Ci, co śmieją się z wizyty u wróżki, zazwyczaj nigdy sami u niej nie byli. A niedowiarkom zawsze rzednie mina, gdy po rozłożeniu kart obca osoba dokładnie streszcza ich życie.
Wróżka Halina Orerwijk z Poznania spogląda na płomień świecy, modli się za Teresę, która zwróciła się do niej o pomoc. Kobieta jest na życiowym zakręcie: straciła pracę, ma kłopoty z córką, która nie uczy się i wagaruje, mąż odszedł wiele lat temu i nie może na niego liczyć. Zanim Halina zajrzy do kart, wykona stary rytuał – odczynianie złego losu. Kładzie na głowie Teresy czerwoną chustkę, bierze w dłoń lniane nici i kępkę ich spala nad głową kobiety. Cicho wypowiada przy tym jakieś słowa, nie sposób zrozumieć, co mówi... Klientka wygląda, jakby spała, na jej twarzy pojawia się uśmiech.
Nie zdradzę zaklęcia, które wypowiada się przy spalaniu lnu – mówi Halina. – Powiedziała mi je wiele lat temu stara znachorka i nie mam wątpliwości, że działa, ale przyznam się szczerze, że nie mam pojęcia, w jaki sposób i dlaczego... Odczynianie za pomocą lnu stosuję przed każdym prawie wróżeniem, bo oczyszcza to złe energie, które są nad moimi klientkami. Kobiety mówią, że czują taką ulgę, jakby z pleców spadło im coś ciężkiego. Najważniejszą rzeczą, którą jednak mogę dla nich zrobić, to odpowiedzieć na zadane pytania. Jestem wróżką i po to do mnie przychodzą...
Wiele lat temu mama nauczyła ją rozumieć karty
Halina Orerwijk od najmłodszych lat interesowała się kartami, przyglądała się pracy swojej matki, która wróżyła znajomym i rodzinie. Mama nie chciała, aby córka poszła w jej ślady, cieszyła się, gdy dziewczyna wybrała zawód pielęgniarki. Z kart jednak wychodziło, że Halina w Polsce długo nie popracuje, młodość spędzi w dalekich krajach... I tak się właśnie stało – kiedy miała dwadzieścia lat, wyjechała do znajomych do Holandii i tam poznała swojego przyszłego męża. Stąd to odrobinę obco brzmiące i trudne do wymówienia nazwisko. Młode małżeństwo zdecydowało się zamieszkać na stałe w Stanach Zjednoczonych.
– W Nowym Jorku zdałam egzaminy i rozpoczęłam pracę w szpitalu – opowiada Halina. – Często jednak stawiałam karty, żeby zaspokoić własną ciekawość... Chciałam
się dowiedzieć, jak ułożą się losy danego pacjenta, czy wyzdrowieje, gdy opuści klinikę. Dzieliłam się z nimi tym, co wyczytałam. W końcu zasłynęłam jako pielęgniarka wróżka. Nie szukałam klientów, sami zjawiali się ludzie, którzy potrzebowali pomocy. Doszło do tego, że zaczęło mi brakować czasu na pracę w szpitalu! Jednocześnie z mężem przestało mi się układać. Zdecydowaliśmy się na rozwód... Postanowiłam całkowicie zmienić swoje życie i skupić się na tym, co rzeczywiście lubię
– na wróżeniu.
Zdała egzamin przed amerykańskimi wróżkami
Aby pracować legalnie w USA jako wróżka, Halina musiała zdobyć certyfikat potwierdzający jej paranormalne zdolności. Zdaje się go przed komisją, w której zasiada: wróżka, jasnowidz, psycholog. Egzamin jest trudny i trzeba się wykazać rzeczywistymi zdolnościami do wykonywania zawodu.
– Wróżę z kart cygańskich, zwykłych i tarota. Wszystko zależy, czy kogoś interesuje teraźniejszość, przyszłość czy przeszłość... – wyjaśnia Halina. – Podczas egzaminu nie liczą się metody, jakimi posługuje się wróżący. Najważniejsze to dobrze odpowiedzieć na zadane pytania. Pamiętam, że ja miałam powiedzieć, co wydarzy się w najbliższej przyszłości kobiety, którą widziałam pierwszy raz na oczy, podać jej wiek oraz znak zodiaku. Wyszło mi, że dziewczyna jest w ósmym tygodniu ciąży, ma 28 lat i jest Bykiem. Zadano mi także pytanie, w jakim miesiącu i roku ożenił się jeden z członków komisji. Natychmiast odkryłam, że mnie nabierano – facet był kawalerem!
Wróciła do kraju i ciągle przyjmuje klientów
Pani Halina spędziła w Stanach Zjednoczonych kilkanaście lat, pracowała w różnych centrach ezoterycznych i nigdy nie narzekała na brak klientów. Coraz bardziej jednak tęskniła za Polską, czuła, że jej czas w Stanach Zjednoczonych zbliża się do końca. Nie radziła się kart, wie, że jeśli wróży się samej sobie, to można łatwo stracić moc. Zdecydowała, że jesień życia spędzi w Polsce. Zamieszkała w Poznaniu. Klientki nie mogą się jej nachwalić...
– Nie opowiadałam pani Halinie szczegółów dotyczących moich problemów – opowiada Teresa. – Rozłożyła karty i sama powiedziała, co widzi: że moja córka sięga po narkotyki, mąż wyjechał do Niemiec i nigdy nie przysłał grosza alimentów, a ja popadłam w długi... Od wróżki jednak wychodzę pełna optymizmu. Wierzę, że za miesiąc dostanę pracę, muszę zaakceptować, że z córką dogadamy się dopiero za wiele lat. Gdy wróżka paliła len, coś się ze mną działo. Pojawiła się we mnie siła i moc, czyli dostałam to, czego potrzebowałam.
Halina lubi ludzi i chce im pomagać. Słynie z tego, że nie tylko przepowie przyszłość, ale i porozmawia z klientką jak kobieta z kobietą. Uczciwa wróżka wszędzie ma ręce pełne roboty...
FOT. Krzysztof Jankowski