ameryki, potem do Meksyku, wreszcie do Indii. Interesowały ją pierwotne kultury tych krain, ich zwyczaje oraz magiczne obrzędy. Próbowała także dostać się do Tybetu, lecz angielskie straże graniczne odmówiły jej wstępu. Trwała wojna krymska, a car oprócz wypowiedzenia wojny Turcji zdecydował się na konflikt z Francją i Anglią.
Rok później Helena znowu wybrała się do Indii.
Wówczas przyjęła imię Rada Bai i zaczęła zgłębiać tamtejsze nauki. Szczególnie interesowała ją raja joga, która koncentruje się na ćwiczeniach umysłu i medytacji. W listach, które pisała do przyjaciół, podkreślała ze zdumieniem, że mimo wielu lat wyniszczania przez Brytyjczyków hinduskiej kultury, Indie wcale nie są krajem duchowo wypalonym. Twierdziła także, że raja joga to „jedyna prawdziwa nauka” i najlepszy sposób na świadome korzystanie z siły własnego „wyższego ja”.
Spotkania z mahatmami położyły podwaliny pod naukę, którą Bławatska w przyszłości miała nazwać teozofią. Jej zasady opierały się na trzech prostych zasadach – dziś nie brzmiących rewolucyjnie, ale wówczas niemal bluźnierczo: stworzeniu społeczności, której członkowie są sobie równi niezależnie od rasy i pochodzenia; badaniu religii, filozofii i nauki; a także na odkrywaniu nieznanych praw natury i sił drzemiących w człowieku. Tej idei poświęciła resztę swojego życia.
Po dziesięciu latach podróży wróciła wreszcie do Rosji. I tam, na życzenie przyjaciół, zaczęła demonstrować tajemnicze sztuczki, których nauczyła się na południu Azji. Z jednej strony uważała, że tylko dzięki nim ludzie zaczną wierzyć w nauki mahatmów. Z drugiej skarżyła się, że widzowie jej pokazów „są jak dzieci, które bawią się ogniem, bo jest piękny. A powinni być dorosłymi, którzy studiują filozofię”.
Helena podobno miała zdolności telepatyczne, a także potrafiła lewitować i przemieszczać przedmioty siłą woli. Jednak podkreślała, że wszystko to zawdzięcza wyłącznie sile własnego ducha. „Nie ma czegoś takiego jak cuda – pisała w jednym z listów. – Istnieje tylko wieczne i niezmienne prawo Natury, a naszym zadaniem jest jego poznanie”. Tak czy inaczej, to właśnie te niezwykłe pokazy, a także charyzmatyczna osobowość i gorliwość w nauczaniu sprawiły, że coraz więcej ludzi chciało ją poznać.
Prawdy mahatmów były radykalne, a Bławatska zdawała sobie sprawę, że ich głoszenie przysporzy jej więcej wrogów niż przyjaciół.
Pewnie dlatego we wstępie do swojej pierwszej książki „Izis odsłonięta” pisze, że jej dzieło zapewne nie spodoba się ani chrześcijanom, ani naukowcom, ani wolnomyślicielom, a prasa niczym sępy na pewno rzuci się, by ją pożreć. Cóż, miała rację! W książce Helena rozprawiała się z całą kulturą judeochrześcijańską. „Natura jest trójcą, składającą się z materii, energii i niezniszczalnego ducha – pisała. – Podobnie jest z człowiekiem: ciało i dusza mają nad sobą nieśmiertelnego ducha. Możliwe jest połączenie się z nim, a dzięki temu prawdziwa nieśmiertelność. Dlatego jestem przekonana, że nic nie jest w stanie uwięzić nieśmiertelnego ducha człowieka”.
