Brzmi groźnie. A mimo to metoda ma wielu zwolenników, którzy twierdzą, że klawiterapia pomaga w niemal tysiącu dolegliwości...
Gwóźdź do... zdrowia
W trakcie sesji terapeuta posługuje się 14 klawikami, czyli gwoździami wykonanymi z mocnej stali chirurgicznej – klawiki nie mogą się odkształcać. Trzyma je po siedem w każdej dłoni. Niektórzy zamiast klawików stosują zaostrzone drewniane patyczki. Skórę się uciska, ale nie przebija, jak to się dzieje w akupunkturze. A ten ucisk powoduje, że praca narządów wewnętrznych się poprawia. Tam, gdzie ciała jest więcej, terapeuta stosuje silniejsze bodźce, gdzie tkanki mięśniowej jest mało, np. na głowie czy uchu, stymuluje delikatnie. Drażniąc odpowiednie miejsca na małżowinie usznej, ręce czy klatce piersiowej, wywołuje reakcję, która powoduje odwrócenie stanu zapalnego w tym narządzie. Integralną częścią klawiterapii są specjalne ćwiczenia gimnastyczne, które pacjent wykonuje w domu wraz z masażem określonych części ciała. Zwolennikiem tej metody jest m.in. nasz mistrz olimpijski w pchnięciu kulą – Tomasz Majewski. Kulomiot ma wykonywane zabiegi na dłoniach, w których trzyma potwornie ciężką kulę.
O co w tym wszystkim chodzi?
Klawiterapia została zaliczona do terapii odruchowych (tak samo jak akupunktura czy refleksologia). Tego rodzaju zabiegi pozwalają utrzymać w organizmie homeostazę, czyli wewnętrzną równowagę lub, jak kto woli, harmonię, oraz przywrócić ją w przypadku choroby. Terapie tego typu polegają najczęściej na stymulowaniu (np. uciskaniu) chorego i bolącego miejsca. Stąd klawiterapia, w której stosuje się do uciskania gwoździki lub patyczki, sprawia, że ten sposób leczenia jest dość skuteczny. Po raz pierwszy została ona wzięta pod lupę w 1988 r. w Klinice Neurologicznej Instytutu Medycyny Klinicznej MSW. Przeprowadzone badania potwierdziły, że może być pomocna w leczeniu nerwic, migreny, najróżniejszych nerwobólów, alergii, nadciśnienia tętniczego, chorób kręgosłupa (skoliozy, dyskopatii), a także choroby wrzodowej. Za pomocą klawików próbuje się ulżyć pacjentom nawet w tak ciężkich przypadkach, jak przewlekłe zapalenie trzustki, stwardnienie rozsiane, niedowłady po udarze.
Twórcą i propagatorem klawiterapii jest polski psycholog Ferdynand Barbasiewicz. Opracowana przez niego metoda jest rodzajem totalnej akupresury, to znaczy, że wykorzystuje nie tylko wszystkie znane w tej klasycznej chińskiej metodzie punkty ucisku, ale też całą powierzchnię skóry. Najkrócej rzecz ujmując, klawiterapia jest nieinwazyjną metodą działającą na układ nerwowy.
Gwóźdź do... zdrowia
W trakcie sesji terapeuta posługuje się 14 klawikami, czyli gwoździami wykonanymi z mocnej stali chirurgicznej – klawiki nie mogą się odkształcać. Trzyma je po siedem w każdej dłoni. Niektórzy zamiast klawików stosują zaostrzone drewniane patyczki. Skórę się uciska, ale nie przebija, jak to się dzieje w akupunkturze. A ten ucisk powoduje, że praca narządów wewnętrznych się poprawia. Tam, gdzie ciała jest więcej, terapeuta stosuje silniejsze bodźce, gdzie tkanki mięśniowej jest mało, np. na głowie czy uchu, stymuluje delikatnie. Drażniąc odpowiednie miejsca na małżowinie usznej, ręce czy klatce piersiowej, wywołuje reakcję, która powoduje odwrócenie stanu zapalnego w tym narządzie. Integralną częścią klawiterapii są specjalne ćwiczenia gimnastyczne, które pacjent wykonuje w domu wraz z masażem określonych części ciała. Zwolennikiem tej metody jest m.in. nasz mistrz olimpijski w pchnięciu kulą – Tomasz Majewski. Kulomiot ma wykonywane zabiegi na dłoniach, w których trzyma potwornie ciężką kulę.
O co w tym wszystkim chodzi?
Klawiterapia została zaliczona do terapii odruchowych (tak samo jak akupunktura czy refleksologia). Tego rodzaju zabiegi pozwalają utrzymać w organizmie homeostazę, czyli wewnętrzną równowagę lub, jak kto woli, harmonię, oraz przywrócić ją w przypadku choroby. Terapie tego typu polegają najczęściej na stymulowaniu (np. uciskaniu) chorego i bolącego miejsca. Stąd klawiterapia, w której stosuje się do uciskania gwoździki lub patyczki, sprawia, że ten sposób leczenia jest dość skuteczny. Po raz pierwszy została ona wzięta pod lupę w 1988 r. w Klinice Neurologicznej Instytutu Medycyny Klinicznej MSW. Przeprowadzone badania potwierdziły, że może być pomocna w leczeniu nerwic, migreny, najróżniejszych nerwobólów, alergii, nadciśnienia tętniczego, chorób kręgosłupa (skoliozy, dyskopatii), a także choroby wrzodowej. Za pomocą klawików próbuje się ulżyć pacjentom nawet w tak ciężkich przypadkach, jak przewlekłe zapalenie trzustki, stwardnienie rozsiane, niedowłady po udarze.
Zuzanna Grat