Ślęża to prasłowiańskie miejsce kultu. Dziś także uznawana jest za jedno z najważniejszych miejsc mocy.
Wyprawa na szczyt Ślęży to z pewnością dobry pomysł na weekend. A z racji tego, że coraz częściej odbywają się tam różne spotkania i warsztaty, wycieczkę krajoznawczą można połączyć z nie lada przygodą. Bo góra przyciąga coraz więcej osób. Odwiedzają ją ufolodzy, radiesteci i najróżniejsi szamani z całego świata. W wakacje odbyło się tam zgromadzenie Babć i Dziadków rdzennych ludów Ameryk, którzy przybyli na zaproszenie Polaków. Na początku września przyjechała na Ślężę znana pisarka i szamanka Starhawk, autorka „Piątego świętego żywiołu”, która na górze odprawiła dawne rytuały i zatańczyła święty taniec – spiral dance.
Wrota do piekła
Ślęża owiana jest legendami. Jedna z nich mówi, że masyw powstał w wyniku walk aniołów z diabłami. Anioły zasypać miały wejście do piekła, aby uniemożliwić przejście demonów na świat, a Ślęża miała być właśnie tą przeszkodą.
Wedle innej opowieści w podziemnych korytarzach kryją się skarby – 7 a nawet 11 ton złota i kosztowności, zrabowane z Wrocławia – pozostawione przez Niemców w czasie II wojny światowej.
Są też tacy, którzy wierzą, że było to niegdyś miejsce nawigacji, a wręcz lądowisko dla przybyszów z kosmosu. Psychotronicy zaś i poszukiwacze zaginionych starosłowiańskich tradycji przypisują Ślęży znaczenie magiczne.
Ba! Krążą nawet pogłoski, że gdzieś tam, na naszej Ślęży, ukrywa się Święty Graal! Od czterech lat archeolodzy szukają śladów starosłowiańskiego kultu i przekopują podziemia znajdującego się tam kościoła. Niektórzy prace archeologiczne wiążą z interwencją Lucyny Łobos, radiestetki z Wrocławia uczestniczącej w „Projekcie Cheops” (www.projekt-cheops.com). Twórcy tego projektu sugerują, że gdzieś na naszej polskiej Ślęży zakopany jest Święty Graal, a pod kościołem znajdują się fragmenty starych budowli z tajemnymi komnatami.
Na szczycie, obok kościoła, stoi kultowy posąg misia ślężańskiego, z 8–5 w. p.n.e.
Góra, w której jest moc
Legendy legendami, ale jedno jest pewne – Ślęża była miejscem kultu dla naszych słowiańskich przodków. Do dziś zachowały się pozostałości kamiennych kręgów i rzeźb. Mają one wskazywać miejsca święte. W różnych publikacjach nazywa się wręcz Ślężę słowiańskim Olimpem.
Jak pisze Leszek Matela w książce „Jak korzystać z energii miejsc mocy”, pierwsze miejsca kultu na Ślęży datuje się na co najmniej 1300 r. p.n.e. Wykopaliska archeologiczne również potwierdziły, że miały tu miejsce pogańskie uroczystości i ceremonie, m.in. noc kupały z tańcami i efektownym skakaniem przez ogniska.
Czyżby było w tym miejscu coś rzeczywiście wyjątkowego?
Według Leszka Mateli chodzi o szczególny rodzaj energii, czy też promieniowania, który charakteryzuje wszystkie miejsca mocy. Można je zmierzyć metodami radiestezyjnymi. Jak pisze Matela, Ślężę otaczały niegdyś kamienne wały – zachowały się pozostałości. Trudno określić ich przeznaczenie, milczą na ten temat archeologowie. Według Mateli służyły rozprowadzaniu i wzmacnianiu kosmicznej energii świętej góry.
Kult Słońca
Na całym masywie Ślęży w różnych miejscach można także napotkać znak w kształcie ukośnego krzyża. To symbol kultu solarnego. Góra poświęcona była właśnie bóstwu słonecznemu, w przeciwieństwie do sąsiedniego wzniesienia – Raduni, gdzie czczono Księżyc. Radunia to równie ważne miejsce i, jeśli wybieramy się na wycieczkę w ten rejon, warto oczywiście przejść obie góry. Kto wie, co się zdarzy...
Aleksander Andrejczuk, specjalista od feng shui, i-cing oraz poszukiwacz zaginionych tradycji słowiańskich, jeździ na Ślężę od 2002 roku. – Ślęża to dla mnie miejsce, gdzie kontakt z matką Ziemią i ładem kosmosu jest bardziej dostępny niż gdzie indziej – mówi.
Na cześć Światowita
Andrejczuk dobrze pamięta swój pierwszy wyjazd w niewielkiej grupie. Szli nocą, z pochodniami, najpierw na Radunię. Jak mówi, obie te góry są ważne: – Na Raduni jest radosna czysta moc, na Ślęży – transformacyjna.
