Istnieje wiele dróg prowadzących do Boga, Prawdy, Absolutu. Jedne są proste, inne splątane, ale przemierzanie każdej jest wielką i fascynującą podróżą. W cyklu o najbardziej niezwykłych religiach świata dziś opowiemy o najstarszych chrześcijanach.
Nie świętują niedziel tylko soboty, nie jedzą wieprzowiny, ósmego dnia po narodzinach syna poddają go obrzezaniu. Ale nie są Żydami, lecz chrześcijanami. I to najprawdziwszymi.
W samym sercu Afryki
Przed wejściem do kościoła trzeba zdjąć buty. Mężczyźni gromadzą się po prawej stronie, kobiety po lewej. Czasem dodatkowo oddziela ich kotara, do niektórych świątyń panie w ogóle nie mają prawa wstępu.
– Tak zawsze było i będzie – tłumaczy ksiądz, ubrany w długą kolorową szatę i owinięty wokół głowy biały turban. W ręku, niczym biskup pastorał, trzyma wielki, ozdobny krzyż osadzony na długim drzewcu. Z takimi krucyfiksami chodzi wielu duchownych.
Etiopskie świątynie pełne są obrazów i fresków, natomiast nie znajdziemy tam zabronionych rzeźb ani posągów. Nie ma tam także organów i wielu przedmiotów liturgicznych znanych z naszych kościołów. Są za to bębny, werble, laski, kolorowe parasole. Ze ścian spoglądają trzy identyczne, jakby sklonowane, brodate twarze. To wizerunek Świętej Trójcy.
Przybyszom z Europy wszystko to wydaje się dziwne i egzotyczne. Jeszcze trudniej wyobrazić sobie, że chrześcijaństwo dotarło tu ponad 600 lat wcześniej niż do Polski. Bo znajdują się w samym sercu Afryki, w Etiopii.
Pierwsze wcielenie Indiany Jonesa
Pierwszego Etiopczyka, o czym wspominają „Dzieje Apostolskie”, ochrzcił apostoł Filip. Wydarzyło się to w Jerozolimie, gdzie przebywał ów przybysz z kraju położonego nie tylko za górami i morzami, ale także za największą pustynią świata – Saharą. Żaden, nawet najbardziej gorliwy misjonarz nie przeżyłby wyprawy lądem do tajemniczego afrykańskiego królestwa. – Bóg chciał, byśmy poznali prawdziwą wiarę i sprawił, że tak się stało – tłumaczył mi z przejęciem Jacob Bekele, diakon z Addis Abeby. – Przysłał nam świętego Fromencjusza.
Rzeczywiście, na początku IV wieku, na Morzu Czerwonym rozbił się kupiecki statek. Płynący nim młody chrześcijanin Fromencjusz przeżył katastrofę, wydostał się na brzeg i zamiast czekać na ratunek, powędrował na zachód. Doszedł do wioski, której mieszkańcy powiedzieli mu, że są poddanymi potężnego króla.
Zaciekawiony ruszył dalej, w stronę ówczesnej stolicy Etiopii – Aksum. Po drodze dowiedział się, że właśnie w tym mieście znajduje się… biblijna Arka Przymierza. Pragnienie zobaczenia tak niezwykłego skarbu pomagało w pokonywaniu wszelkich przeszkód. Ale Fromencjusz nie był jedynie żądnym przygód starożytnym Indianą Jonesem. Wszędzie, gdzie się zatrzymał, głosił swą wiarę i pozyskiwał dla niej nowych wyznawców. Kiedy po długiej wędrówce dotarł na dwór króla Ezany, przekonał również jego. W ten sposób Etiopia jako trzeci kraj w historii, po Cesarstwie Rzymskim i Armenii, przyjęła chrześcijaństwo.
Wieści o niezwykłym wydarzeniu po kilku latach dotarły do Rzymu i wdzięczny papież mianował Fromencjusza biskupem. Na tym jednak wzajemne kontakty się urwały. Etiopię od reszty chrześcijańskiego świata odcięli muzułmanie, którzy opanowali całą północną Afrykę. Wystarczy spojrzeć na mapę, by zobaczyć że jest ona samotną wyspą na morzu islamu. Tymczasem Kościół w Europie dopiero się kształtował, ustalał nowe dogmaty, zasady liturgii, ceremoniał. Żadne z tych zmian już do Etiopczyków nie dotarły. Ich Kościół pozostał taki, jak u zarania swych dziejów, gdy chrześcijaństwo było jeszcze mocno nasycone religijną tradycją żydów. To dlatego za dzień święty uważają nie niedzielę, lecz szabas, czczą Arkę Przymierza i przestrzegają wielu innych, dla nas już niezrozumiałych, zwyczajów.
