Dawno temu, w szalonych latach międzywojennych, polska myśl parapsychologiczna święciła triumfy. Ochorowicz, Klimuszko, Ossowiecki – każdy słyszał te nazwiska. Po wojnie wolnego ducha na wiele lat zdusił komunistyczny materializm. W końcu adepci nauk tajemnych wyszli z podziemi. I jak to teraz w Polsce wygląda?
Jędrzej Fijałkowski: Pamiętam niemal tajne spotkania, w latach siedemdziesiątych, w warszawskiej piwnicy przy Radomskiej. Tam mieściło się Stowarzyszenie Radiestetów. Były to czasy trudne, niechętne ezoteryce, a grupka ludzi, przez innych traktowana niemal jak loża masońska, zgłębiała arkana Nieznanego…
Zofia Telesińska-Bratek: Tak, coś niezwykłego było w tej atmosferze. Te spotkania nobilitowały, pozwalały się dowartościować, rozwijać, błysnąć w towarzystwie, wzbudzić zazdrość. Chociaż nie stanowiliśmy zamkniętego kręgu, każdy mógł zapisać się do Stowarzyszenia. Tyle że nigdzie się nie reklamowaliśmy, bo lepiej było wtedy cicho siedzieć w piwnicy, a poza tym każdy, kto chciał nas znaleźć, łatwo odnajdywał. I stawał się, powiedzmy, w pewien sposób lepszy od innych.
J.F.: Lepszy, bo otwarty na naturę, na ekologię (która w tamtych czasach nie wiedziała nawet, że tak się nazywa), bo potrafił znaleźć różdżką wodę, powróżyć z kart, wyczytać predyspozycje człowieka z linii rąk lub próbki pisma i wreszcie – zachować święty spokój…
Z.T.-B.: I mógł uczestniczyć w kursach, wykładach, na które przychodziło tyle ludzi, że czasami nie wystarczało miejsc. Były spotkania klubowe, kursy prowadzili najlepsi i posiadający do dziś znaczek „Q” wykładowcy, znawcy różnych dziedzin parapsychologii. Termin „psychotronika” powstał później, gdy parapsychologia zaczęła aspirować do roli nauki, po wielu odkryciach fizyki i badaniach laboratoryjnych.
J.F.: W Towarzystwie można też było kupić nieosiągalne na rynku książki z tej dziedziny.
Z.T.-B.: Dziś łatwiej zdobyć wiadomości. Wystarczy wejść w Google albo na specjalistyczne strony psychotroniki. Są tam nawet kursy wszelkiego rodzaju, płatne lub czasem nie, które obiecują zdobycie wiedzy tajemnej.
J.F.: I spełniają te obietnice?
Z.T.-B.: Jeśli ktoś myśli, że po ich ukończeniu będzie fachowcem w jakiejś dziedzinie psychotroniki – to bardzo się myli. Tu potrzebne są predyspozycje, wrażliwość zmysłowa i psychiczna na bodźce zewnętrzne. Poza tym – praktyka, która czyni mistrza. Ważne jest także specjalistyczne wykształcenie. W naszym Towarzystwie zanim ktoś dostanie dyplom np. bioenergoterapeuty, musi zaliczyć półroczne zajęcia, w tym podstaw medycyny, wykładanych przez lekarza. A w internecie i w czasopismach aż roi się od ogłoszeń o kursach. Znalazłam nawet weekendowy kurs bioenergoterapii! Trudno się więc dziwić, że jak grzyby po deszczu powstają pokątnie gabinety „zabiegów energetycznych”, gdzie z wielką energią wyciąga się od ludzi pieniądze. Nierzadko, im gorszy bioenergoterapeuta – tym więcej sobie liczy, w myśl zasady, że jeśli coś jest tanie, to musi być złe. Przyszła kiedyś do Towarzystwa pani, której wcześniej pomagał jeden ze znanych w Polsce bioenergoterapeutów. Kiedy po zabiegu zapytała, ile płaci, a ja powiedziałam, że zgodnie ze stawką Towarzystwa pięćdziesiąt złotych, spytała, sądząc, że się przesłyszała: – Chyba pięćset?