Wszyscy byli zmęczeni, on również padał z nóg. W którymś momencie ujrzał świetlisty wał. Przedstawił się i powiedział w myślach, że idzie tropem słowiańskich tradycji i że chciałby przebudzić to, co zostało zahamowane z powodu przyjęcia chrześcijaństwa. – W pewnym momencie wał zniknął. Jednocześnie zniknęło całe moje zmęczenie, także u reszty grupy. Czułem się tak, jakby mnie ktoś wniósł na tę górę – wspomina Andrejczuk.
Potem poszli na Ślężę. Mieli ze sobą mały posąg Światowita zrobiony przez znajomego. Postanowili go tam zostawić. – Światowit oznacza wszechbyt – mówi Aleksander. I dodaje: – Mamy prastare tradycje, które zostały zapomniane. To nasze korzenie. Stary przekaz mówi, że wszystko jest boskością i nie ma potrzeby szukać bogów.
Następnego roku Andrejczuk ni stąd, ni zowąd dostał zaproszenie do Wrocławia i przy okazji ponownie odwiedził Ślężę. Czuł, że chce znaleźć miejsce, z którym mógłby pracować. Pierwszego dnia spotkał kobietę, która opowiedziała mu o jakimś ołtarzu i dała wskazówki, jak tam dojść. Następnego dnia była gęsta mgła i deszcz. Warunki mało sprzyjające przechadzkom. Mimo to Andrejczuk szedł dalej. Jak opowiada: – Według Chińczyków mgła to gromadzenie mocy, a deszcz to jej rozładowanie, dlatego postanowiłem pójść. Doszedłem do polany z dębami, potem dalej i w pewnym momencie poczułem, że to tutaj. Potem znalazłem pozbawiony drzew cypelek skalny, z czymś, co ja nazywam tronem. Wygląda jak skalne wysokie siedzisko. Usiadłem tam. Dzwoniłem dzwonkami tybetańskimi, które zazwyczaj mam przy sobie. Potem patrzę, a nade mną utworzył się niemalże otwór, przez który przeświecało słońce. Wokół wszędzie nadal była mgła. Ale w tym jednym miejscu powietrze stało się krystalicznie czyste...
Zobacz Ślężę na mapie
Masyw Ślęży jest najwyższym pasmem Przedgórza Sudeckiego, około 30 km od Wrocławia. Najwyższym szczytem jest Ślęża (718 m), inne to Gozdnica (316 m), Wieżyca (415 m), Stolna (371 m), a za przełęczą Tąpadła wznosi się Radunia (573 m) oraz w jej sąsiedztwie Świerszczyna (411 m), Słupicka Góra (335 m) i dalej w kierunku południowo-zachodnim Czernica (481 m) i Świerkowa (378 m).
Wyprawa na szczyt Ślęży to z pewnością dobry pomysł na weekend. A z racji tego, że coraz częściej odbywają się tam różne spotkania i warsztaty, wycieczkę krajoznawczą można połączyć z nie lada przygodą. Bo góra przyciąga coraz więcej osób. Odwiedzają ją ufolodzy, radiesteci i najróżniejsi szamani z całego świata. W wakacje odbyło się tam zgromadzenie Babć i Dziadków rdzennych ludów Ameryk, którzy przybyli na zaproszenie Polaków. Na początku września przyjechała na Ślężę znana pisarka i szamanka Starhawk, autorka „Piątego świętego żywiołu”, która na górze odprawiła dawne rytuały i zatańczyła święty taniec – spiral dance.
Wrota do piekła
Ślęża owiana jest legendami. Jedna z nich mówi, że masyw powstał w wyniku walk aniołów z diabłami. Anioły zasypać miały wejście do piekła, aby uniemożliwić przejście demonów na świat, a Ślęża miała być właśnie tą przeszkodą.
Wedle innej opowieści w podziemnych korytarzach kryją się skarby – 7 a nawet 11 ton złota i kosztowności, zrabowane z Wrocławia – pozostawione przez Niemców w czasie II wojny światowej.
Są też tacy, którzy wierzą, że było to niegdyś miejsce nawigacji, a wręcz lądowisko dla przybyszów z kosmosu. Psychotronicy zaś i poszukiwacze zaginionych starosłowiańskich tradycji przypisują Ślęży znaczenie magiczne.
Ba! Krążą nawet pogłoski, że gdzieś tam, na naszej Ślęży, ukrywa się Święty Graal! Od czterech lat archeolodzy szukają śladów starosłowiańskiego kultu i przekopują podziemia znajdującego się tam kościoła. Niektórzy prace archeologiczne wiążą z interwencją Lucyny Łobos, radiestetki z Wrocławia uczestniczącej w „Projekcie Cheops” (www.projekt-cheops.com). Twórcy tego projektu sugerują, że gdzieś na naszej polskiej Ślęży zakopany jest Święty Graal, a pod kościołem znajdują się fragmenty starych budowli z tajemnymi komnatami.
Na szczycie, obok kościoła, stoi kultowy posąg misia ślężańskiego, z 8–5 w. p.n.e.
Góra, w której jest moc
Legendy legendami, ale jedno jest pewne – Ślęża była miejscem kultu dla naszych słowiańskich przodków. Do dziś zachowały się pozostałości kamiennych kręgów i rzeźb. Mają one wskazywać miejsca święte. W różnych publikacjach nazywa się wręcz Ślężę słowiańskim Olimpem.