Trzeba było mieć dużo odwagi, by głosić wówczas takie poglądy. Nic dziwnego, że wkrótce wokół Bławatskiej zgromadziła się grupa ludzi chętnych do słuchania jej nauk. Wspólnie jeździli do Indii, Tybetu i Ameryki. Właśnie w Stanach nastąpił wielki przełom w życiu Heleny. Na początku 1875 roku napisała do swojej siostry Wiery: „Od jakiegoś czasu czuję, że w moim ciele jest ktoś jeszcze oprócz mnie. Nie tracę osobowości, ale czasem mam wrażenie, że to ten mój »lokator« przemawia moimi ustami”. Dalej pisała, że ostatnio potrafi dokładnie opisać miejsca, w których nigdy nie była. W innym liście dodała: „To nie ja nauczam i piszę, lecz coś innego, moja wyższa i oświecona świadomość”.
Odkrycie to miało poważne konsekwencje. Tego samego roku Helena wraz z prawnikiem Williamem Quanem Judge’m oraz pułkownikiem Henrym Steelem Olcottem założyła Towarzystwo Teozoficzne. Potem zaś zabrała się do pisania swojego następnego dzieła: „Nauki tajemnej”.
Historia jego powstania jest zresztą dość niezwykła. Oto bowiem ciągłe kłopoty finansowe sprawiły, że madame Bławatska dzieliła mieszkanie z Olcottem. Po latach wspominał on, że w lokalu było ledwie kilka sztuk mebli i parę książek. Tymczasem kolejne strony zapisywane ręcznie przez Helenę zawierały mnóstwo cytatów z różnych dzieł, antycznych i współczesnych. Część z nich była istnymi białymi krukami, dostępnymi tylko w kilku księgozbiorach.
Gdy przyszedł czas publikacji, Olcott zaproponował, że sprawdzi poprawność cytatów w bibliotece British Museum. Zdumiony odkrył, że owszem, autorka czasem myliła jakieś słowo albo numer strony, ale błędów było raptem kilka! Zapytana, jakim cudem zapamiętała tyle zdań z wielkiej literatury, Helena odparła, że po prostu koncentruje się i widzi przed sobą wybraną książkę. Potem wystarczy tylko „odnaleźć” stosowny fragment.
Towarzystwo Teozoficzne rozrastało się. Jego oddziały powstawały w kolejnych europejskich stolicach.
W kwietniu 1875 roku Bławatska wyszła ponownie za mąż, za Michaela C. Betanelly’ego. Ale i ten związek szybko się rozpadł. Przetrwał ledwie miesiąc, a na dodatek kilka lat później okazało się, że małżeństwo było nielegalne. Bo jej ślubny Nikifor, który – jak sądziła – już dawno przeniósł się na tamten świat, ciągle cieszył się dobrym zdrowiem. Sprawa wyszła na jaw dopiero podczas rozwodu z Betanellym, gdy trzeba było dostarczyć wszystkie dokumenty z Rosji.
Po tej przygodzie Helena przeniosła główną siedzibę organizacji do Indii.
Korespondowała wówczas z mahatmami, a ich listy publikowała w redagowanym przez siebie czasopiśmie. Niestety, pogłębiające się kłopoty zdrowotne sprawiły, że Bławatska musiała wrócić do Stanów. I właśnie wtedy doktor Hodgson opublikował nieprzychylny dla niej raport.
W ostatnich latach życia całkowicie poświęciła się pisaniu – nie tylko tekstów filozoficznych, także opowiadań z silnymi wątkami ezoterycznymi. Była jednak coraz bardziej chora. W końcu zapadła na grypę hiszpankę, której jej organizm nie potrafił pokonać. Tuż przed śmiercią powiedziała do współpracownicy: „Isabel, spraw, by łańcuch nie pękł. Niech moje ostatnie wcielenie nie stanie się porażką”.
Twórczość i myśl Bławatskiej wywarła silny wpływ na twórców XX wieku.
Jej naukami zachwycał się poeta William Butler Yeats, a Albert Einstein trzymał na biurku egzemplarz „Nauki tajemnej”. Istniejące do dziś Stowarzyszenie Badań Psychicznych w stulecie śmierci Heleny wydało oficjalną notę całkowicie podważającą raport Hodgsona. I choć marzenie Heleny o braterstwie wszystkich nacji i wzniesieniu się na duchowe wyżyny jeszcze się nie spełniło, to jej misja nadal jest kontynuowana.