Ta kinowa baśń autorstwa Jamesa Camerona oglądana w trójwymiarze bije na głowę wszystko, co widzieliśmy do tej pory. Warto ją zobaczyć także dlatego, że świat przedstawiony w filmie wkrótce może okazać się naszą rzeczywistością. „Avatar” jest bowiem jak proroctwo!
Akcja filmu dzieje się na planecie Pandora. Różnice między nią a naszym globem są właściwie kosmetyczne: grawitacja jest tam mniejsza, zwierzęta są ogromne, a drzewa rosną wielkie jak wieżowce. Inny jest skład powietrza niż na Ziemi, przez co ludzie muszą oddychać w maskach, chociaż klimat jest na tyle łagodny, że nie trzeba nosić skafandrów. Właściwie Ziemia – tyle że trochę inna.
I chociaż dzisiaj jeszcze nie znamy planet podobnych do naszego globu, ich odkrycie i zbadanie jest tak naprawdę sprawą najbliższej przyszłości.
Czy będziemy do nich latać – jak w tym filmie – statkami kosmicznymi? To jest akurat najbardziej wątpliwe. Zapewne koszty takich podróży oraz ilość koniecznej energii będą długo przerastać ludzkie możliwości.
Za to zrobimy coś innego: zobaczymy, co na tych planetach jest, bo jesteśmy w stanie to zrobić. Pewnie już niedługo zbudujemy specjalne teleskopy. Będą one miały wiele metrów długości i specjalne zwierciadła. Żeby uniknąć zakłóceń w obrazie, trzeba je będzie umieszczać w kosmosie na orbicie. Odległość między kawałkami takiego teleskopowego zwierciadła może wynosić nawet miliony kilometrów. A co to oznacza?
Dzięki nim będzie można robić dalekim planetom takie zdjęcia, jakie dziś satelity robią Ziemi z orbity. Jeśli żyją tam istoty budujące miasta lub uprawiające pola, zobaczymy je z pewnością.
Ciała do wymiany, czyli awatary
Na filmowej planecie żyją tubylcy podobni do nas – niebieskoskórzy Na’vi. Ludzie przybyli na statku kosmicznym kontaktują się z nimi, jednak nie bezpośrednio. Żeby nie wystraszyć Na’vi, Ziemianie używają awatarów. Są to biologiczne roboty wyglądające jak Na’vi, sterowane zdalnie przez ludzi, którzy do tych powłok przenoszą tylko swoją świadomość.
Z pewnością taka technika jest sprawą odległej przyszłości, ale prostsze urządzenia będą budowane już wkrótce. Wyobraźmy sobie roboty, niekoniecznie człekokształtne, w które ludzie „wcielają się”, żeby drążyć kopalnie albo chodzić po dnie morza. Także na wojnę, zamiast żołnierzy, będzie można posłać tańsze awatary. Wtedy na polu bitwy każdy wojownik będzie miał kilka żyć, czyli awatarów do wymiany – jak dzisiaj w grach komputerowych.
Wojny firm, nie państw
Filmową Pandorę kolonizują ludzie, którzy nie zostali tam wcale wysłani przez konkretne państwo. Są pracownikami prywatnej firmy. I to jest trafna prognoza: coraz więcej spraw, którymi dzisiaj zajmują się państwa, będzie w przyszłości załatwianych przez wielkie korporacje. Wojna z tubylcami na Pandorze była prywatną wojną firmy górniczej. A już dzisiaj Amerykanie w konflikcie na Bliskim Wschodzie korzystają z usług prywatnych przedsiębiorstw.
Konflikt przemysłu i ekologii
Trafną prognozą wydaje się także główny wątek filmu, czyli konflikt między żyjącymi w zgodzie z przyrodą Na’vi a zbrojnymi w ciężki sprzęt ludźmi. Już teraz zdarza się, że ekologowie atakują statki wielorybników. I to nie jest chwilowa fanaberia, która zaraz się skończy. Konflikt pomiędzy miłośnikami zachowania przyrody i zwolennikami cywilizacji przemysłowej będzie się zaostrzał. Starcia, również zbrojne, przebiegać będą całkiem niezależnie od państw i ich formalnych armii. Wojna Na’vich z górnikami to nie jest tylko kosmiczna fantazja – może być to wgląd w naszą przyszłość.
I wreszcie technika filmowa „Avatara” sama w sobie jest wycieczką w przyszłość. Słychać, że wielkie wytwórnie już się rzuciły, by kolejne filmy robić w trójwymiarze. Taka będzie przyszłość kina. A zaraz potem telewizji, komputerów i gier.
Fot. 20th Century Fox