Jak pisze Leszek Matela w książce „Jak korzystać z energii miejsc mocy”, pierwsze miejsca kultu na Ślęży datuje się na co najmniej 1300 r. p.n.e. Wykopaliska archeologiczne również potwierdziły, że miały tu miejsce pogańskie uroczystości i ceremonie, m.in. noc kupały z tańcami i efektownym skakaniem przez ogniska.
Czyżby było w tym miejscu coś rzeczywiście wyjątkowego?
Według Leszka Mateli chodzi o szczególny rodzaj energii, czy też promieniowania, który charakteryzuje wszystkie miejsca mocy. Można je zmierzyć metodami radiestezyjnymi. Jak pisze Matela, Ślężę otaczały niegdyś kamienne wały – zachowały się pozostałości. Trudno określić ich przeznaczenie, milczą na ten temat archeologowie. Według Mateli służyły rozprowadzaniu i wzmacnianiu kosmicznej energii świętej góry.
Kult Słońca
Na całym masywie Ślęży w różnych miejscach można także napotkać znak w kształcie ukośnego krzyża. To symbol kultu solarnego. Góra poświęcona była właśnie bóstwu słonecznemu, w przeciwieństwie do sąsiedniego wzniesienia – Raduni, gdzie czczono Księżyc. Radunia to równie ważne miejsce i, jeśli wybieramy się na wycieczkę w ten rejon, warto oczywiście przejść obie góry. Kto wie, co się zdarzy...
Aleksander Andrejczuk, specjalista od feng shui, i-cing oraz poszukiwacz zaginionych tradycji słowiańskich, jeździ na Ślężę od 2002 roku. – Ślęża to dla mnie miejsce, gdzie kontakt z matką Ziemią i ładem kosmosu jest bardziej dostępny niż gdzie indziej – mówi.
U podnóża góry, w Sobótce, stoi kolejny dawnyposąg – Mnich
Na cześć Światowita
Andrejczuk dobrze pamięta swój pierwszy wyjazd w niewielkiej grupie. Szli nocą, z pochodniami, najpierw na Radunię. Jak mówi, obie te góry są ważne: – Na Raduni jest radosna czysta moc, na Ślęży – transformacyjna.
Wszyscy byli zmęczeni, on również padał z nóg. W którymś momencie ujrzał świetlisty wał. Przedstawił się i powiedział w myślach, że idzie tropem słowiańskich tradycji i że chciałby przebudzić to, co zostało zahamowane z powodu przyjęcia chrześcijaństwa. – W pewnym momencie wał zniknął. Jednocześnie zniknęło całe moje zmęczenie, także u reszty grupy. Czułem się tak, jakby mnie ktoś wniósł na tę górę – wspomina Andrejczuk.
Potem poszli na Ślężę. Mieli ze sobą mały posąg Światowita zrobiony przez znajomego. Postanowili go tam zostawić. – Światowit oznacza wszechbyt – mówi Aleksander. I dodaje: – Mamy prastare tradycje, które zostały zapomniane. To nasze korzenie. Stary przekaz mówi, że wszystko jest boskością i nie ma potrzeby szukać bogów.
Następnego roku Andrejczuk ni stąd, ni zowąd dostał zaproszenie do Wrocławia i przy okazji ponownie odwiedził Ślężę. Czuł, że chce znaleźć miejsce, z którym mógłby pracować. Pierwszego dnia spotkał kobietę, która opowiedziała mu o jakimś ołtarzu i dała wskazówki, jak tam dojść. Następnego dnia była gęsta mgła i deszcz. Warunki mało sprzyjające przechadzkom. Mimo to Andrejczuk szedł dalej. Jak opowiada: – Według Chińczyków mgła to gromadzenie mocy, a deszcz to jej rozładowanie, dlatego postanowiłem pójść. Doszedłem do polany z dębami, potem dalej i w pewnym momencie poczułem, że to tutaj. Potem znalazłem pozbawiony drzew cypelek skalny, z czymś, co ja nazywam tronem. Wygląda jak skalne wysokie siedzisko. Usiadłem tam. Dzwoniłem dzwonkami tybetańskimi, które zazwyczaj mam przy sobie. Potem patrzę, a nade mną utworzył się niemalże otwór, przez który przeświecało słońce. Wokół wszędzie nadal była mgła. Ale w tym jednym miejscu powietrze stało się krystalicznie czyste...
Zobacz Ślężę na mapie
Masyw Ślęży jest najwyższym pasmem Przedgórza Sudeckiego, około 30 km od Wrocławia. Najwyższym szczytem jest Ślęża (718 m), inne to Gozdnica (316 m), Wieżyca (415 m), Stolna (371 m), a za przełęczą Tąpadła wznosi się Radunia (573 m) oraz w jej sąsiedztwie Świerszczyna (411 m), Słupicka Góra (335 m) i dalej w kierunku południowo-zachodnim Czernica (481 m) i Świerkowa (378 m).
Małgorzata Kacperek