Mogą mieć wszystko,
a jednak rezygnują
ze zdobyczy cywilizacji – i są szczęśliwi.
Freeganie (free – wolny,
vegan – restrykcyjny
wegetarianin) uważają,
że tylko ich tryb życia
zapewnia spokój duszy
i pomoże ocalić planetę.
Przeciętnemu człowiekowi, który ma wszystkie potrzebne do życia rzeczy,
trudno sobie wyobrazić codzienność bez pralki, lodówki i jednorazowych
chusteczek. Czy naprawdę warto zamienić samochód na rower, a samolot na
pociąg? Odłączyć w mieszkaniu prąd i przestawić się na baterię
słoneczną? - Wydawałoby się, że miałam wszystko, o czym można zamarzyć:
doskonale płatną pracę, apartament, luksusowy samochód - mówi Kate z
Nowego Jorku. - Mąż jest jednym z dyrektorów banku, szanowanym
człowiekiem sukcesu. Spotykaliśmy się wieczorami w domu posprzątanym
przez gosposię, zamawialiśmy przez telefon jedzenie, włączaliśmy
telewizor albo każde spędzało czas przy swoim komputerze. Łączyło nas
coraz mniej. Stresy odreagowywaliśmy raz w tygodniu u psychoanalityka.
Kiedyś Kate spotkała grupę ludzi ubranych w markowe ciuchy. Stali pod
kontenerami ze śmieciami i wyjmowali z nich różne przedmioty.
Pokazywali, że ludzie wyrzucają nietknięte kartony mleka i konserwy,
ofoliowane sery, zabawki, książki, a nawet meble.
- Trafiłam na happening freegan - opowiada - Zaczęłam z nimi rozmawiać.
Zaszokowali mnie, mówiąc, że ubierają się na śmietniku! Pomyślałam, że
oboje z mężem łatwo pozbywamy się niechcianych prezentów. Nie mówiąc
już o lekko czerstwym chlebie, wędlinie, przywiędłych warzywach i
owocach. Ci ludzie uświadomili mi, że kupuję mnóstwo niepotrzebnych
rzeczy. Zakupy poprawiały mi nastrój, lubiłam chodzić po sklepach,
przymierzać, a potem szafa pękała w szwach.
Przeklęta konsumpcja
Freeganie są jedną z najszybciej rozwijających się organizacji
proekologicznych w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Nie prowadzą
naboru członków, nie wydają legitymacji, jednak ich blogi i strony w
Internecie odwiedzają tysiące osób dziennie. Freeganie chcą ograniczyć
konsumpcję, krytykują korporacje i wielkich producentów, którzy niszczą
środowisko. Zachęcają do spożywania naturalnych, lokalnych produktów,
poszanowania praw zwierząt i ratowania dewastowanej przyrody.
- Zrozumiałam, że życie w mieście, w wieżowcu stało się dla mnie
koszmarem - opowiada Kate. - Nie znam sąsiadów, nie obchodzą mnie ich
problemy. A przecież człowiek potrzebuje ludzi, samotność powoduje
depresję. W firmie rozmawiałam wyłącznie o pracy, nie znałam bliżej
koleżanek. Razem z mężem staliśmy się egoistami, którzy łudzili się, że
konsumpcja daje radość. Postanowiliśmy więc całkowicie zmienić nasze
życie. Sami też się zmieniliśmy, dużo rozmawiamy, śmiejemy się,
pomagamy innym. Czuję, że pokochałam świat!
Kate wyliczyła, że w ciągu roku zużywała tysiące jednorazowych naczyń,
ręczników, reklamówek, zafoliowanych towarów. Teraz zastąpiła je
przedmiotami wielokrotnego użytku. Najciężej jej było rozstać się z
podpaskami, ale przekonuje, że wystarczy kawałek miękkiego materiału.
Ubraniami i książkami wymienia się z innymi nowojorskimi freegankami.
Spotykają się co tydzień i częstują przygotowanymi własnoręcznie
posiłkami i ciastami. Tworzą grono dobrze rozumiejących się znajomych.
Przecież myślą podobnie i wyznają te same wartości.
Człowiek bezkolizyjny
Znacznie dalej niż Kate poszedł pisarz
Colin Beavan, który określił siebie "No Impact Man" (człowiek
bezkolizyjny). W swoim nowojorskim apartamencie odłączył prąd, nie
używa lodówki i telewizora, a blog pisze na komputerze zasilanym
baterią słoneczną. Przekonuje, że wszystkie te przedmioty są całkowicie
zbędne, tylko przyspieszają niszczenie naturalnego środowiska. Colin na
bieżąco informuje o swoim życiu bez zdobyczy cywilizacji w centrum
wielkiego miasta, ponieważ chce udowodnić ludziom, że to możliwe.
Ann Lord z Kalifornii opracowała poradnik, jak przeżyć bez zakupów.
Recepta jest prosta: wystarczy odwiedzić kilka restauracji i
niewielkich sklepów i dogadać się z personelem, co do pór wyrzucania
jedzenia na śmietnik. Amerykańskie normy sanitarne są tak surowe, że
praktycznie po kilkunastu godzinach przechowywania, żywność nadaje się
tylko do wyrzucenia - z prawnego punktu widzenia. Ann w ten sposób
zdobywała jedzenie dla siebie i trzech rodzin z sąsiedztwa. Kobieta
wyliczyła, że w ciągu roku zaoszczędziła tysiące dolarów na braku
zakupów i wyłączonej lodówce, bo skończyła z gromadzeniem zapasów. Jej
koleżanka Maggie z organizacji "Global Cool" walczącej z efektem
cieplarnianym przekonuje, że znakomitym prezentem dla świata jest
korzystanie z miejskiej komunikacji, roweru lub własnych nóg. Samochody
są drogie i zatruwają nas spalinami. Radykalni sympatycy organizacji
namawiają, żeby nie latać samolotami i ograniczyć do minimum podróże.
"Lepiej uratować świat, niż go zwiedzić" - nawołują.
Dla wielu ludzi, którym spodobały się idee freegan, to przejściowa
moda, dla innych sposób na życie. Ruch dotarł już do Polski - młodzi
ludzie chodzą wieczorami na targ. Tam sprzedawcy zostawiają im warzywa
i owoce, które następnego dnia nie będą nadawały się do sprzedaży.
Polscy freeganie ubierają się na śmietnikach lub w lumpeksach i
urządzają mieszkania rzeczami wyrzuconymi przez innych na złomowisko.
Fragment motocykla może z powodzeniem zastąpić stolik!
Anna Forecka
Zasady amerykańskich freegan:
- Jedzenia i ubrań szukaj na śmietnikach.
- Wytwarzaj jak najmniejszą ilość odpadów.
- Używaj paliw ekologicznych, poruszaj się głównie komunikacją miejską.
- Stosuj squatting, czyli wprowadzanie się do niezamieszkanych budynków, hal fabrycznych.
- Własnoręcznie wytwarzaj rzeczy codziennego użytku, ubrania, meble, narzędzia.
- Zrezygnuj z pracy. Lepiej ograniczyć do minimum wydatki, a czas poświęcić rodzinie i działalności charytatywnej.