Ani Towarzystwo, ani Cech Rzemiosł, który wydaje bioenergoterapeutom po ukończeniu kursów dyplomy i zezwolenia na działalność gospodarczą w tej dziedzinie, nie jest w stanie przeciwstawić się zalewowi domorosłych „healerów”. Jedyne, co można zrobić, to apelować do ludzi szukających pomocy u bioenergoterapeutów, aby żądali pokazania dyplomu ukończenia kursu w Polskim Towarzystwie Psychotronicznym lub Cechu Rzemiosł. Jest to jakaś gwarancja usługi.
J.F.: W Polsce działa kilka szkół psychotronicznych wyższego stopnia, po ukończeniu których ludzie szukają pracy w wyuczonym zawodzie: wróżbiarstwie, różdżkarstwie, bioenergoterapii, chiromancji itd. Tak rosną szeregi psychotroników, podaż przewyższa popyt…
Z.T.-B.: Psychotronika jest u nas wciąż jeszcze hobby, nie zawodem. Nie powinna być traktowana jak główne źródło dochodu. Nie można po owej szkole przychodzić i żądać ode mnie, prezesa PTP, zatrudnienia. Po weryfikacji mogę jedynie zaproponować współpracę, ale niewielu to się podoba. Każdy chce szybko iść „na swoje” i zbijać kokosy. Co jakiś czas niektóre, niekoniecznie rzetelne czasopisma publikują rozmaite rankingi „najlepszych” bioenergoterapeutów. W ostatnim, oglądanym przeze mnie, na sto nazwisk znałam kilkanaście, a mogłabym polecić kilka…
J.F.: Podobne listy często powstają na zasadzie ogłoszeń: dasz kasę – jesteś na liście. Im kasy więcej – tym jesteś na tej liście wyżej…
Z.T.-B.: Nie chciałabym się na ten temat wypowiadać. Dla mnie te rankingi nie są rzetelne – i to wszystko.
J.F.: Czy do bycia psychotronikiem, w szerokim tego słowa znaczeniu, wystarczy jedynie zdobyta na kursach i szkoleniach wiedza? Chyba trzeba czegoś więcej?
Z.T.-B.: Wspomniałam już o predyspozycjach, wrażliwości. To istotne cechy. Są jednak dziedziny psychotroniki, którymi można zajmować się bez nich. Można nauczyć się wróżenia z kart, nawet tarota, psychografologii, chiromancji, świecowania uszu, masaży. I wykonywać swoje rzemiosło na przyzwoitym poziomie. Jednakże wyjątkowa wrażliwość pozwoli adeptowi tych sztuk na uzyskanie większych możliwości. Niezależnie od wiedzy, pracuje również intuicja i energia, która pozwala na efektywniejsze działanie, wejście na wyższy poziom. To tak jak np. w muzyce. Ucząc się grać na pianinie, możemy zostać drugim Rubinsteinem albo pozostać na poziomie knajpianego klezmera. To, co osiągniemy, jest efektem posiadanych umiejętności oraz predyspozycji. Jeden taki dar ma, inny nie. W każdej dziedzinie są ludzie utalentowani, przeciętni i beznadziejni.
Możemy badać te możliwości psychologicznie również w laboratoriach psychotronicznych. Możemy odczytać aurę człowieka i określić jego wrażliwość. Pamiętam, że gdy tylko pojawiła się w Polsce taka możliwość, poddałam się badaniu. Choć nie było tanie, powtórzyłam je kilka razy podczas odpoczynku, seansu bioterapii i medytacji. Zdecydowane różnice między zdjęciami aury są dla mnie dowodem, że umysł jest energią, i że potrafimy ją manifestować w dobrych celach. Mam więc nadzieję, że w nie tak odległej – jak się to wydaje, patrząc w ekran telewizora – przyszłości, Człowiek połączy tę energię z Wszechświatem i wreszcie będzie żyć z nim w harmonii.
Zofia Telesińska-Bratek – inżynier elektryk, bioenergoterapeutka, radiestetka, prezes Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego od 1989 roku, organizatorka i wykładowczyni wielu kursów pod patronatem Towarzystwa.
Z sukcesem współpracowała z policją, poszukując osób zaginionych. Zakładała ekrany radiestezyjne w wielu instytucjach centralnych, m.in. w gabinecie premiera Tadeusza Mazowieckiego, na Zamku Królewskim w Warszawie, w ministerstwie kultury.
Polskie Towarzystwo Psychotroniczne
rok zał. 1976
00–666 Warszawa,
ul. Noakowskiego 10/54
tel. (0-22) 825 87 95, 0 607 365 569