Ich stawianie bardziej od leczenia przypomina magiczny rytuał. Ogień, pękate szklane naczynka (trochę jak szklane kule) i oczywiście mistrz ceremoniału, który w skupieniu przykłada je do ciała chorego.
Nic dziwnego, że kojarzą się z magią, skoro wywodzą się z medycyny ludowej, która znała wiele uzdrawiających czarów. Nasze prababki stawiały bańki na przeziębienia, zapalenie oskrzeli i płuc, a nawet na bóle reumatyczne. Dziś o tej metodzie leczenia prawie już zapomniano, a szkoda, bo jest skuteczna. Zważywszy na nieuchronnie nadchodzący wilgotny i wietrzny ziąb – czas ukochany przez różnej maści bakcyle – warto sobie o istnieniu baniek ogniowych przypomnieć. To naturalne antidotum na jesienno-zimowe dolegliwości dróg oddechowych, które z powodzeniem wspomaga kuracje lekami.
Prawie jak szczepionka
Wytworzone w bańce podciśnienie zasysa skórę do jej wnętrza, w wyniku czego dochodzi do pęknięcia podskórnych naczyń krwionośnych i wydostania się poza nie pewnej ilości krwi (po odpadnięciu baniek po każdej widoczny będzie ślad w postaci fioletowego krwiaka). Ta krew odbierana jest przez system obronny organizmu jako obce białko i staje się silnym bodźcem do wytworzenia dużej ilości ciał odpornościowych. Owe ciała, przygotowane do walki z wrogiem, napotykają jedynie własną krew organizmu – i kierują swoje siły przeciwko infekcji.
Działanie baniek polega więc na drastycznym pobudzaniu układu odpornościowego. Choć może się to wydać nieprawdopodobne, przypomina to działanie autoszczepionki, czyli szczepionki sporządzonej z własnych tkanek.
Jak to się robi?
Najodpowiedniejszym miejscem na stawianie baniek są plecy od wysokości nerek w górę oraz boki pleców. Nie wolno stawiać baniek z przodu: na klatce piersiowej i na piersiach, na twarzy, a także na skórze uszkodzonej, z brodawkami lub dużymi naczyniami krwionośnymi. Miejsca, na których stawia się bańki, powinny być czyste, uprzednio wymasowane, by poprawiło się w nich ukrwienie.
Oprócz szklanych baniek do wykonania zabiegu będą potrzebne: długi metalowy pręcik, trochę waty (do owinięcia końca pręcika), metalowy bądź szklany pojemnik ze spirytusem lub denaturatem, zapalona świeczka.
Osoba stawiająca bańki w jednej ręce trzyma bańkę, w drugiej metalowy pręcik. Zanurza go końcówką owiniętą watą w spirytusie, zapala od świeczki, po czym energicznie wkłada do bańki i szybko stawia ją na ciele, aby się przyssała. Zdarza się, że bańki nie chcą się trzymać i spadają. W takiej sytuacji należy cały zabieg powtórzyć. Można wcześniej skórę chorego lekko zwilżyć wodą (nie spirytusem, bo dojdzie do poparzenia!).
Następnie pacjenta należy ciepło okryć i pozostawić na 10–20 minut. Jeśli w tym czasie bańki same nie odpadną, trzeba je zdjąć, przyciskając palcem skórę przy bańce.
Po zabiegu
Po ściągnięciu baniek na najbardziej zainfekowanych obszarach ciała pacjenta pozostają ciemnofielotowe ślady, które po pewnym czasie znikną. Teraz należy chorego natrzeć go spirytusem i ponownie dokładnie okryć. Pacjent powinien pozostać co najmniej 3 dni w łóżku, aby „baniek nie przeziębić”.
Bańki można stosować zarówno u dorosłych, jak i u dzieci (od 4.–5. roku życia). W przypadku dzieci należy je trzymać 8–10 minut, u dorosłych 20 minut, natomiast u osób starszych 10–12 minut.
Oprócz baniek ogniowych w aptekach można kupić zimne bańki próżniowe. Działają po przyłożeniu do ciała przez wyssanie z nich powietrza specjalną pompką, którą można regulować ciśnienie. Odmianą próżniowych baniek są chińskie bańki z elastycznej gumy.