Post przez pół roku
Odcięci od współwyznawców etiopscy chrześcijanie musieli nie tylko wytrwać w swej wierze, ale także bronić jej przed naporem muzułmanów. Wymagało to odwagi i ogromnej siły charakteru. Wzmacniali je przez rygorystyczne przestrzeganie surowych zasad religijnych. Poszczą nie tylko w piątki, lecz również w środy i w wigilie różnych świąt. Jacob Bekele mówi, że w sumie duchownych obowiązuje 285 dni postu w roku, a zwykłych wiernych 185. I nikt nie traktuje tego obowiązku z przymrużeniem oka, nawet restauracje i bary oferują w tych dniach wyłącznie postne menu.
Tak liczne wyrzeczenia pobożni wierni odreagowują w święta, a jest ich wiele. Celebrują nie tylko wydarzenia związane z życiem Chrystusa, ale również wielu innych postaci ze Starego i Nowego Testamentu, między innymi Samsona i arcykapłana Melchizedeka. Szczególnym szacunkiem darzą jednak Matkę Bożą, którą adorują podczas 33 dni świątecznych i archanioła Michała – patrona 12 świąt.
Swe oddanie okazują poprzez obrzędy mocno nasycone duchem Afryki, pełne radosnych śpiewów i tańców w rytmie bębnów. Obchodzą Boże Narodzenie i Wielkanoc, trzeba jednak pamiętać, że wyjątkowo podniosły charakter tym świętom Kościół katolicki nadał już po utracie kontaktu z Etiopczykami. Dlatego dla nich, tak jak dla pierwszych chrześcijan, szczególne znaczenie ma upamiętnianie chrztu Chrystusa, gdyż to wtedy na Ziemi objawił się Bóg.
Z całego kraju do duchowych centrów przybywają w tym dniu tłumy pielgrzymów. Noc poprzedzającą główne uroczystości święta epifanii (objawienia), pątnicy spędzają na czuwaniu. O świcie wyruszają procesje. Prowadzą je duchowni w bajecznie kolorowych, królewskich strojach. Nie niosą monstrancji, lecz przechowywane w każdym kościele… kopie Arki Przymierza. By było jeszcze bardziej niezwykle, nie trzymają ich w rękach, lecz na głowie, osłonięte drogocennym materiałem i parasolem.
– Każda kopia zawiera cząstkę mocy prawdziwej arki, która znajduje się kościele w Aksum – wyjaśniał mi podekscytowany Jacob. – Niewielką cząstkę, ale wystarczająco potężną, żeby porazić zwykłego śmiertelnika. Dlatego musi być szczelnie okryta.
Przetrwali dzięki Arce Przymierza
Mimo „zagrożenia”, uczestnicy procesji starają się znaleźć jak najbliżej świętego przybytku. Wierzą, że dzięki emanującej z niego energii wzmocnią się duchowo i fizycznie. Tego wsparcia bardzo potrzebują, gdyż spalona słońcem, górzysta i pustynna Etiopia to jedno z najtrudniejszych do życia miejsc na Ziemi. Skupiający około 30 milionów wiernych Kościół etiopski trwa jednak w nim niezmieniony od prawie dwóch tysięcy lat.
I także dziś uparcie strzeże swej odrębności. Nie przyjął nawet takich „nowinek” jak współczesne mierzenie czasu. Dzień tu nie zaczyna się o północy, lecz tak jak w starożytności o wschodzie słońca. Dlatego każdy turysta będący w Etiopii musi uważać na czas – jeśli ktoś umawia się z nim na godzinę, powiedzmy trzecią, to nie jest to, jak u nas, trzecia po południu, lecz trzecia godzina po wschodzie słońca.
W tym kraju liczy się ciągle według kalendarza gregoriańskiego, co sprawia, że chrześcijanie najstarszego obrządku już 12 września wkroczyli w nowy rok, ale… 2001.