Bi Kidude, pieśniarka z Zanzibaru, która przyjechała do Wrocławia na Brave Festival, śpiewała pieśni o miłości i namiętności. A ci, co jej słuchali, uwierzyli, że seks może być czymś niezwykłym. Choć nikt nie tłumaczył słów pieśni wykonywanych przez nią w języku suahili. Na tym polega magia...
Nawet sama Bi Kidude nie wie dokładnie, ile ma lat. Ale właściwie czy to jest takie ważne?
Bi Kidude nie bez powodu nazywana jest zanzibarską babcią. Nikt nie zna jej daty urodzin, choć wiadomo na pewno, że pierwsze sukcesy muzyczne zaczęła osiągać w latach 20. ubiegłego wieku. Od momentu kiedy ściągnęła z głowy chustę, uciekając od dużo starszego męża, nigdy nie próbowała sprostać społecznym oczekiwaniom. Nie ominęły jej bieda i zawody miłosne, ale nadal popija drinki, pali cygara, flirtuje, tańczy i gra na bębnach. Na rodzinnym Zanzibarze do dziś przewodzi rytuałowi unyago – ceremonii inicjacji seksualnej młodych dziewcząt. Zamawiają ją matki dla swych córek, kiedy te zaczynają miesiączkować albo przygotowują się do zamążpójścia.
Królowa śpiewa o mężczyznach
Bi uznawana jest za współczesną królową taarab, gatunku muzycznego, który na Zanzibar przywędrował z Egiptu, a popularny jest także w sąsiadujących z wyspą Kenii i Tanzanii. Zapożyczona z arabskiego nazwa oznacza po prostu „radość płynącą z muzyki”. Bi nauczyła się taarab od Siti Binti Saad, pierwszej śpiewaczki na Zanzibarze. Przed nią nigdy nie śpiewano taarab w suahili. Przesłanie tych utworów jest prowokacyjne, często odnosi się do seksualnych zachowań mężczyzn i wykorzystywania kobiet. Głos Bi Kidude jest równie potężny jak głos jej mistrzyni.
Namiętnościami Bi są muzyka i... palenie
Miłość naprawdę odmładza
Przekonać się o tym można było podczas koncertu inaugurującego wrocławski Brave Festival. Niewielkiego wzrostu i niezwykłej żywotności kobieta stanęła przed nami boso, w pięknej sukni w kolorze mięty. Głosem nieco zachrypniętym wiodła nas przez niezwykłe obszary wyobraźni. I choć nie sposób było zrozumieć ani jednego słowa, to ton, melodyka i magia zmysłowych pieśni jednoznacznie wskazywały na cierpienie bądź uzdrawiającą radość, wyzwolenie lub niszczące poddaństwo.
Otwierając się na dźwięk i intencję śpiewaczki, można było poczuć znaczenie nostalgicznej muzyki, jej oczyszczającą energię i piękno. Okazało się, że język nie jest najważniejszy, kiedy mamy do czynienia z magicznym rytuałem. Nic dziwnego, że taki śpiew zapewnia Bi młodość! Jak sama podkreśla: „Kiedy śpiewam, czuję, jakbym na powrót miała 14 lat”.
I choć widzom doskwierał potworny zaduch w sali, ona snuła swą muzyczną opowieść niestrudzenie, otoczona szacunkiem młodych, pięknych muzyków. Zupełnie zaczarowała publiczność. Koncert zakończyła z zaskakującym humorem – wskakując na plecy towarzyszącej jej pieśniarce, która ją ucałowała, a potem wyniosła z sali.
Jednak to nie był koniec wieczoru. Prawdziwą moc Bi Kidude pokazała potem w klubie festiwalowym. Tańczyła do 3 nad ranem przy dźwiękach serwowanych przez wrocławskiego didżeja! Wraz z nią pląsały kobiety i mężczyźni, nie bacząc na gorąc i zmęczenie. Bi Kidude wybierała sobie partnerów, a potem, wtulając się w nich, falowała wraz z rytmem. Podobny entuzjazm wzbudził jej drugi koncert, po którym znów bawiła się w innym klubie. Tym razem skończyła o 2 w nocy, bo do łóżka zagonili ją jej muzycy, przekonując, że czeka ich jeszcze długa podróż...
Brave znaczy dzielny
Bi Kidude była niekwestionowaną gwiazdą Brave Festivalu trwającego we Wrocławiu od 2 do 9 lipca. „Brave” oznacza odwagę, z którą twórcy kultywują swoje tradycje, opierając się ekspansji silniejszych religii czy postępującej komercjalizacji życia. Poprzednie edycje festiwalu poświęcone były modlitwom, magii głosu, tańca i rytuału. W tym roku do Wrocławia zaproszono zaklinaczy. Wśród gości były twórczynie wpisane przez UNESCO na elitarną Listę Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości: uzdrawiające polifonicznym śpiewem bałkańskie kobiety z zespołu Bistritsa z Bułgarii czy Ahn Sook-sun, koreańska mistrzyni przepojonej duchowością opery pansori. Były też widowiskowe spektakle zaklinacza ptasich dźwięków oraz kapłanów ognia, a nawet obrzędy Komanczów i Czarnych Stóp.
Dochód z całej imprezy przeznaczony jest dla Rokpa International, fundacji opiekującej się pozbawionymi domu i rodziców dziećmi z Tybetu.