Moja żona jest inteligentna i otwarta na wszystkie nowinki tego świata i na to, co ułatwić jej może rozwój duchowy...
Weterynarz w białym kitlu zbliżał się do słonia ze strzykawką wielką jak Kolumna Zygmunta. Zwierzę patrzyło na te podchody bez emocji, ja natomiast trząsłem się jak osika. Kiedy lekarz to zobaczył, krzyknął: – Aha, boisz się?! No to tobie zrobimy pierwszemu! Rzucił się do przodu i nim zdołałem odskoczyć, wielka igła wbiła mi się w dłoń między kciuk a palec wskazujący. Wrzasnąłem i… obudziłem się.
Moja żona siedziała obok mnie na łóżku i wciskała mi w dłoń jakiś plastikowy patyczek.
– Zwariowałaś?! – wyszarpnąłem obolałą rękę. – Co ty wyprawiasz? Zabić mnie chcesz?
– Zaraz zabić… – prychnęła. – Chcę ci pomóc. Przecież wczoraj narzekałeś, że zaczyna cię łapać przeziębienie i boli gardło.
– No i dlatego położyłem się wcześniej do łóżka. Ale czy tu człowiek może spokojnie zasnąć?
– Daj tę rękę, muszę cię ukłuć jeszcze pięć razy, potem wnętrze dłoni i kilka punktów na stopach…
– W życiu! Sam się wyleczę…
– No właśnie, każdy z nas ma możliwości samouzdrawiania, ale niektórzy nie wiedzą o tym lub nie chcą wiedzieć i takich trzeba przekonać, żeby przezwyciężyli wewnętrzną niewiarę i niemoc, skierować ich na właściwą drogę samorozwoju i przywrócić społeczności, która jest otwarta na wyższe harmonie i wibracje, i potrafi nie tylko sama sobie pomóc, ale i pociągnąć za sobą pozostałych niedowiarków, żeby razem wejść w Erę Wodnika jako jedna wielka, miłująca się rodzina, więc ci pomagam… – powiedziała to wszystko jednym tchem.
– Amen – mruknąłem.
– A musiałam to zrobić, kiedy spałeś, bo jak inaczej można przekonać takiego prostaka, jak ty, o jego możliwościach? Ty nie zdajesz sobie...
– Dooooooość….
– …sprawy, że istnieje cokolwiek innego oprócz cyferek, które, kiedy je dodają, jest ich więcej, a gdy odejmują – mniej. Ale to i tak nie zawsze prawda. O synergii słyszałeś?
– Nie mieszaj do tego synergii, kobieto, i przestań wreszcie eksperymentować z duchami, bo ci się wszystko w głowie pokręci.
– Z jakimi znowu duchami? Ta metoda ma 4000 lat i wymyślili ją Chińczycy.
– To pewnie jest tak samo dobra, jak ich mleko dla niemowląt…
– Ty jednak jesteś nienormalny. Co mają starożytni Chińczycy do współczesnego reżimu…
Zamilkłem. Nie chciałem się kłócić, bo gardło jakby trochę się uspokoiło. Ale żona nie odpuściła:
– Czy wiesz, że Chińczycy odkryli meridiany...
Wyłączyłem się. Kończąc wykład, zapytała:
– Czy czujesz się lepiej?
– Czuję się świetnie, ani cienia grypy – przytaknąłem gwałtownie.
– No widzisz, to jednak pomaga. Teraz trzeba tylko zakończyć terapię i wyrównać energię.
To mówiąc, przesunęła się w nogi łóżka. Odprężyłem się. Nagle złapała mnie za duży palec stopy i zaczęła go gwałtownie wykręcać.
– Dość! – krzyknąłem. – Jestem już zdrowy.
Wróciła na poduszki nadąsana. – Chciałam ci tylko zrobić dobrze…
– Znam lepsze sposoby – powiedziałem i odwróciłem się na drugi bok.
JEF