Medytacja jest tym dla duszy, czym sen dla ciała – wielkim odpoczynkiem. Warto uczyć się jej od najlepszych mistrzów.
Sławny hinduski mistrz duchowy Osho nie ma najlepszej reputacji – dla jednych jest wielkim mistykiem XX wieku, dla innych guru przemocy i rozpasanego seksu. Dla uczniów zaś, którzy po śmierci mistrza kontynuują jego dzieło i prowadzą w Punie koło Bombaju coś w rodzaju sanatorium dla zachodnich dusz, Osho jest po prostu dobrze sprzedającym się znakiem towarowym.
On sam potrafił reklamować się niczym gwiazda rocka. Broda do pasa, wełniana czapka naciągnięta na świdrujące, czarne jak węgle oczy, do tego złoty rolex na ręku i rolls-royce. Ten wyglądający jak hollywoodzki idol mężczyzna na ogół mówił tłumom to, co chciały usłyszeć: świat ma być wolny od wojen, nienawiści, uprzedzeń, a człowiek ma żyć w harmonii z przyrodą i w przyjaźni z innymi ludźmi.
Osho łączył ziemskie przyjemności z refleksją nad marnością świata i sam był najlepszym przykładem „Zorby Buddy”, nowego rodzaju człowieka, którego idee głosił. Rajneesh Chandra Mohan (bo tak naprawdę nazywał się Osho) wyraźnie był bardziej pod wpływem Zorby niż Buddy. Zmarł w 1990 roku, najprawdopodobniej na AIDS. Ale jako mistrz współczesnej odmiany buddyzmu Osho był i jest genialnym nauczycielem medytacji. W pewnym sensie przypomina największego łobuza w klasie, który umie jednocześnie rozwiązać najtrudniejsze zadanie matematyczne.
Medytacją może być właściwie każda życiowa czynność
To odkrycie uchodzi za największe osiągnięcie hinduskiego mistyka. Wystarczy, że coś wykonujesz uważnie przez kilka minut, sekund, a najlepiej całą dobę. Właśnie uważność jest według Osho tym, o co chodzi w medytacji. Uważność, ale nie koncentracja. Koncentracja bowiem wyklucza prawdziwą medytację, w której zapadasz się we własne istnienie.
Po szczegóły odsyłam do książki mistrza Osho „Techniki medytacji” (w każdej większej księgarni jest półka z książkami Osho). „Znajdź coś, co do ciebie przemawia. Medytacja nie może być narzuconym wysiłkiem” – poucza mistyk i daje dziesiątki przykładów przemiany zwyczajnych, codziennych sytuacji w takie, w których możemy stać się bardziej świadomi własnej natury.
Serce ważniejsze od głowy
Mnie spodobała się nieco prowokacyjna medytacja gilotyny (Osho uwielbiał prowokować, Madonna tylko go naśladuje):
„Idąc, myśl, że nie masz głowy, tylko ciało. Siedząc, myśl, że nie masz głowy. Stale pamiętaj, że nie masz głowy. Wyobrażaj sobie siebie bez głowy. Zrób powiększone zdjęcie siebie bez głowy, patrz na nie. Opuść lustro w łazience, tak że nie widzisz głowy, tylko ciało. Kilka dni i poczujesz, że ogarnia cię poczucie braku ciężaru, wielka cisza – gdyż to głowa jest problemem (czytaj: wszystkie problemy są wytworem twojej głowy, twojego umysłu). Jeśli zdołasz wyobrazić sobie siebie bez głowy, będziesz bardziej ześrodkowany na sercu”.
I o to właśnie chodzi w medytacji i w buddyzmie ery odrzutowców.